Warunki finansowe zaproponowane bydgoskim szpitalom przez NFZ nie zadowoliły żadnego dyrektora. I trudno się dziwić, ponieważ limity narzucone przez Fundusz znacząco wpływają na pacjentów.
- Mamy połowę lutego, a niektóre poradnie już nie zapisują chorych na ten rok - skarży się pani Grażyna z Bydgoszczy.
Taka sytuacja zaistniała w obydwu szpitalach uniwersyteckich. Na wizytę w bieżącym roku nie mają już co liczyć pacjenci, którzy zarejestrują się do poradni endokrynologicznej oraz okulistycznej (dla dzieci) w szpitalu im. Biziela.
Wolnych terminów nie ma także na rehabilitację w "Juraszu". Około pięciu miesięcy trzeba czekać na wizytę do kardiologa. - Kolejki do specjalistów spowodowane są głównie wysokością przydzielonych przez NFZ limitów - wyjaśnia Marta Laska, rzecznik prasowy "Jurasza".
Na razie rejestracja na terminy tegoroczne odbywa się w szpitalu wojskowym, ale jak zaznacza Krzysztof Kasprzak, dyrektor lecznicy, kolejki wydłużają się coraz bardziej.
Fundusz zapewnia, że przypadki pilne przyjmowane są na bieżąco. - A jeżeli kogoś niepokoi odległy termin wizyty, może zapytać lekarza, czy długi czas oczekiwania na poradę wpłynie na stan zdrowia - informuje Barbara Nawrocka, rzecznik regionalnego oddziału NFZ.