
W innych miastach tak nie ma
Przy okazji dowiadujemy się, że kierowcy MPK nie mają prawa posiadania żadnych środków obrony własnej. Nawet gazu pieprzowego, który jest powszechnie dostępny.
- Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby kierowca został zadźgany nożem albo dostał kulką. Kierowca nie żyje, pasażerowie wpadają w panikę - dodaje nasz rozmówca.
Co zatem może zrobić kierowca w sytuacji zagrożenia? Zadzwonić do dyspozytora, który w centrali ruchu informuje policję o zagrożeniu.
- Kiedyś w instrukcji zakładowej można było przeczytać, że mamy również prawo zjechać na komisariat. Teraz już takiego przepisu nie ma - przyznaje wieloletni kierowca. - Chociaż zapewne w takiej sytuacji, gdybym kierował tamtą 259, machnąłbym ręką na zakładowe przepisy i zjechałbym na komisariat, tym bardziej, że jest po drodze, nie wzbudziłoby to zatem szczególnych podejrzeń. Jest też przepis i obowiązuje on także dzisiaj, że kierowca może odmówić przewozu osoby, która stwarza zagrożenie, tyle że znów wracamy do pytania, co się stanie, jak kierowca wda się w dyskusję z kimś, kto ma broń. Prawda jest też taka, że nie sprawdzamy, kto co ma za pazuchą. Opieramy się na zasadach zaufania. Nie możemy być bohaterami i narażać swojego życia, bo nie mamy do tego narzędzi. Naszym zadaniem jest bezpiecznie dowieźć pasażerów do celu. I w mojej opinii, to pasażerowie są coraz bardziej niewdzięczni wobec naszej pracy. Proszę mi wierzyć, Wrocław jest najbardziej rozkapryszonym miastem co do roszczeń w sprawie komunikacji miejskiej. W innych miastach tak nie ma.