Porozmawiamy o walentynkach?
Ale w jakim kontekście? Bo ja raczej jestem sceptycznie nastawiony do obchodzenia tego święta. Przez obecną w nim komercję.
Możemy zatem skonfrontować komercję z poezją. Czy poezja wygra?
Obawiam się, że raczej nie. Dlatego właśnie postanowiłem zorganizować czwartkowe przedwalentynkowe spotkanie w bibliotece i przybliżyć mieszkańcom nieco poezji miłosnej. Pokazać, że zamiast na walentynki kupować kolorowe majtki w serduszka, można ofiarować wybrance albo ukochanemu piękne wiersze.
Kupić ukochanej tomik poezji?
Owszem, można. Ale można jeszcze prościej. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce internetowej Google: poezja miłosna. Wyskoczą tysiące propozycji, które wystarczy wydrukować, ładnie oprawić, dołączyć do tego jakieś czekoladki i piękny prezent gotowy.
Ale co wybrać, jaką poezję? Przecież autorzy różnie pisali.
To już bardzo indywidualna sprawa. Powiedziałbym nawet, że intymna. Jednym może się spodobać poezja delikatna o miłości platonicznej. Są wiersze opiewające radość życia małżeńskiego, erotyki, ale są też utwory, które niektórym mogą się wydawać wręcz pornograficzne. Jednych mogą gorszyć, ale innych nie.
Co może gorszyć w poezji?
Jest np. taki utwór Aleksandra Fredry „Sztuka obłapania”. Są tam fragmenty, które na pewno zgroszyłyby niejedną osobę. Fredro pisał to mając 17 lat, będąc wśród żołnierzy wojsk napoleońskich. Można sobie tylko wyobrazić na jakie tam tematy wyłącznie rozmawiano.
A wracając do walentynek. Obchodzić je czy nie?
To też indywidualna sprawa. Ale warto odpowiednio się przygotować do niego i nastroić. Oczywiście poezją.