Mówił 2,5 godziny, na jednym oddechu, bez przerwy, nawet na popicie wody. Leszek Żebrowski nakreślił tło, na którym wyrosły polskie elity władzy po 1944 r. Szeroko omówił dwa totalitaryzmy, które po sąsiedzku "oskubały" Polskę i wytrzebiły inteligencję, przedsiębiorców, duchownych, wszystkich tych, którzy mogli mieć wpływ na przetrwanie narodu.
Podkreślił, że komunistyczna władza narzucona przez Moskwę została wyedukowana i przygotowana do zadania specjalnego, jakim było podporządkowanie Polaków reżimowi ze Wschodu. Stąd też bezlitosna rozprawa z żołnierzami Armii Krajowej, którzy nie złożyli broni, z tymi, którzy kwestionowali nowy ład. Ginęli w ubeckich kazamatach, a ślad po ich grobach często zaginął.
- Trzeba było społeczeństwu oderwać "głowę" - mówił Żebrowski. - Wtedy będzie ono w rozsypce. Jak wybije się przedwojenną elitę, to reszta będzie posłuszna.
Nowa władza kreowała nowe autorytety, a Żebrowski przypominał, że ciemne plamy na życiorysie można znaleźć i u Leszka Kołakowskiego, i u Ryszarda Kapuścińskiego. Nie zostawił suchej nitki na Bronisławie Geremku i Jacku Kuroniu, bo według niego byli to luminarze w Polsce Ludowej, którzy doskonale wiedzieli, że ich czas się kończy i że trzeba sobie szykować miękkie lądowanie w nowym państwie.
- Nie znając tych życiorysów, tak naprawdę niewiele możemy powiedzieć o tym, kto nami rządzi - wywodził gość Wszechnicy. - Była szansa, żeby to wszystko poszło w innym kierunku, żeby się odciąć od tego dziedzictwa PRL, ale ten pajac Wałęsa doprowadził to wszystko do upadku. Można było komunę rozliczyć i skazać, tak jak to zrobili Norwegowie. U nas jednak tak się nie stało.