Kilka dni temu posłowie LPR grozili, że kiedy kupimy niemieckie czołgi, to Liga będzie domagać się dymisji Jerzego Szmajdzińskiego, ministra obrony narodowej. Umowę jednak podpisano, ale związkowcy z Bumaru - Łabędy (producenta naszych czołgów) zauważyli, że ważące ok. 60 ton niemieckie czołgi nie przejadą przez polskie mosty, zupełnie nie przystosowane do takich obciążeń. Tak ujawniono jedną z tajemnic Układu Warszawskiego, która dziś już tajemnicą nie jest, gdyż polskie mosty i wiadukty są w opłakanym stanie.
"Szafy" wygrały
Janusz Zemke, wiceminister obrony narodowej, kontratakuje: polskie mosty kolejowe wytrzymują obciążenia pociągów ważących o wiele więcej niż Leopardy. W taki też sposób czołgi będą transportowane na polskie poligony. Eksperci twierdzą, że porównanie niemieckich czołgów z polskimi wygląda jak zestawienie szafy z nocnym stolikiem. Leopardy "szafy" skonstruowano na wypadek dużego konfliktu zbrojnego, w którym miały stanowić pancerne przeciwuderzenie. Nasze "nocne stoliki"- są takie, jakie są, gdyż od 10 lat kolejne ekipy rządowe nie miały pomysłu na restrukturyzację polskiej zbrojeniówki. Ta ma znakomitych fachowców i technologie, które - niestety - pamiętają lata 70.
- Fabryka Bumar-Łabędy chce, by wojsko zamawiało 40 nowych czołgów w roku, a takich zleceń w dzisiejszych czasach nie składa już nikt na świecie - twierdzi Janusz Zemke. - To jest tak, jakby wszyscy nadal mieli jeździć polonezami, gdy są - używane, bo używane - ale dobre zachodnie samochody.
Wiceminister podkreśla, że oprócz czołgów dostaniemy od Niemców pojazdy obsługi technicznej, nowoczesne urządzenia treningowe oraz kilkadziesiąt tysięcy sztuk amunicji gratis, a na jej wysokie koszty powołują się przeciwnicy Leopardów. Gdybyśmy mieli kupować pociski od producenta, kosztowałyby one grubo ponad 200 tys. zł.
A piechota czeka
Przedstawiciele resortu obrony wytykają również Bumarowi-Łabędy, że podnosi krzyk o niemieckie czołgi, a sam nie przystąpił do przetargu na bojowe transportery piechoty, które są priorytetowe dla polskich wojsk lądowych. - A jak zakład miał stanąć do przetargu, gdy ma problemy z wypłatą wynagrodzeń dla pracowników? - pytają ci, którzy znają sytuację w Łabędach.
Najgorsze jest to, że obie strony mają rację. Wojskowi chcą mieć zachodni sprzęt współdziałający z NATO, a "zbrojeniówka" pracę dla zatrudnionych w tej branży. Rozstrzygnięcia należą do polityków, co właśnie się stało...
