W 1997 roku ster rządów przejęły Akcja Wyborcza Solidarność i Unia Wolności. SLD, będący wówczas jeszcze koalicją partii, związków i stowarzyszeń, przegrał wybory parlamentarne. Lewica nie zmarnowała jednak czasu spędzonego w opozycji...
Po linii partyjnej
Negocjacje o członkostwo w UE Polska rozpoczęła 30 marca 1998 r., a zaledwie kilka miesięcy później w Warszawie ruszyło Krajowe Centrum Edukacji Europejskiej. Zostało uruchomione przez Radę Krajową Socjaldemokracji Rzeczpospolitej. Centrum organizowało roczne weekendowe kursy wiedzy o UE. Informacje o naborze rozsyłały rady wojewódzkie SdRP. Chętnym stawiano wysokie wymagania: ukończone studia wyższe, orientacja w stosunkach międzynarodowych, znajomość przynajmniej jednego z języków Unii. Kursantów szkolili czołowi politycy lewicy: Józef Oleksy, Marek Borowski, Jerzy Jaskiernia. Wykłady prowadzili też profesorowie Szkoły Głównej Handlowej i Uniwersytetu Warszawskiego. W kilku spotkaniach uczestniczyli ambasadorowie państw piętnastki.
- Przez trzy lata przeszkoliliśmy prawie 1500 osób - mówi Paweł Kołodziejek z Krajowego Komitetu Wykonawczego SLD. - W tym roku kryteria naboru były ostre: kandydat musiał być absolwentem prawa lub ekonomii i mieć certyfikat z języka obcego. Dostało się 360 osób.
Lewica stworzyła także fundację pod nazwą Instytut Problemów Bezpieczeństwa. Kierował nią Zbigniew Siemiątkowski, były minister koordynator ds. służb specjalnych. Na kursach dla młodych działaczy lewicy opowiadał o problemach międzynarodowego terroryzmu i o zagrożeniu wewnętrznym. Z inicjatywy ówczesnego wicemarszałka Sejmu Marka Borowskiego powstała tzw. Rada Konsultacyjna. Na spotkania, podczas których mówiono głównie o integracji z Unią Europejską, mógł przyjechać każdy członek SdRP - informacje o nich przesyłano także "po linii partyjnej". Wicemarszałek Borowski zapewnił lewicowej młodzieży spotkania z profesorem Markiem Belką i Danutą Huebner.
Szansa
W 1991 roku, w biurach utworzonego właśnie Sojuszu Lewicy Demokratycznej rosły stosy podań o przyjęcie do partii. Po raz pierwszy od dziesięciu lat do lokali lewicowej formacji ciągnęły tłumy młodych ludzi. Czy przyciagnęła ich, roztaczana przez SLD, wizja przyszłości w której mieściły się szkolenia z dziedziny integracji europejskiej? O przydatności takiej wiedzy w niedalekiej przyszłości nikt nie wątpił.
- Skończyłem politologię na Uniwersytecie Szczecińskim, ze specjalnością integracja europejska. Pomyślałem, że ukończenie Krajowego Centrum Edukacji Europejskiej pomoże mi w przyszłości na rynku pracy - przyznaje Grzegorz Napieralski, szef SLD w Szczecinie. Nie ukrywa, że chce pracować w administracji unijnej. Teraz jest doradcą wojewody zachodniopomorskiego ds. europejskich.
Napieralski był jednym z pomysłodawców powołania w Szczecinie Zachodniopomorskiego Centrum Edukacji. Patronat nad tym przedsięwzięciem objęli Józef Oleksy i Marcus Meckel, poseł landu Meklemburgii. Na comiesięczne spotkania przyjeżdżali politycy warszawscy i zachodniopomorscy parlamentarzyści SLD, m.in. Jacek Piechota, Stanisław Kopeć czy Zbigniew Zychowicz. Sali użyczała bezpłatnie Wyższa Szkoła Integracji Europejskiej, której rektor Zygmunt Meyer był wymieniany swego czasu jako jeden z kandydatów lewicy na wojewodę zachodniopomorskiego. Roczny kurs ukończyło 180 osób.
Anna Łukomska, po ukończeniu szkolenia, zdecydowała się spróbować szczęścia na kursie krajowym. Była jedną spośród dziesięciu osób z regionu, które w tym roku zostały przyjęte.
- Wiedza, którą przekazują tam bardzo znani politycy, jest przydatna, już dziś, w mojej pracy w szczecińskim Instytucie Polityki Regionalnej - mówi. - Oczywiście, jeżeli tylko pojawi się taka możliwość, chciałabym pracować w Brukseli.
Płacić, nie płacić
W Polsce działa wiele apolitycznych instytucji przygotowujących do pracy w UE, niemało wyższych uczelni uruchomiło studia podyplomowe, na których przekazywana jest wiedza o integracji europejskiej. Problem w tym, że o dostaniu się do prestiżowej instytucji, np. Kolegium Europejskiego w podwarszawskim Natolinie, może marzyć tylko garstka znakomicie przygotowanych ludzi, najczęściej absolwentów elitarnych szkół. Studia na wyższych uczelniach prywatnych czy podyplomowe na uczelniach państwowych są płatne. Nie wszystkich stać na zafundowanie sobie wykształcenia, które może być furtką do przyszłości. Kursy, które zaproponowało swoim młodym członkom SLD, były bezpłatne. I chociaż ich ukończenie niczego nie gwarantuje, jednak daje co najmniej dobrą orientację w tematyce europejskiej i pozwala nawiązać znajomości, które kiedyś mogą okazać się bezcenne.
- To przykre, że moja partia nie pomogła mi w poszerzeniu wiedzy o integracji europejskiej - mówi Przemysław Kowalewski ze Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego - Ruchu Nowej Polski. - Takie szkolenia na pewno ułatwiają życie.
Zabrakło czasu i pieniędzy
Posłowie poprzedniej koalicji przyznają, że nie byli w stanie zaproponować młodym członkom swoich partii oferty zbliżonej do tej, którą dała lewica. Twierdzą, że działali na rzecz idei i wszystkich bez wyjątku, a nie tylko dla interesów własnej partii. Dodają, że ich ugrupowania nie miały pieniędzy, aby działać na taką skalę, jak Sojusz.
- Zawsze byliśmy idealistami, którzy pracowali na rzecz zbawienia świata - ironizuje dziś Włodzimierz Puzyna, były poseł Unii Wolności. - Współpracowaliśmy z fundacjami i zaprzyjaźnionymi partiami w Parlamencie Europejskim. Dzięki temu udało nam się, w latach 2000-2001, wysłać na staże w instytucjach unijnych, około 30 osób. Gdyby zebrać razem wszystkie nasze działania na rzecz integracji, okazałoby się, że wcale nie było ich tak mało. Robiliśmy sporo, ale rzadko ograniczając się tylko do swoich członków. Spotkania czy szkolenia miały charakter otwarty.
- UW może nie miała instytucji przygotowujących bezpośrednio do obsady stanowisk w UE, ale organizowała wiele spotkań dających szansę wymiany myśli na unijne tematy - uważa były wicepremier i minister pracy Longin Komołowski z AWS. - My nie mieliśmy nic. Na początku Akcja planowała uruchomienie odpowiednich fundacji, ale zbyt pochłonęło nas rządzenie, wprowadzanie reform, bieżączka. Zabrakło pieniędzy i "myślenia do przodu".
Jeśli Polacy opowiedzą się w referendum za wejściem do UE, po 1 stycznia 2004 kandydatów na eurokratów czeka wiele egzaminów - w Warszawie i przed komisjami niezależnych ekspertów unijnych w Brukseli. To oni ostatecznie ocenią wartość przygotowania polskiej kadry urzędniczej. Lewicowej kadry.
Lewą do Brukseli
Agnieszka Kuchcińska-Kurcz
Za około półtora roku Polska będzie miała do obsadzenia około dwóch tysięcy dobrze płatnych posad w instytucjach Unii Europejskiej. Może się okazać, że większość zajmą ludzie związani z jedną opcją polityczną.