- Pamiętam niektóre szczegóły, ale osób nie - zeznawał w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy Marek Ł. Był świadkiem w procesie dwóch bydgoskich policjantów oskarżonych o to, że w listopadzie 2017 roku na komisariacie w Fordonie pobili dwóch zatrzymanych mężczyzn.
Marek Ł. został już wcześniej w innym postępowaniu skazany za to, że feralnej nocy 2017 roku poświadczył nieprawdę - wydał zaświadczenie o stanie zdrowia mężczyzn przyprowadzonych do szpitala MSWiA w Bydgoszczy (gdzie akurat wtedy pełnił dyżur) nie badając ich. Wykonanie wyroku zostało warunkowo umorzone. Lekarz stwierdził, że u jednego z poszkodowanych nie było śladów pobicia.
- Faktycznie wykonałem tylko pierwszy, obserwacyjny etap badania - powiedział lekarz. - Nie wprowadziłem obu zatrzymanych do gabinetu lekarskiego tylko wyszedłem na korytarz i stwierdziłem, że jeden z nich był w kasku ochronnym. Wszedłem do gabinetu i wypisałem dokumentację dla obu zatrzymanych - zeznawał wczoraj w bydgoskim sądzie.
- Na pewno jeden z nich był potraktowany gazem. Świadczyły o tym plamy koloru pomarańczowego pod powiekami. Innych urazów u niego nie widziałem.
Lekarz dodał później, że wprawdzie pytał policjanta, dlaczego mężczyzna ma kask na głowie, ale odpowiedzi nie uzyskał. Domyślił się, że to w związku z próbą samookalecznia zatrzymanego.
Pomyślałem, przyprowadzono dwóch mężczyzn, nic im nie jest, jak wytrzeźwieją, będą zdrowi - skwitował lekarz w sądzie.
Marek Ł. dodał, że zna osobiście ojca pokrzywdzonych. To również lekarz, ale pracujący w innym szpitalu w Bydgoszczy. Następnego dnia bracia mieli wykonane kompleksowe badania z użyciem, m.in. tomografu komputerowego.
Na jednej z poprzednich rozpraw pokrzywdzony opowiedział, co - według niego - wydarzyło się listopadową nocą, kiedy wraz z bratem zostali zatrzymani przez patrol policji: - Podjechał do nas radiowóz, policjanci wysiedli i podeszli do nas. Chcieli nas wylegitymować. Nie zgodziłem się na to, pytaliśmy o powód interwencji, ale nie dowiedzieliśmy się tego - mówił przed sądem Grzegorz P. Mężczyzna twierdzi, że jeszcze zanim zostali zabrania na komisariat, policjanci powalili na ziemię zatrzymanych. - Mój brat był duszony, a policjant naciągnął mu czapkę na twarz - zeznał Grzegorz P.
- Byłem bity, otrzymałem kilkanaście ciosów. Najpierw otwartą dłonią. Plułem krwią - mówił z kolei na wcześniejszej rozprawie Jeremi P. ofiara pobicia, który występuje w procesie jako oskarżyciel posiłkowy. Te słowa odnosił do tego, co miało miejsce już na komisariacie w bydgoskim Fordonie.
Bracia tamtego wieczoru wracali ze spotkania u znajomych w Solcu Kujawskim. Do Bydgoszczy wrócili pociągiem i wysiadłszy na stacji Bydgoszcz-Wschód poszli na autobus nocny na przystanek przy ulicy Fordońskiej. Zostali zatrzymani już w Fordonie, kiedy wysiedli z autobusu. Policjanci podawali za powód zatrzymania fakt, że bracia mieli pić piwo, idąc chodnikiem.
Oficjalne stanowisko policji po zdarzeniu było takie, że pokrzywdzony dokonał samookaleczenia, uderzając głowa w biurko, przy którym go posadzono. Prokuratura zarzuca, że oskarżeni, w łazience komisariatu w Fordonie, uderzali „nieuzbrojonymi rękoma po twarzy i głowie poszkodowanego”, powodując liczne obrażenia. Byłym policjantom grozi do trzech lat więzienia.
Przebudowa węzła na Kapuściskach - wideo z drona
