- Dwa przypadki samobójstw gimnazjalistów zelektryzowały w ostatnim czasie chojniczan. Dlaczego nasze dzieci nie chcą żyć?
- One bardzo ciężko znoszą przekraczanie progu pomiędzy dzieciństwem a dorosłością. Jeśli nie znajdą oparcia w tym czasie, mogą szukać różnych dróg, by zwrócić na siebie uwagę. Bo każda próba samobójcza to przecież komunikat - nie jestem zbyt dobry, nikt mnie nie kocha, zajmijcie się mną. Kiedy dzieciaki wybijają się na samodzielność, często robią różne rzeczy, które niekoniecznie podobają się dorosłym. Eksperymentują z używkami, są agresywne. Bo dojrzewanie to proces skomplikowany i na ogół depresyjny. Rodzice i nauczyciele muszą to zrozumieć. Jeśli zrozumienia nie ma, to wystarczy nawet błahostka - kłótnia z dziewczyną, awantura w domu, żeby podjąć decyzję, która może kosztować życie.
- I nie jesteśmy w stanie zauważyć, że dzieje się coś złego z naszym dzieckiem?
- Może tak być, że nie mamy zielonego pojęcia o tym, że w głowie naszego dziecka dzieje się coś złego. Dziecko jest ciche, spokojne, nie sprawia problemów, uczy się przeciętnie i na pozór może się wydawać, że wszystko jest OK. Ale jego świat wewnętrzny jest zupełnie inny. Dlatego trzeba być bardzo uważnym, przyjmować elastyczną postawę. Dziecko musi wiedzieć, że jest kochane, że błędy będą mu wybaczone, że ma możliwość poprawy. A kontrola nad nim powinna być naprawdę dyskretna, tak by nie czuło jej jako represji.
- Rodzice i nauczyciele w takich przypadkach zadają sobie dramatyczne pytanie, czy mogli temu zapobiec. Czego nie zrobili, co mogłoby uratować życie ...
- Przede wszystkim powinni nauczyć się obserwować dzieci, uczniów. Mogą się nauczyć na warsztatach psychoterapeutycznych, jak postępować, by rozumieć młodych ludzi. Nauczyciele nie mogą osobiście odbierać aktów wrogości, do których dochodzi wobec nich. Bo dla dojrzewających młodych ludzi to oni są reprezentantami świata dorosłych, a agresja jest wyrazem bezradności.
Krzyk o pomoc
Rozmawiała MARIA EICHLER

z Lucyną Borzyszkowską i Wiesławem Talarem, psychoterapeutami