Kto przeżyje, ten żyć będzie - powiedział refleksyjnie Wałęsa, gdy zapytano go o opinię na temat obecnej lawiny teczkowej. Wałęsa jest politykiem doświadczonym i wie, że, gdy fala rusza, to nic jej nie powstrzyma. Nawet próby skierowania w bardziej bezpieczne koryto często kończą się niepowodzeniem. Także i teraz przewidywać można, że tak zwane "cywilizowanie" tego procesu będzie w znacznej części nieudane. Świadczą o tym kolejne inicjatywy.
W Koszalinie działacze Solidarności, którzy dostali swe teczki, wywiesili je podobno w Internecie. W tamtym regionie Solidarność nigdy nie była jakoś szczególnie mocna, a więc i zakres porachunków powinien być ograniczony. Tyle że społeczność też mniejsza i większość ludzi się zna, co oznacza, że każde nazwisko może więc powodować wstrząsy. Pal sześć, gdy będzie chodziło o prawdziwych donosicieli, ale jeżeli pojawią się też tacy, którzy nie donosili? W stolicy Jan Maria Jackowski z LPR zażądał, by prezydent Warszawy Lech Kaczyński ujawnił swoją teczkę. Podtekst łatwo znaleźć - sypie się stołeczna koalicja PiS z LPR i Jackowski czuje się zagrożony na stanowisku przewodniczącego Rady Warszawy, a więc szuka okazji do zabłyśnięcia. Kaczyński oczywiście natychmiast złożył podanie o uznanie pokrzywdzonego, aby móc teczkę pokazać. Wcześniej tego nie zrobił, go przymuszono.
W innym województwie działacze PiS postanowili zlustrować się sami i wzywają się wzajemnie do pokazywania teczek. Kto nie chce, może łatwo podpaść pod kategorię - agent. Na Pomorzu Krzysztof Wyszkowski lustruje nadal Dariusza Fikusa podważając ustalenia ogłoszone przez prezesa IPN, że Fikus agentem nie był. Wyszkowski mówi, że w tak krótkim czasie z pewnością nie zrobiono nawet porządnej kwerendy w archiwach. Po Warszawie, a ściślej rzecz biorąc w środowisku dziennikarskim, krąży tak zwana lista Wildsteina, która jest podobno czymś w rodzaju spisu inwentarzowego Instytutu Pamięci Narodowej, ale która potocznie uznawana jest za listę agentów. Jest to lista imponująca, bo liczy 240 tys. nazwisk.Leon Kieres szef IPN i historycy zapewniają, że to nie jest żadna lista agentów, ale opinia publiczna i tak będzie wiedziała swoje. W końcu słynna lista Macierewicza też była tylko "informacją o zasobach archiwalnych MSW", a natychmiast stała się listą agentów i dla wielu jest nadal źródłem wiedzy niepodważalnej, mimo że kilka osób w procesach lustracyjnych zostało całkowicie uniewinnionych. O tym mało kto chce już pamiętać.
Ponieważ rozmaitych inicjatyw lustracyjnych mamy tłum, jest nawet projekt ustawy autorstwa LPR, aby listę pracowników i tajnych współpracowników wywiesić szybko w Internecie, więc w najbliższych miesiącach, a może nawet latach, tajny współpracownik stanie się nieodłącznym elementem krajobrazu politycznego i społecznego. Do jakiego stopnia SB pobudza nadal wyobraźnię, niech świadczą informacje, że przygotowywany jest cykl filmów mających upamiętnić rocznicę Sierpnia i powstania Solidarności, co jest niewątpliwie zamierzeniem szczytnym. Czas najwyższy, by zaczęły powstawać polskie filmy na ten temat. Rzecz jednak w tym, że jeden z pierwszych będzie traktował o ubeku w rodzinie, a motywy esbeckie znajdą się także w kilku innych. jak tu się oprzeć wrażeniu, że jednak coś jest nie tak, że ten filtr papierów dawnej Służby Bezpieczeństwa jest zbyt chętnie używany i że taki zapis historii może się okazać wielkim triumfem zlikwidowanej już ponad piętnaście lat temu służby, mającej na celu represjonowanie obywateli.
Kto przeżyje...
Janina Paradowska, "Polityka"