- Rząd Leszka Millera został sformowany w 17 dni. Miał składać się z ludzi "sprawdzonych i doświadczonych". Tymczasem obserwujemy prawdziwą karuzelę ministerialną, z której bez przerwy ktoś wypada...
- Powiem uczciwie, że ten rząd coraz mniej mi się podoba. Jest to rząd SLD, ale staram się patrzeć na niego obiektywnie, bo zależy mi na tym, by państwo dobrze funkcjonowało. W czasie kampanii wyborczej przedstawiliśmy bardzo konkretny program, tylko z jego realizacją coś jest nie tak. Może zbyt szybko powstał rząd? Co jeden fachowiec to baron - szef wojewódzkich struktur Sojuszu. Myślę, że tu popełniono błąd. Nie można zakładać, że ktoś, tylko z tego względu, że jest partyjny, będzie dobrym ministrem. Okazuje się, że to się nie sprawdza. Powtarzają się głosy, że należało się oprzeć na wynajętych fachowcach do realizacji programu, to byłoby słuszniejsze.
- Od lat zna pani Leszka Millera. Rozczarował panią jako premier?
- Leszek Miller jest znakomitym strategiem. To człowiek na bardzo trudne czasy. Potrafi wypracować i zrealizować różne koncepcje. Ale w tym przypadku nałożyło się tyle problemów: objęliśmy państwo w fatalnym stanie, do tego doszły negocjacje z Unią Europejską, problemy z gospodarką i przyrostem produktu krajowego brutto. I nagle coś idzie nie tak. Myślę, że na tym etapie nasz szef partii już nie daje sobie rady. Uważam, że jest on jednym z najlepszych członków Rady Ministrów, ale coś z pozostałym składem jest nie tak. Sam fakt, że nawymieniał już tylu ministrów, o czymś świadczy. Za błąd uważam również zapewnienie, iż nikogo już nie wymieni. A ja tam widzę jeszcze co najmniej kilka postaci do wymiany.
- Kogo?
- Tego nie powiem. Wystarczy poczytać sondaże: co o ministrach sądzi społeczeństwo. Ma rację.
- Na co zachorował SLD i premier?
- Niby zostaliśmy zaszczepieni słuszną ideą, jest koncepcja, ale coś nie gra. Trudno mi powiedzieć, co. Brakuje wsłuchania w głosy innych. Wygląda to tak: my mamy rację, my jesteśmy wybrańcami narodu, a za mało jesteśmy otwarci na dyskusje z własnym otoczeniem.
- Przecież chcieliście władzy.
- Celem każdej partii jest zdobycie władzy. Słyszy pan, co mówi Andrzej Lepper, Liga Polskich Rodzin, Platforma, a nawet pięciu posłów w jakimś klubiku.
- A pomysł wcześniejszych wyborów w czerwcu przyszłego roku?
- To nie jest dobry pomysł. Może to ma trochę uspokoić społeczeństwo i sejmową opozycję? Ona mówi nawet o wyborach jesiennych lub na wiosnę przyszłego roku. Z kolei drugim punktem tego, o czym mówił premier, jest reforma finansów publicznych i przyjęcie budżetu. Jaką będziemy mieli dyskusję w Sejmie, jeżeli widmo wcześniejszych wyborów obudziło już kolegów z poszczególnych klubów? Już dziś rozpoczęła się solidna kampania wyborcza, przy której nie będzie czasu na budżet.
- Czyj to był pomysł: premiera czy prezydenta?
- Nie wiem, kto to wymyślił. Takie propozycje pojawiały się wcześniej, gdy opozycja zaczęła mówić o wcześniejszych wyborach. Prezydent Kwaśniewski powiedział: dobra, można się spotkać. I padł termin czerwcowy, bo będą wtedy wybory do Parlamentu Europejskiego. Dla nas, ludzi lewicy, to nie jest dobry termin. Nie będzie szans na przeprowadzenie reformy finansów publicznych, bo gdzie znajdziemy chętnych do podejmowania niepopularnych decyzji? Czy w obliczu wyborów Platforma Obywatelska zdobędzie się na poparcie radykalnego programu SLD? Nie. Powiedzą: niech Sojusz weźmie to sobie na głowę i zbierze za to cięgi. Poprze to Prawo i Sprawiedliwość? Nie. Oni będą zgłaszać takie propozycje, jak AWS za rządów Buzka.
- Ocena tego rządu nie przełoży się na wyniki referendum?
- Na pewno część ludzi tak to potraktuje. Przecież premier nieopatrznie kiedyś powiedział, że będzie to głosowanie za albo przeciw rządowi. Powiedział niepotrzebnie. Zanim wypowiedział te słowa powinien ugryźć się w język, bo wszyscy zaraz to zauważyli i podchwycili. Mimo wszystko wierzę, że referendum będzie wygrane. Wiem, że Polacy są bardzo mądrym narodem i nie odważą się wystąpić przeciwko swoim dzieciom i wnukom. Dlatego, że byłaby to zemsta starszego pokolenia. Powinniśmy myśleć o przyszłości, o rozwoju kraju. Niestety, rozwój może być tylko wtedy, gdy wejdziemy do Unii. Wszystkie kraje obok nas chcą wstępować, nawet mała Malta. A Polska, duży kraj w środkowej Europie pozostanie poza?! Przecież to niemożliwe, nierozsądne i nielogiczne!
- Prezydent Kwaśniewski powinien wycofać swoje poparcie dla SLD?
- A dlaczego ma wycofywać poparcie? Aleksander Kwaśniewski jest człowiekiem lewicy, bardzo szanowanym przez lewicę. Jest właściwie jedynym autorytetem w kraju. Każde rozsądne ugrupowanie, w tym SLD, musi współpracować z prezydentem. I musi brać pod uwagę to, co mówi prezydent. A on chce dobra dla kraju, także dobra dla polskiej lewicy, ponieważ z tej lewicy wychodził. To co mówi i robi pan prezydent, odbieram wyłącznie jak troskę o nas. Zadaje nam pytanie: czy warto umierać za ten rząd? Odpowiadam - nie warto. Prezydent pyta: czy warto walczyć o lewicę? Tak, warto.
- Skoro Leszek Miller nie jest dobrym "sternikiem", to może należałoby go zmienić?
- Można się zastanawiać. Sojusz do tej decyzji jeszcze nie dojrzał, ale powtórzę nasz dylemat. Co jest ważniejsze: SLD czy jeden człowiek? Odpowiadam: największą wartością jest SLD! Nad tym trzeba się zastanowić. Przyjdzie taka pora.
- Pojawiają się nazwiska Marka Borowskiego i Józefa Oleksego, którzy mogliby zastąpić Leszka Millera na stanowisku premiera.
- Pojawiają się. Oleksy jest znany z tego, że potrafi współpracować z PSL-em. A jednak tego PSL-u w tej koalicji brakuje. Nie tylko w koalicji rządowej, ale i w województwach. Tam, gdzie wystąpiliśmy z koalicji wojewódzkich z PSL-em i zawiązaliśmy inne doraźne dla jakichś celów, tam wszystko się nie sprawdza. U mnie na Lubelszczyźnie PSL zawsze miał znaczenie. Od dziada, pradziada. I nagle zrywać koalicję? Dla mnie była to decyzje niezrozumiała, ale mnie nikt wtedy o zdanie nie pytał. U nas nie lubi się takich ludzi jak ja.
- Może SLD jest partią wodzowską z wodzem Leszkiem Millerem na czele. I dlatego będzie trudno zmienić ten układ?
- Jest, ale to nie dotyczy tylko premiera. W każdym województwie znajdzie pan barona, który trzęsie partią.
- Od kiedy poseł Sierakowska zmieniłaby rząd?
- Gdyby to ode mnie zależało... ależ klina mi pan zabił. Odpowiem inaczej. Gdy swego czasu zmienialiśmy rząd ówczesnego premiera, powiedziałam mu wtedy - zawiodłam się na tobie. Dziś powiem również: zawiodłam się.
- Powie pani: Leszek, zawiodłam się na tobie?
- Zawiodłam, bo myślałam, że wszystko pójdzie sprawniej. Od polityka tej klasy spodziewałam się większej zręczności. Tym bardziej, że on naprawdę jest sprawny i potrafi to robić. Nie wiem, dlaczego mu nie wyszło.
- Zmienić od kiedy?
- Sam pan premier uzna, kiedy, ale myślę, że trzeba to zrobić.
- Szybko?
- To trzeba zrobić tak szybko, by był czas na realizację dobrego programu SLD.
- Mówiliśmy o trzeszczących finansach państwa, grożących katastrofą. Jak, w takiej sytuacji, utrzymać lewicowość, gdy wszyscy wyciągają ręce do rządu i mówią: dajcie i nam?
- To jest cały paradoks i chichot historii. SLD w 1993 roku po to przyszedł do władzy, by budować kapitalizm. I to samo robi teraz - buduje kapitalizm z ludzką twarzą. Największą tragedią SLD i partii lewicowych jest to, że w takiej sytuacji zachowują się jak prawica. Bo nie ma ekonomii kapitalizmu i socjalizmu...
- ...kiedyś były.
- No, były. Nie ma ekonomii gospodarki społecznej, jest ekonomia. Liczy się rynek. I to jest brutalna prawda. Gdyby rzeczywiście można było dzielić nadwyżkę budżetową, tak jak w Stanach Zjednoczonych, to rozdawalibyśmy pieniądze. Np. zamiast na zbrojenia i wojnę w Iraku - dajemy na zdrowie, edukację. To byłoby cudowne. Bylibyśmy bardzo dobrą lewicą. A jesteśmy lewicą, która musi sprzedawać, prywatyzować...
- ... to akurat idzie wam słabo.
- No, widzi pan. Może dlatego, że jesteśmy lewicą idzie nam to bardzo powoli.
- "Jak lewica rządzi, to Kościół najwięcej ciągnie. Kupują nas, terroryzują...", to słowa Marka Dyducha... Popiera pani stanowisko sekretarza SLD?
- Marek za te słowa pokajał się i przeprosił. Wypowiedział je bardzo emocjonalnie. Należę do polityków, u których emocje grają jakąś role, ale coraz mniejszą. Można było powiedzieć to innymi słowy, bo nie jesteśmy krajem, w którym jest całkowity rozdział Kościoła od państwa. To potwierdzają wszystkie badania, że Kościół ma zbyt duży wpływ na politykę.
- Na przykład?
- Kościół stanowczo sprzeciwia się przyznaniu kobietom prawa do aborcji, bez względu na okoliczności osobiste i społeczne tego problemu. Ja natomiast jestem przeciwna wprowadzania tego zakazu do ustawodawstwa państwowego wraz z całym pakietem sankcji karnych. W końcu Kościół ma bardzo duży wpływ na swoich wiernych i poprzez wychowanie, wpływanie, powinien mówić, co jest dobre, a co złe. Marek Dyduch mówił również o procesach dotyczących zwrotu majątku. Ludzi to również bulwersuje. W końcu nie wszystkie majątki zostały odebrane Kościołowi po 1945 roku. Niektóre były odebrane w XVIII czy XIX wieku. I to z różnych powodów, m.in. za długi. Mówił też, że Kościół korzysta z finansów państwa, bo korzysta. To jest kilka miliardów złotych. Mówiąc, że ludzie są bardzo biedni, bogaty Kościół powinien powiedzieć: no dobrze, to może zamiast lekcji religii opłacanej przez państwo, nauczać religii będziemy w parafiach? Takiego podejścia do problemu nie widać i pewnie to Marek Dyduch miał na myśli.
Leszek, zawiodłam się na tobie
Rozmawiał Roman Laudański

Rozmowa z IZABELLĄ SIERAKOWSKĄ, posłanką Sojuszu Lewicy Demokratycznej