- Dostał pan szóste miejsce na liście SLD do Parlamentu Europejskiego. To oznacza, że szanse na mandat są iluzoryczne.
- Jak mówił Kazimierz Górski: "dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe". Propozycję startu w wyborach otrzymałem od Krystiana Łuczaka, szefa wojewódzkich struktur naszej partii. Długo się zastanawiałem nad odpowiedzią, ale w końcu uznałem, że ktoś z ramienia SLD musi w wyborach europejskich reprezentować Grudziądz i powiat.
- Nie szkoda panu pieniędzy na kampanię?
- Chcę ją prowadzić na miarę moich możliwości finansowych. Będę się spotykać z ludźmi. W mieście pojawią się billboardy, a w lokalnych mediach reklamy i spoty.
- Co będzie miał powiat i Grudziądz z europosła Kowarowskiego?
- Worka euro z Brukseli do Grudziądza nie przywiozę. Nie taka jest rola europosłów. Mogą oni jednak sporo dobrego robić dla społeczności lokalnej. Tak jak Janusz Zemke organizować wyjazdy do Strasburga i Brukseli czy szkolenia komputerowe dla seniorów.
- SLD postawi w wyborach samorządowych na Janusza Dzięcioła?
- Cały czas prowadzimy rozmowy. Chcemy, aby pod koniec maja lub na początku czerwca rada powiatowa SLD podjęła decyzję w tej sprawie.
- Jakie macie warunki? Tylko proszę nie mówić, że o obsadzie stanowisk nie rozmawiacie.
- Przede wszystkich w nazwie komitetu Janusza Dzięcioła musi znaleźć się nazwa naszej partii. Mogę zdradzić, że to mamy już dogadane. Oczywiste jest również, że jeśli poseł Dzięcioł wygra wybory, to będziemy chcieli mieć wpływ na to, co się dzieje w mieście.