- Zwykle jest to możliwe tylko wtedy, gdy odpowiednio prędko zostajemy powiadomieni o takim fakcie telefonicznie - zdradza Roman Baranowski, szef straży rybackiej w Świeciu.
Tak też było w przypadku 51 i 52-latka, którzy w miniony czwartek, około godz. 13 wypłynęli pontonem na Wisłę, by wyciągnąć sieci. Ktoś ich zauważył i powiadomił posterunek w Górnej Grupie. Tamtejsi policjanci, wspólnie ze strażnikami rybackimi, pojechali do Wielkiego Lubienia sprawdzić sygnał. Był prawdziwy. Zabezpieczyli ponad 14 kg ryb. Mężczyznom grożą nawet dwa lata więzienia.
Na "rurę"
Warto podkreślić, że kłusownicy stosunkowo rzadko wypływają na rzeki. Z kilku powodów. Aby skutecznie rozstawić sieci, potrzebna jest łódź, którą nie wszędzie można spuścić. Ryzyko, że ktoś to zauważy też jest większe. Dlatego uwaga straży rybackiej skupia się przede wszystkim na jeziorach. Sprzęt do nielegalnego odłowu zwykle udaje się zarekwirować w: Lubodzieży, Zalesiu, Błądzimiu, Ostrowitem, Bra-nicy. Niedawno na liście pojawił się także Grzybek, gdzie w ubiegłym roku wyciągnięto 30 sieci. - Oprócz tego na naszym terenie popularne są też: żaki, sznury, pupy - wylicza Baranowski. - Kłusujący na Branicy mają własny patent tzw. "rury" służące do połowu węgorzy.
Złapanie przestępcy za rękę jest trudne. Potrzeba sporo cierpliwości. Ta była konieczna, gdy chciano zatrzymać pewnego mieszkańca Chełmna, który w Rybnie rozstawiał sieci, po czym siadał na brzegu i jakby nigdy nic, łowił przy użyciu wędki. Pewnego dnia policjanci i strażnicy zaczaili się na niego. Długo obserwowali go z krzaków. Mężczyzna został zatrzymany, gdy wyciągał sieci. Nie mógł mieć nic na swoje usprawiedliwienie.