Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Kontakt": pierwszy dzień dla laureata poprzednich edycji

MJ
W „Wujaszku Wani” Tuminasa nie ma słabych ról, wszystkie kreacje aktorskie są znakomite
W „Wujaszku Wani” Tuminasa nie ma słabych ról, wszystkie kreacje aktorskie są znakomite Fot. Walery Miasnikow/materiały teatru im. Wilama
Otwarcie festiwalu i od razu owacje na stojąco. "Wujaszek Wania" Rimasa Tuminasa podsycił teatralne emocje, ale "Werter" Michała Borczucha zaraz potem je ostudził.

Pierwszy dzień jubileuszowej edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego "Kontakt" upłynął pod znakiem nowych odczytań klasyki. Z obu jednoznacznie wyłania się pesymistyczna wizja współczesnego człowieka, jednak zarówno na poziomie emocji, jak i teatralnego warsztatu obie realizacje różnią się zasadniczo.

W konfrontacji reżyserskich osobowości i doświadczeń zwyciężył Rimas Tuminas, jeden z ulubieńców publiczności "Kontaktu" (w 1997 roku wywiózł z festiwalu I nagrodę za "Maskaradę", a pięć lat później II - za "Madagaskar"). Tym razem pokazał w Toruniu "Wujaszka Wanię" w wykonaniu aktorów jednej z najlepszych scen w Rosji - moskiewskiego Państwowego Teatru Akademickiego im. Jewgienija Wachtangowa.

"Wujaszek" Tuminasa - już według zapowiedzi - miał być zupełnie nowym odczytaniem dramatu Czechowa. Ale rezygnacja z sielankowej oprawy w postaci kipiących samowarów, miękkich foteli i bujnego ogrodu to za mało, by "zrobić" Czechowa na nowo. Tuminas poszukuje takiej możliwości gdzie indziej. Wydobywa ukryte w tekście pokłady absurdu i zaskakuje humorem, który przebija spod beznadziejności scenicznego świat. Reżyser raz po raz wykorzystuje chwyty charakterystyczne dla komedii kina niemego (Andrut do złudzenia przypomina Charliego Chaplina), parodiuje westerny i melodramaty.

Filmowych cytatów pojawia się więcej: bohaterowie "Wujaszka", którzy stanowią mroczne karykatury swoich marzeń i dawnych nadziei, chwilami upodabniają się do... rodziny Addamsów. U Tumi-nasa rosyjski dworek to nie zagrożona ostoja wielopokoleniowej rodziny, ale galeria portretów zdziwaczałych z samotności i niespełnienia postaci, których największym przekleństwem jest to, że nie zapomniały, kim pragnęły być. Widzowie wychodzą ze spektaklu bez złudzeń: zobaczyli prawdziwy dramat żywych ludzi. Do tego ludzi współczesnych, choć reżyser nie sili się na XXI-wieczny sztafaż.

Tymczasem w cierpienie uwspółcześnionego Wertera w spektaklu Michała Borczucha nikt do końca nie wierzy. Ot, mazgaj, niespełniony trzydziestolatek, którego w poczucie nieszczęścia wpędziły jego własne, nieprzekonujące fanaberie. Może i jest coś znajomego w powierzchowności pokazanych przez Stary Teatr z Krakowa uczuć i dramatów. Może i są one współczesne, bliskie, nasze. Jednak w chwili gdy spektakl zupełnie się rozsypuje (po pierwszej zmianie scenografii), nie mamy pewności, czy reżyser miał takie spostrzeżenia, czy wyszło mu to przez przypadek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska