Ale konfrontacja z udziałem dwóch kontrolerów oraz dwoma z trzech skontrolowanych w końca czerwca dziewcząt nie doprowadziła do rozstrzygnięcia sporu.
Prezes MZK Mieczysław Sabatowski poprosił o kompromis. Rodzice byli gotów na niego pójść, ale prezes Agencji Kontroli i Windykacji Ireneusz Schramka powiedział krótko "nie". Wierzy w uczciwość swoich kontrolerów, a prezes MZK - kierowcy, który stwierdził, że kontrola była właściwa.
Przeczytaj także: Wadliwy automat w tramwaju nie wydał 12-latce biletu. Kontrolerka wywiozła ją więc na ostatni przystanek
Przypomnijmy, rodzice są odmiennego zdania. Podnoszą, że kontrolerzy zachowywali się nieprofesjonalnie i niekulturalnie. Jeden z ojców zawiadomił prokuraturę, zamierza też wystosować skargę do burmistrza Chojnic. Twierdzi, że został obrażony także i on - gdy dojechał do córki na pl. Jagielloński.
- Nieprawda - mówił kontroler. - To pan nas zastraszał!
Zarówno w MZK jak i "Celinie" twierdzą, że dziewczyny miały dosyć czasu, by skasować zakupione w autobusie bilety. Bo pierwszy kasownik był przy kierowcy. Bruszanki mówią, że nie dały rady - podobno przepchnięte w tłoku nie miały dostępu do kasownika.
Prezes MZK zdradził, że kierowcy wyłączają kasowniki kilkadziesiąt metrów przed dojazdem do przystanku. Gdy widzą tam kontrolerów. - To skandal - mówią rodzice.
Czytaj e-wydanie »