Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Rybiński: - Pomoc społeczna najbardziej pomaga bogatym Polakom!

Tekst i Fot. Agnieszka Wirkus [email protected] tel. 52 32 63 182
Andrzej Rybiński:  Jak ktoś zarabia mało, to płaci niskie podatki i niewiele może od nich odliczyć. Dlatego dostaje znikomą ulgę
Andrzej Rybiński: Jak ktoś zarabia mało, to płaci niskie podatki i niewiele może od nich odliczyć. Dlatego dostaje znikomą ulgę
Jeżeli w dużym stopniu ograniczymy system pomocy społecznej dla dobrze zarabiających osób, to zyskamy rocznie kilkanaście mld zł - rozmowa z Krzysztofem Rybińskim, ekonomistą.

- Wariaci, niepoważni - twierdzi pan, że właśnie w ten sposób premier nazywa ekonomistów, którzy krytykują politykę jego rządu. Mają rację? - Wszystkie argumenty, których używam w dyskusji z rządem na temat reformy państwa, są poparte informacjami z poważnych instytucji - takich jak Komisja Europejska, Główny Urząd Statystyczny, Narodowy Bank Polski czy prognozy samego rządu.

Zobacz też: Robert Gwiazdowski w Toruniu: Podatek VAT wzrośnie o 28 procent! (wideo)

- Twierdzi pan, że Tusk zadłuża Polskę bardziej niż Gierek. Dlaczego? - Bo to obliczyłem. Rząd podaje, że w latach 2008-2013 zadłuży Polskę na 330 mld zł. Do tego doliczam 30 mld zł, które schował w Krajowym Funduszu Drogowym. To daje w sumie 360 mld zł. Dzielę tę kwotę przez dochód narodowy Polski, który - według prognoz rządu - w 2013 roku ma wynieść 1,7 bln zł. I tak ustalam, że w ciągu sześciu lat nowe długi Tuska wyniosą 21 procent PKB. Biorę statystyki Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz NBP i widzę, że w ciągu pierwszych sześciu lat dekady Gierka w relacji do dochodu narodowego zadłużono kraj na tyle samo, na ile Tusk planuje to zrobić w pierwszych pięciu - sześciu latach swoich rządów. Tylko, że obecny premier jednocześnie zarabia na sprzedaży majątku państwowych firm z lat 70. i dostaje pieniądze z Unii Europejskiej. Gdy wziąć to pod uwagę, to okaże się, że Tusk w rzeczywistości zadłuża Polskę na 40 procent PKB.

Ci, którzy mówią, że jest inaczej - jak minister finansów i premier - popełniają błąd na poziomie matematyki ze szkoły podstawowej. Albo wiedzą, jak jest i po prostu kłamią.

- Dlaczego kłamią? - Żyjemy w świecie, w którym nie liczy się to, co ktoś naprawdę robi, ale jakie sprawia wrażenie. Rząd jest w tym bardzo dobry. A najlepszy jest w niedawaniu Polakom wyboru.

- Przecież mamy demokrację... - Tylko teoretycznie. W praktyce rząd straszy nas: "Musicie na nas zagłosować. Bo jeśli tego nie zrobicie, to do władzy wróci Prawo i Sprawiedliwość i wsadzi was do więzień". Nie twierdzę, że partia Kaczyńskiego jest lepsza. Mam do niej wiele zastrzeżeń. Nie przeprowadziła ważnych reform w czasie bardzo dobrej koniunktury. Mogła ograniczyć wydatki budżetowe, poprawić regulacje.

Jednak w sposobie - w jaki postępuje Platforma Obywatelska - nie ma miejsce na reformy. Mamy przed sobą dobrą dekadę. Ważne jest, czy ją wykorzystamy i zamiast obecnego trzyprocentowego wzrostu gospodarczego w ciągu tych dziesięciu lat będziemy mieć sześcioprocentowy. Bo po 2020 roku dobra passa się skończy.

- W jaki sposób możemy osiągnąć taki wynik? - Jest wiele możliwości. Około 15 procent polskiego społeczeństwa pracuje w niskowydajnym rolnictwie. Gdyby część tych osób znalazła zatrudnienie w bardziej opłacalnych usługach, budownictwie lub przemyśle, więcej by zarabiali i jednocześnie wydawali, co napędzałoby gospodarkę.

Tymczasem nasz system - czyli KRUS i unijne dopłaty - zatrzymują ludzi w rolnictwie. Tak samo jak zła polityka na rynku pracy powoduje, że mamy mnóstwo niepracujących osób w wieku 30-40 lat.

- 40-latkowie, a tym bardziej 50-latkowie, często nie myślą o karierze zawodowej, tylko o tym, aby jak najszybciej przejść na emeryturę. - Polski nie stać na utrzymywanie młodych emerytów i przywilejów mundurowych. Mamy 120-miliardową dziurę budżetową. Gdyby jej nie było, to czemu nie. Ja tego nie akceptuję, ale skoro większość społeczeństwa się zgadza, to proszę bardzo. Kto siedzi za biurkiem w mundurze, przechodzi na emeryturę w wieku 35 lat. A jak nie ma munduru, ale też siedzi za biurkiem, to kończy pracę mając lat 60 lub 65. Dla mnie to jest przykład niesprawiedliwości społecznej.

W Polsce więcej kobiet niż mężczyzn jest nieaktywnych zawodowo. Nie mogą pracować, bo gdy brakuje przedszkoli i żłobków, nie udaje im się pogodzić wychowania dziecka i pracy zawodowej. Zaś na wynajęcie opiekunki nie zawsze ich stać. Na wsiach i w małych miastach do przedszkoli chodzi zaledwie 16 procent dzieci. Mimo że są w wieku, w którym zdobywają ważne umiejętności, które przydadzą im się przez całe życie. Maluchy, które nie były w przedszkolu, już na starcie mają pod górkę.

Problem rozwiązałoby stworzenie w małych miejscowościach sieci domowych przedszkoli. Za unijne pieniądze można by przeszkolić nieaktywne zawodowo kobiety. Pomóc im w przygotowaniu salek, dostarczyć pomoce naukowe. Gdy one robiłyby przedszkolny biznes, inne panie miałyby zapewnioną opiekę dla swoich dzieci i mogłyby pójść do pracy.  

- Pieniądze na zrealizowanie takich pomysłów są tylko w programach unijnych czy też w budżecie państwa? - To nie jest tylko kwestia tego skąd wziąć fundusze, ale jak je efektywnie wykorzystać. Gdybyśmy to potrafili, to prawie 80 procent pomocy społecznej nie trafiałoby do średnio lub bardzo zamożnych osób.

- Niemożliwe! - Możliwe. Są na ten temat raporty, w tym ten rządowy - Polska 2030.

Ja sam korzystam z pomocy społecznej. Choć bardzo dobrze zarabiam, to kupując leki dostaję refundacje. Należy mi się również prorodzinna ulga podatkowa. Moje dzieci, jeśli będą mieć dobre wyniki na studiach, dostaną stypendia naukowe. Mam prawo do zasiłku pogrzebowego. Takie rozda- wanie pieniędzy nie ma żadnego uzasadnienia. Po prostu politycy uparli się, że będą dawać wszystkim po równo.

- To nie jest po równo. Najbiedniejsi nie otrzymują ulgi podatkowej na dzieci lub korzystają z niej w niewielkim stopniu. - Jak ktoś zarabia mało, to płaci niskie podatki i niewiele może od nich odliczyć. Dlatego dostaje znikomą ulgę. To kolejny absurd. Jeżeli w dużym stopniu ograniczymy system pomocy społecznej dla dobrze zarabiających osób, to zyskamy rocznie kilkanaście mld zł. Możemy je przeznaczyć na inwestycje - takie jak tworzenie przedszkoli. 

- Rząd twierdzi, że ogranicza zadłużenia państwa podnosząc podatek VAT. - Tym sposobem wchodzimy w nieprawdopodobne bagno. Podatek VAT ma przynieść 5 mld zł rocznie dodatkowych dochodów. Rok temu rząd mówił, że zaoszczędzi, ograniczając liczbę etatów w urzędach o 10 procent. Ostatnio to powtórzył. Tymczasem najnowszy raport GUS pokazuje, że zatrudnienie w administracji publicznej, obronie narodowej i ZUS wzrosło od czerwca 2009 roku do czerwca tego roku o 7 procent. Średnia pensja urzędnika wynosi 4200 zł brutto. Jeśli pomnożymy tę kwotę przez liczbę nowych etatów w administracji, to uzyskamy 3 mld zł. Co oznacza, że już "zjedliśmy" 60 procent pieniędzy, które w przyszłym roku ma przynieść podwyżka VAT.

- Ale przecież są sygnały o zwolnieniach w różnych urzędach. - Na razie na papierze. Rząd pokazowo w kilku instytucjach obetnie etaty, ale jestem przekonany, że za rok zatrudnienie w administracji będzie wyższe.

Żeby efektywnie zmniejszyć zatrudnienie w administracji, trzeba to zrobić z głową. Sprawdzić, którzy urzędnicy zajmują się wykonywaniem niepotrzebnych czynności i zwolnić tylko tych pracowników.

Wielu moich byłych studentów pracuje w ministerstwach. Ich zdaniem w resortach można ograniczyć zatrudnienie o 30-50 procent i to nie tylko bez szkody dla organizacji pracy, ale nawet z korzyścią dla niej. Obecnie sytuacja wygląda tak, że gdy w administracji pojawiają się nowi pracownicy, chcą mieć coś do powiedzenia. Dokumenty krążą między coraz większą liczbą osób. Biurokracja pęcznieje. Jeden z przedsiębiorców opowiadał mi, że w 1991 roku od momentu zaprojektowania jego zakładu do uruchomienia w nim produkcji minęło pół roku. Gdy teraz postanowił zrealizować podobną inwestycję, na samą zgodę na budowę czeka 18 miesięcy i jeszcze jej nie dostał! To jest chore!

W przyszłym roku GUS pewnie znów poda, że zwiększyła się liczba etatów w administracji publicznej. Może nie będzie ich o 7 procent więcej, tylko o 2 procent, ale to i tak nie zmieni sytuacji. Żeby zatrzymać tę machinę, trzeba postąpić jak Wielka Brytania, która zlikwidowała 25 procent etatów w administracji.

U nas też jest to możliwe. Zrobił to NBP, gdy liczba województw zmniejszyła się z 49 do 16. Przez kilka lat bank stopniowo zwalniał niepotrzebnych pracowników w oddziałach, zapewniał im szkolenia i pomoc w znalezieniu pracy w prywatnych firmach. Jak premier i ministrowie nie są w stanie zrobić tego samego w administracji publicznej, to nie umieją rządzić. Dlatego nazwałem ich nieumiakami.

Czytaj też: Kobiety, rodźcie dzieci, kiedyś zrobicie na tym biznes! - twierdzi Robert Gwiazdowski

To dlaczego pan się ich domaga? - Bo w Polsce potrzebna jest debata publiczna. Mamy węzeł gordyjski, którego nie da się rozwiązać. Można go tylko przeciąć, tak, jak według legendy - zrobił to Aleksander Macedoński.

- Widzi pan w polskiej polityce takiego Aleksandra? - To nie chodzi o osobę, tylko o mechanizm. Wyłącznie duży kryzys - jakiego doświadczyła Wielka Brytania, Irlandia, Islandia i kraje nadbałtyckie - może spowodować, że będziemy w stanie zaakceptować i wprowadzić radykalne reformy. W Polsce kryzysu nie było i nie będzie. Przez najbliższą dekadę gospodarka będzie dryfować na poziomie trzech procent PKB. Przyjdzie rok 2018 lub najpóźniej 2020 i te wszystkie patologie, które hodowaliśmy przez lata, zwalą nam się na głowy. Stanie się tak, bo rządzący nie wykorzystają szans gospodarczych.

Zamiast reform mamy dziś debatę na temat tego, jak okraść przyszłych emerytów. Czyli jak zabrać z OFE pieniądze, by zasypać dziurę budżetową i nie przeprowadzać reform. Pokolenie dzisiejszych 20-latków nam tego nie daruje. Za 30-40 lat dostaną emerytury warte 30 procent ich osta- tnich pensji albo jeszcze mniej. Teraz jest to średnio 56 procent.

Kobiety będą w jeszcze gorszej sytuacji. Ponieważ zazwyczaj pracują krócej niż mężczyźni, ale żyją od nich dłużej, odłożone przez nie składki trzeba podzielić przez większą liczbę lat. W efekcie panie dostaną głodowe emerytury. Tylko jakiego polityka interesuje, co będzie za 30 lat? 

Zobacz też: Robert Gwiazdowski: - W Polsce nie warto legalnie zatrudniać! (wideo) 

 

 

- Wierzy pan, że taki rząd wprowadzi reformy? Nie

-   Nie wierzę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska