Leszek Miller podczas Impact 2025
Były premier i szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej zwrócił uwagę na obecną słabość lewej strony sceny politycznej. Obecnie jest ona podzielona między trzema kandydatami na prezydenta: reprezentującą Nową Lewicę Magdalenę Biejat, szefa partii Razem Adriana Zandberga oraz startującą bezpartyjnie Joannę Senyszyn.
- Ja kibicuję pani Senyszyn, ale ona akurat w sondażach nie ma wielkich szans, więc pozostaje Biejat, albo Zandberg. Ta osoba, która wygra, na pewno zostanie okrzyknięta przez Lewicę jako przyszły lider - diagnozował obecną sytuację na lewicy Leszek Miller.
Zandberg nie błyszczał podczas kampanii
Mimo że według Leszka Millera, jego była partyjna koleżanka, Joanna Senyszyn, ma najlepsze kwalifikacje i przygotowanie merytoryczne do przejęcia przywództwa lewicy, to za późno wystartowała w wyborach. Poza tym, w odróżnieniu od Magdaleny Biejat i Adriana Zandberga, nie posiada zaplecza w postaci struktury partyjnej.
- Jestem pod wrażeniem retoryki pana Zandberga. Chociaż w tej kampanii on specjalnie nie błyszczy. To jest pewne rozczarowanie, bo ja sądziłem, że jak będą debaty, to on pokaże swoje umiejętności. Ale jeśli chodzi o znajomość rzeczy, żarliwość ideową, to Zandberg na pewno daje sobie radę - zauważa Miller.
Podczas rozmowy w naszym studiu negatywnie odniósł się do poglądu, według którego polska scena polityczna jest zabetonowana przez dwa ugrupowania. Zwracał uwagę, że w międzyczasie pojawiły się ugrupowania, które stanowiły znaczące siły w parlamencie. Jednak z jakiegoś powodu ich potencjał wypalał się w ciągu jednej kadencji. Całą rozmowę można zobaczyć w materiale wideo.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]. Dołącz do naszego kanału na Facebooku!
Znane postacie w blasku reflektorów. Kto dotarł na kongres I...
