Czytelnik twierdzi, że wielokrotnie zgłaszał sprawę do Koła Wędkarskiego, ale dotychczas bez żadnych efektów. Dzikie wysypisko nadal straszy widokiem.
- Związek twierdzi, że to nie ich sprawa, że jest to problem miasta. Policja i straż miejska też nie poczuwają się do załatwienia skargi dotyczącej dzikiego wysypiska. Nikt nie chce brać odpowiedzialności za panujący tam bałagan, a sterta śmieci rośnie z dnia na dzień - irytuje się mieszkaniec.
Okazuje się, że dzierżawcą zarybionego stawu jest Związek Wędkarski w Brodnicy. Natomiast właścicielem akwenu i przyległego terenu jest samorząd miasta.
- Członkowie naszego Koła co miesiąc zbierają wyrzucone tam śmieci, ale to i tak nic nie daje. Następnego dnia znowu walają się butelki, plastikowe kubki i inne brudy. Już nie mamy siły na tych bałaganiarzy - bulwersuje się Józef Tylicki, przewodniczący Koła Związku Wędkarskiego.
- Nawet policja czy straż miejska jest bezradna wobec śmiecących delikwentów. To jest stałe siedlisko pijących tanie trunki, po których opakowania pozostają przy stawie - dodaje szef wędkarzy.
Opakowania po tanich trunkach to jedynie część zalegających odpadów. Oprócz nich leżą tam także stare meble, gruz i inne brudy.
- Myślę, że i sami mieszkańcy przyzwyczaili się do tego wysypiska i wywożą tu niepotrzebne rzeczy. Uważam, że wszyscy powinni dbać o czystość, bo inaczej nigdy nie zapanuje tu porządek - uważa Lech Sadowski, Komendant Straży Rybackiej i członek Koła Wędkarskiego.
Zarząd Związku obiecał, że postara się ten problem rozwiązać i ma nadzieję, że urząd miasta, jak i policja, mu w tym pomogą.