Klapa w Holandii. Michał Kwiatkowski nie dojechał do mety

Torunianin w zgodnej opinii był uznawany za głównego faworyta w wyścigu, który otwiera prestiżowy cykl klasyków Tryptyk Ardeński. Nie tylko dlatego, że wygrał tam rok temu. Trasa wydaje się idealnie skrojona pod jego możliwości.

Przez 200 km wszystko układało się zgodnie z planem. Na 30 km przed metą pozostali faworyci zaczęli się wykruszać, najpierw odpadł Philippe Gilbert, potem wysoko notowany Tom Dumoulin. Wydawało się, że szanse Kwiatkowskiego rosną z każdym kilometrem. Tylko do czasu.

Kluczowy dla losów Amstel Gold Race zawsze jest podjazd pod Cauberg, który kolarze pokonywali cztery razy. To słynna kolarska góra w Holandii, obecna także w przeszłości w mistrzostwach świata. Gdy czołowa grupa pokonywała go po raz przedostatni nie było w niej już Kwiatkowskiego. Początkowo próbował go jeszcze holować ciężko pracujący od startu Michał Gołaś, ale były mistrz świata został z tyłu i wkrótce wycofał się z wyścigu.

Po wyścigu na facebooku torunianin podziękował kibicom za wsparcie: "Dzięki wszystkim za wsparcie podczas Amstel Gold Race! Próbowaliśmy z całych sił, ale grad z deszczem zamroził dłonie, stopy, nogi, plecy a na koniec myśli i ambicje;/ Do następnego!".

Czy to błąd w przygotowaniach? W podobnym stylu Kwiatkowski zakończył Flandrię dwa tygodnie temu. W środę kolarz Sky nie wystartuje w Walońskiej Strzale, za tydzień spróbuje jeszcze powalczyć w Liege - Bastogne - Liege, który kończy wiosenną kampanię w World Tourze.

Wyścig wygrał Enrico Gasparotto (Wanty-Groupe Gobert), który uciekł czołowej grupie na finałowym Caubergu. Włoch triumfował w AGR już po raz drugi, poprzednio w 2012 roku.