O treści wyroku 45-letni Rentflejsz dowie się jednak w areszcie od adwokata. Ze względu na problemy z konwojem nie dowieziono go bowiem wczoraj do sądu.
Wyłudził za 1,5 mln zł
Prokuratura zarzuciła mu wyłudzenie towaru o wartości ok. 1,5 mln zł i usiłowanie zagrabienia produktów na kolejne ok. 4,5 mln zł. Pod przykrywką różnych firm kupował towar na przedłużony termin płatności. Należności nigdy nie regulował, a łup upłynniał po zaniżonych cenach. Do współpracy zmuszał różnymi metodami. Jednego z pokrzywdzonych najpierw pobił, a potem groził wysadzeniem domu w powietrze. Innemu zaciskał krawat na szyi czy groził brzytwą.
Oskarżyciel żądał dla niego 7 lat więzienia - Poczucie bezkarności po dziewięciu latach znalazło w końcu swój kres - mówił w mowie oskarżycielskiej Franciszek Jankowski. - Adam R. nigdy nie składał żadnych podpisów, choć w rzeczywistości sam pociągał za sznurki. Formalnie kierownicze role pełnili "malowani prezesi". On zajmował się organizacją dostaw i ich zbytem, zabezpieczaniem fizycznym transakcji i ochroną. Nie przebierał w środkach.
_Sędziowie uznali, że Rentflejsz wspólnie z innymi osobami wyłudził na szkodę wielu firm całego kraju towar wartości prawie miliona złotych. Wysyłając go wczoraj na 5 i pół roku za kratki, nie mieli najmniejszych wątpliwości. Gangster wywinął się jedynie z gróźb brzytwą i działalności w jednej ze spółek. - O tym, co robił niektórzy świadkowie mówili wprost - uzasadniał wyrok sędzia Jerzy Sałata. - Stał na zapleczu i wspierał działania Marka D., który w biznes wszedł jeszcze wcześniej.
**_ Przyboczny "Taty"
O człowieku, który z pospolitego złodziejaszka, a potem cinkciarza, wysiadującego w przyciasnej kufajce pod kantorem, stał się niekwestionowanym przywódcą toruńskiego półświatka, krążyły legendy. Kartotekę wypełniał regularnie od 1973 r. Zaczynał od pospolitych włamań, co zawiodło go do poprawczaka. W 1983 r. trafił do więzienia za gwałt zbiorowy. Za udział w bójce na sądowym korytarzu (jesień 1998 r), dostał dwa lata. W karierze Adamowi pomógł Edward Ś. zwany "Tatą" (lokalny biznesmen i mózg afery węglowej). Rentflejsza poznawał ten, kto próbował wycofać się z ojcowskich interesów. Adam był wierny, ale jego oddanie skończyło się, gdy "Tata" trafił do pudła. W 1994 r. kręcił już biznes na własną rękę
W ten sposób niepozorny rencista (oficjalnie) zyskał sobie w "środowisku" opinię bezwzględnego i nieprzewidywalnego. Pracować nie musiał, bo pieniądze płynęły z haraczy, ściąganych z agencji towarzyskich. Mówi się też, że przez kilka lat kontrolował toruński rynek narkotyków.
Kolega "Pershinga"?
Ale prawdziwa legenda o gangsterze, koledze Pershinga runęła z siłą lawiny dopiero po wydarzeniach pod "Filmarem" (sierpień 2000 r), gdzie zamaskowany egzekutor wymierzył do antagonistów "Renifera" serię z kałasznikowa. Od kul zginął konkurent Renflejsza w branży narkotyków. Sam Rentflejsz zniknął. O tym gdzie się ukrywał i co robił, opowiadali nie tylko chłopcy z szerokimi karkami czy menele pod budkami z piwem. Historie o Adamie, o jego wcieleniach i przebraniach, można było usłyszeć nawet w miejskich autobusach.
Zatrzymano go w Bydgoszczy po prawie dwóch latach poszukiwań (październik 2002 r.) i od tego czasu jego mit zaczął się kruszyć. Popis dał tuż przed przesłuchaniem, gdy przed drzwiami do prokuratury zasymulował atak padaczki. Potem już mówił niewiele... Wkrótce dostał 7 i pół roku za udział w bójce na zamku krzyżackim, kierowanie grupą przestępczą i ściąganie haraczu. I ten wyrok jest już prawomocny.
Miejsce już zajęte...
**Ale nie pobyt za kratkami wydaje się być dla "Renifera" dramatem. Bardziej rujnuje go świadomość, że jego czas minął bezpowrotnie. Właśnie przeświadczenie o tym - jak zaznaczył w mowie oskarżycielskiej prokurator - że jego miejsce zajął już ktoś inny, niszczy go najbardziej. I chyba ma rację.
