https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Królowie świata

Joanna Grzegorzewska
Mają duże oczy i wklęsłe brzuchy; skóra i kości. Są tak zaniedbane i blade, że aż przezroczyste.

     Po prostu - przezroczyste dzieci. Tak właśnie mówi o nich ksiądz Romuald Biniak, proboszcz parafii pod wezwaniem Świętych Polskich Braci Męczenników. Inni po prostu - dzieci z ulicy.
     Trudno być dobrym człowiekiem
     
Rodzice? Piją. Albo zbierają puszki i makulaturę, żeby mieć za co przeżyć. Mają zbyt dużo własnych problemów na głowie: nie zapłacony rachunek za mieszkanie od nie wiadomo kiedy; brak pieniędzy na paczkę dla najstarszego syna, który siedzi za kratkami, za cienki portfel, kiedy przychodzi do płacenia w monopolowym, pusta tablica z ogłoszeniami w urzędzie pracy. Więc rodzice mają zbyt wiele na głowie, żeby myśleć o takich drobnostkach, jak swoje pociechy. Zresztą, jaka tam z nich pociecha? Tylko utrapienie.
     Kiedy wychodzą na ulicę, wściekają się. Kopią kosze na śmieci, okładają się pięściami, udają, że nie wzrusza ich płacz. Nie mówią o biedzie, bo głupio i wstyd. Nie proszą o jedzenie - honor nie pozwala. Nie mówią sąsiadom dzień dobry, bo nikt nie powiedział, że tak trzeba. Nie potrafią jeść nożem i widelcem, nie myją zębów, bywa, że bielizny nie zmieniają miesiącami, jeśli w ogóle ją mają. Załatwiają się w bramach, przy drzewie, na chodniku. Jakie są naprawdę?
     Sławek, 10 lat: - Ja przychodzę z dworu, kiedy chcę. Czasami nawet o północy. Bawimy się w ganianego, plujemy na chodnik. No, żeby sprawdzić, kto dalej trafi. Albo rysujemy na ścianach.
     Agnieszka, 11 lat: - Ja jestem w domu zawsze po 22, czasami później - jak mama zapomni mnie zawołać. Siedzimy wtedy na ławkach i rozmawiamy. O różnych rzeczach.
     Jurek, 12 lat: - Nie wciskaj kitu! O chłopkach gadacie. Kto z kim chodzi.
     Agnieszka: - Ale o koleżankach też. Na przykład o tym, że chciałabym mieć takie koleżanki jak Monika, bo one są miłe.
     Kasia, 11 lat: - Monika to dziewczyna z klasy. A jej koleżanki nie są wcale takie miłe. Wołają za mną prostaczka, prostaczka. Albo szmata. Ja bym wolała być taka jak Monika. Bo ona jest ładna i nikt jej nie wyzywa.
     Błonie, bydgoskie osiedle. Blok na bloku, czasami tabliczka z napisem: zakaz gry w piłkę. Ładna pogoda, dzieci tu jak szarańczy, krzyczą. Na ławkach przy mrówkowcu siedzą trzej niechlujni mężczyźni. Nieogoleni, jeden ma podarte spodnie, drugi połataną kurtkę. Piją piwo. Czwarty (buty zawiązane drutem) szuka petów w śmieciach. Dwóch chłopców (na oko: 12-13-latkowie) rzuca w młodszego kolegę (na oko: w 9-10-latka) plastikowymi butelkami z wodą. Mały ucieka slalomem. Udało się! Ryk. Czwarta butla trafia w plecy ruchomego celu. Mały płacze, starsi radośnie przybijają piątkę.
     Ale dzieci z tego osiedla mogą robić coś, czego nie zrobią inne, z drugiego końca miasta. Dzieci z Błonia mogą pójść do Geanta. Żeby sobie pokraść.
     Błonie. Osiedle jakich tysiące. Ojcowie i matki, których synowie i córki przynoszą do szkoły drugie śniadanie w kolorowych pudełkach a do domu pochwały od nauczycieli, mówią: - To złe dzieci.
     Nic się na ziemi bez przyczyny nie dzieje
     
Dzieci z ulicy mają puste brzuchy i trampki na zimę. W domu krzyk. Widzą: nabrzmiałą krwią twarz ojca, jego zaciśnięte pięści. I matkę z podbitym okiem płaczącą w kuchni. Albo leżącą na podłodze w pokoju, bo wódka nie pozwoliła jej dojść do wersalki. Więc nie lubią domu.
     Rzadko patrzą prosto w oczy. Ich ciała są wyprężone, zawsze jakby gotowe do skoku. Niechętnie rozmawiają z obcymi. Kiedy są na swoim terenie, na swojej ulicy, w swojej bramie czują się mocne. Silne, jeżeli stoją w grupie. Zaskoczeni w pojedynkę, wykrzykują dwa-trzy zdania i uciekają.
     Londynek. Stara dzielnica, jakich tysiące. Zapuszczone kamienice, śmierdzące moczem bramy. Z nielicznych śmietników wystają pudła i butelki, które jeszcze kilka minut temu dały kilku mężczyznom zapomnienie.
     W jednej z bram kuca dziesięciolatek. Pali papierosa.
     - Jak masz na imię?
     - Król Świata.
     - Król... A co robi taki Król Świata?
     - Jest sławny. Tak, jak ja.
     - Ale ja ciebie nie znam.
     - E..., bo sławny to dopiero będę. Jak piłkarze. I bogaty, jak oni. Wtedy kupię sobie piórnik, z jakimś fajnym rysunkiem. Może z Pokemonami?
     Żeby znaleźć takich jak on, wcale nie trzeba długo szukać.
     Dobro i zło zawsze z sobą graniczą
     
- Te dzieci potrzebują pomocy, jeszcze można je uratować! - tłumaczy z przejęciem ksiądz Romuald Biniak, serdeczny, ale i surowy dla swoich podopiecznych: - Wszystkich się nie da, bo przecież nawet Chrystus wszystkich nie uzdrowił. Ale jeśli z tych setek uda się nam dać ciepło chociaż trzydziestce... To już będzie coś.
     Siostra Elżbieta Chmara, urszulanka: - One potrzebują nie tylko nowych butów, pomocy w lekcjach i kanapek. Im brakuje ciepła. One chcą tylko, żeby je czasami przytulić.
     Siostra Elżbieta jest kierowniczką świetlicy dla takich dzieci jak Król Świata. I takich, jak Dziadek Wentyl, który lubi się bić. Świetlica jest na Wyżynach, osiedlu-blokowisku, które ma każde większe miasto w Polsce.
     Dziadek Wentyl to Hubert, lat 10 (początkowo 88, za chwilę mówi o 14-u). Dlaczego Wentyl? Bo lubi jeździć na rowerze, bo nikt na podwórku nie robi takich ósemek jak on. - Mam najnowszy model BMX-a! - chwali się. Koledzy się śmieją. Ten BMX to zwykły gruchot, który tylko cudem trzyma się kupy.
     Wentyl przez chwilę milczy, składa ręce na piersi. Nagle - wyskakuje jak z procy (siostra opiekunka wyszła na chwilę), podbiega do Różowej Pantery (pluszowa maskotka jest większa od Huberta o kilka centymetrów) i okłada ją pięściami, kopie, rzuca o ścianę.
     Dzieci w krzyk: - Siostro!
     Wentyl spokojnie: - To Superman, nie Różowa Pantera. Nic jej nie będzie.
     Godzinę później nie biega już wokół stołu, nie okłada pięściami Różowej Pantery, nie rozbija samochodu. Cichutko siedzi na kolanach Izy, wolontariuszki. Przytula się.
     Hubert: - Lubię tu przychodzić. Dlaczego? Bo siostry nie krzyczą.
     Nie wszyscy są stworzeni do wszystkiego
     
Alicja Piątek pracuje z młodzieżą w świetlicy "Domek" na Błoniu. O dzieciach z ulicy mówi tak: - Są głodne, brudne, wręcz lepkie. Nadpobudliwe, na wszystko reagują agresją. Fizyczną albo słowną. Ale to nie ich wina. Po prostu brak im miłości, są zaniedbane wychowawczo. _Zajęcia terapeutyczne mogą sprawić, że nie będą znane policji, jak ich matki, nie będą szukać niedopałków w koszu na śmieci jak ojcowie. Nie będą za dziesięć lat pić taniego wina w bramie, jak koledzy z sąsiedztwa. Nie będą? Dzieci z ulicy mówią, że nie.
     A o czym marzą? Dziewczynki o lalce Barbie, którą widziały tylko na wystawie? A chłopcy o rolkach z hamulcami i markowych butach, które noszą koledzy z klasy?
     Ania (13 lat) marzy, żeby mieć dom, w którym będzie prąd i gaz. I w którym będą ładnie pomalowane ściany. I chciałaby mieć męża, który nie będzie na nią krzyczał.
     Patrycja (13 lat) najbardziej na świecie chce, żeby rodzice się nie kłócili.
     Tomek (12 lat) chce być bogaty. Bogaci ludzie mają swoje domy, biedni nie. A on chce mieć swój dom.
     Przemek (11 lat) chciałby mieć mundur, bo wszyscy boją się ludzi w mundurach i szanują ich. Marzy o ładnej żonie: - _Żeby się nie kłóciła ze mną, nie obrażała i bardzo mocno kochała do końca życia. I żeby była inteligentna. _Przemek chce mieć jeszcze dziesięcioro dzieci, bo dobrze mieć dużą rodzinę. I dużo pieniędzy, żeby utrzymać rodzinę.
     Natalia (11 lat) marzy o własnym koniu i chce, żeby jej wujek rozbudował gospodarstwo.
     Sonia (11 lat) marzy o tym, żeby być piosenkarką, bo piosenkarka jest często pokazywana w telewizji.
- I wtedy wszyscy zwracają na ciebie uwagę i bardzo cię lubią..
     Monika (10 lat) chce być już dorosła, żeby móc pracować, bo kiedy człowiek pracuje, to ma pieniądze. Dużo pieniędzy.
     Asia (11 lat): -
Ale pieniądze nie dają szczęścia.
     Monika: -
Ale jak ich nie ma, rodzice się kłócą. I jak nie ma pieniędzy, nie mam skarpetek...
     _

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska