https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kto wreszcie coś powie?

Michał Woźniak
Blokada rozpoczęła się zupełnie spontanicznie,  w pewnej chwili przechodzące obok bramy żony  cukrowników zauważyły podejrzany ruch przy  biurowcu zakładu. Skrzyknęło się kilka kobiet,  złapały się za ręce blokując przejazd.
Blokada rozpoczęła się zupełnie spontanicznie, w pewnej chwili przechodzące obok bramy żony cukrowników zauważyły podejrzany ruch przy biurowcu zakładu. Skrzyknęło się kilka kobiet, złapały się za ręce blokując przejazd. Michał Woźniak
W południe miała rozpocząć się konferencja, na której żony żnińskich cukrowników chciały poinformować media o efektach swej piątkowej wizyty w Warszawie. Spotkanie mocno się przesunęło - zamiast cichego spotkania, o godzinie 12 trwała blokada zakładowej bramy, której nie mógł sforsować samochód wiozący dyrektorów pionu technicznego Krajowej Spółki Cukrowej.

     Blokada rozpoczęła się zupełnie spontanicznie, w pewnej chwili przechodzące obok bramy żony cukrowników zauważyły podejrzany ruch przy biurowcu zakładu. Skrzyknęło się kilka kobiet, złapały się za ręce blokując przejazd. Kiedy samochód próbował wyjechać drugą bramą - również ta została zablokowana przez przypadkowego mieszkańca Żnina, który w ten sposób postanowił wesprzeć cukrowników.
     - Po co tu przyjechaliście, powiedzcie coś - domagali się pracownicy? - Wstydzicie się teraz spojrzeć nam w oczy?
     W odpowiedzi pasażerowie samochodu - Grzegorz Kowalski - dyrektor departamentu technicznego KSC oraz szef pionu restrukturyzacji Piotr Petrykus zasunęli szyby służbowego forda i włączyli radio.
     Tymczasem do pań dołączyli cukrownicy: - od pół roku tylko obiecujecie, a nie dzieje się nic. Wstyd wam teraz, że nawet nie chcecie powiedzieć, po co tu przyjechaliście? A może przywieźliście nowe propozycje? Żeby jeszcze bardziej skłócić załogę? Bo to robicie naprawdę doskonale...
     _Dyrektor Tadeusz Stolarek wezwał na odsiecz policję.
     
- Powiem po co przyjechałem, ale dopiero za bramą. Nie będę nic mówił jako więzień - skwitował pytanie dziennikarza o cel wizyty jeden z dyrektorów.
     Interwencja policji nie była jednak potrzebna. Sytuację zażegnał lider związkowców Marek Wojciechowski. -
Z nimi nie ma co rozmawiać, to tylko pracownicy. Trzeba poczekać, aż przyjadą z Zarządu KSC...
     Awantura przed bramą skończyła się po 40 minutach. Jak się dowiedzieliśmy dyrektorska wizyta związana była z kolejną propozycją uruchomienia produkcji alternatywnej. Jakiej? Tu już zasłaniano się tajemnicą. Niemniej dokładnie sprawdzono stan kotłowni zakładu oraz oczyszczalni ścieków przemysłowych.
     Walcząca trzynastka...
     
O desperacji pracowników walczących o uratowanie swojego zakładu świadczy piątkowa wyprawa żon cukrowników do Warszawy, które w imieniu mężów postanowiły walczyć o przyszłość zakładu.
     
- Nie wiem jak to się stało, ale już na rogatkach Warszawy czekała na nas policja. Ktoś musiał im powiedzieć o naszym wyjeździe. Rozmowa była krótka: ile nas jest? Kiedy się okazało, że 13 i nie potrzebujemy zezwolenia na pikietę, pojechałyśmy dalej, aż do Ministerstwa Skarbu.
     Przed gmachem na wymachujące transparentami i krzyczące hasła w obronie żnińskiej cukrowni panie czekała kolejna jednostka policji. Ostatecznie na rozmowy do ministerstwa zaproszono trzyosobową delegację. Panie przyjęła p.o. dyrektora Departamentu Nadzoru Właścicielskiego Skarbu Państwa - Elżbieta Jerzak. Jak udało się ustalić - takie polecenie od ministra skarbu Jacka Sochy.
     
- Przekazałyśmy petycję i opowiedziałyśmy, o co nam tak prawdę chodzi. Chcemy jeszcze jednej kampanii i jakichś sensownych propozycji przekształcenia zakładu, tak, by zachowane zostały miejsca pracy. Czy to aż tak wiele? Bo na razie KSC mówi samymi ogólnikami, będzie biopaliwo, bioetanole, suszenie lucerny, suszenie warzyw. Stale się tylko mówi i mówi, a szczegółów żadnych. Nie wiadomo - będzie praca w Żninie czy nie? Co z majątkiem zakładu?
     Pani dyrektor przyjęła pismo, zaraz też zaczęła przekonywać żninianki, że najlepszym rozwiązaniem dla ich mężów byłoby tak zwane samozatrudnienie. Niech zakładają spółki pracownicze - brygady remontowe, stolarskie, dekarskie - pracy jest wszędzie mnóstwo.
     
- Może w Warszawie, ale na pewno nie w Żninie, gdzie bezrobocie już dziś sięga 35 procent! Cały czas gadałyśmy jak głupi z wariatem. My swoje, ona swoje. Wreszcie nam wypaliła! To wy nie wiecie, że Cukrownia Żnin to już sprawa honoru i ambicji? KSC nie popuści, bo straciłoby twarz, ministerstwo ma ograniczone ruchy... Nieoficjalnie nam powiedziała, że ktoś popełnił błąd i teraz wszyscy brną w to dalej... Ale oczywiście z prośbą, by tego nie nagłaśniać. Wywiązała się pyskówka. Już wiedziałyśmy, że tak niczego nie wskóramy. Postanowiłyśmy więc pogadać "jak kobieta z kobietą". A ta znów swoje argumenty - mamy zakładać spółki, bo spółka realizuje program rejonizacji i w związku z tym Żnin musi być zamknięty. Teraz dopiero wyszło, że nie miała większego pojęcia o czym rozmawiamy. Bo jak można mówić o rejonizacji, skoro pod Inowrocławiem mają być trzy cukrownie, a u nas żadnej? Do czego to doszło, żeby sprzątaczka "zakręciła" swą wiedzą dyrektorkę z ministerstwa?
     Przez cały czas trwania rozmowy pozostałe przed Ministerstwem Skarbu żony cukrowników skandowały hasła. Słychać je było nawet na piątym piętrze ministerstwa, w gabinecie dyrektor Jerzak. - Rozdawałyśmy też ulotki z informacjami o naszej cukrowni. Zaznaczałyśmy jednak przed wręczeniem - pamiętaj, taka ulotka kosztuje, to są nasze pieniądze, więc jak masz ją wyrzucać do kosza to lepiej nie bierz! Ale brali, czytali i przyznawali nam rację. Jeden z policjantów stwierdził nawet, że sprawą naszej cukrowni już dawno powinien zająć się prokurator!
     Oleksy nie wyszedł...
     
Z ministerstwa manifestantki przejechały pod sejm. Chciały spotkać się z marszałkiem Józefem Oleksym. tego jednak dnia marszałek był bardzo zajęty. Zamiast niego panie otoczyły więc wychodzącego właśnie z budynku parlamentu posła Ziobro. Znów przedstawiły zarzuty wobec KSC, poseł zaś przyznał, że sprawa jest mu znana, ale zajmuje się nią Tomasz Markowski. Zresztą on też nic nie może zrobić, bo jest posłem opozycji...
     Chwilę później żninianki rozmawiały również z posłem Wenderlichem.
- Będzie praca w Żninie - obiecywał. - Trzeba tylko negocjować, walczyć i rozważać propozycje. Cały czas działam w tej sprawie i staram się was wspomagać...
     Pusty parking
     
Ostatnim miejscem, które chciały odwiedzić cukrowniczki była warszawska siedziba KSC. Parking przed tym budynkiem zazwyczaj zastawiony jest samochodami do ostatniego miejsca. Tym razem był zupełnie pusty.
- Jak się rozpowiada plotki, ze rzucamy w przedstawicieli KSC i ich samochody kamieniami, to się nie ma co dziwić, że pochowali auta. Ciekawe, kto nam robi taką opinię?
     Jajka, to i owszem, latały, ale kamienie? W życiu. Zresztą w KSC i tak nie było z kim rozmawiać. Jak zwykle mamy strasznego pecha. Kiedy jesteśmy w Toruniu - słyszymy, że zarząd spółki akurat jest w stolicy. W Warszawie dowiadujemy się, że są w Toruniu. A jak znam życie, to siedzieli u siebie w gabinetach, tylko nie chcieli wyjść, nie mieli odwagi spojrzeć nam w oczy!
     **Piątek pod flagami
     _Żony cukrowników dziś mogą już bez większych emocji opowiadać o swej warszawskiej wyprawie. Przyznają jednak, że na tym nie poprzestaną.
- Na razie szykujemy się na piątkową manifestację w Żninie, ale jak trzeba będzie to wrócimy i do Warszawy i do Torunia. Na pewno cukrowni nie odpuścimy. Wiecie co kobiety? Jak trzeba będzie to we dwie wejdziemy na komin cukrowni i przykujemy się tam. Niech ludzie widzą, że on jeszcze stoi...
     Wiele wskazuje na to, że podczas piątkowej manifestacji Żnin może zostać przez dwie godziny sparaliżowany. Przedstawiciele wielu sklepów i instytucji zapowiedzieli zamknięcie swych punktów w geście solidarności z cukrownikami. Po pochodzie sprzed bramy zakładu na żniński rynek (po drodze będą wręczone petycje w starostwie oraz Urzędzie Miejskiej) - przed basztą odbędzie się pikieta, w której oprócz cukrowników wezmą udział również związkowcy skupieni w OPZZ i "Solidarności" takich zakładów jak żniński szpital, ZEC, PKS i wielu innych. Miasto będzie też oflagowane.
     
Coraz większa desperacja
     **- Cały czas czekamy na obiecaną przez panią wicepremier Izabelę Jarugę Nowacką drugą turę rozmów o przyszłości żnińskiej cukrowni - kończy Marek Wojciechowski, lider związkowców. - Miała ona się odbyć po dwóch tygodniach, tymczasem minęło już pięć, a termin spotkania nie jest nawet wyznaczony. Czy można się więc dziwić, że ludzi ogarnia coraz większa desperacja?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska