Pani Bogumiła (nazwisko znane redakcji) nie kryje zdenerwowania.
Takich telefonów od zaniepokojonych czytelniczek odebraliśmy więcej. Były reakcją na wtorkową publikację, "Cała prawda z kliszy". Napisaliśmy, że w wyniku kontroli zdjęć mammograficznych Centralny Ośrodek Koordynujący Populacyjny Program Wczesnego Wykrywania Raka Piersi w Warszawie zakwestionował jedną trzecią klisz przekazanych do tzw. audytu klinicznego. Spośród placówek w Kujawsko-Pomorskiem wątpliwości wzbudziły zdjęcia z czterech ośrodków. Jakich? Tego się nie dowiedzieliśmy.
Dla kogo szansa?
Wiemy natomiast, że placówki biorące udział w programie profilaktyki raka piersi dostały szansę na poprawę, że szkoli się techników radiologów i lekarzy opisujących zdjęcia. I że w najbliższych tygodniach Państwowa Inspekcja Sanitarna skontroluje aparaty do zdjęć mammograficznych.
Oburzenie dzwoniących do redakcji kobiet wywołała wiadomość o "daniu szansy pracowniom, które robią badania". - My też mamy jakąś szanse? - pytały sarkastycznie. - Same sobie ją dałyśmy, prześwietlając piersi, bo chciałyśmy ubiec raka. Po ujawnieniu efektów kontroli i zatajeniu listy placówek możemy się tylko bać.
Pani Bogumiła zaproponowała, aby ośrodki, co do których centralna komisja miała zastrzeżenia, same zawiadomiły kobiety. - Trzeba zrobić to inteligentnie, bo przecież każda od razu pomyśli, że ma nowotwór.
Co na to dr n. med. Tomasz Mierzwa, szef bydgoskiego ośrodka, który w naszym regionie koordynuje realizację profilaktycznych badań? - Nie od nas to zależy. Czekamy na decyzję COK-u.
Przypomina, że jednostki realizujące program dostały czas na podjęcie działań naprawczych. - W wielu już nastąpiły zmiany na lepsze. Teraz trwa powtórna kontrola, wkrótce poznamy jej wyniki. To, o czym mówię, dotyczy audytu klinicznego.
Tymczasem sami kontrolujemy mammografy i sposoby wykonywania badań. I też widzimy poprawę.
Jakość z najwyższej półki
Zapytaliśmy dr. Jerzego Giermka, szefa COK-u, czy zleci pracowniom, które dostarczyły wątpliwej jakości zdjęcia, ponowne przebadanie pacjentek. - Nie zrobimy tego, bo wywołalibyśmy panikę. Podam przykład. Kilka lat temu pielęgniarka, która niosła szkiełka zawierające materiał do badań cytologicznych, upadła. Na szczęście wiedzieliśmy, o jakie pacjentki chodzi. Zawiadomiliśmy je, że z uwagi na problemy techniczne prosimy o powtórne przyjście na badanie. Żadna z pań nie uwierzyła, że próbki uległy zniszczeniu. Każda myślała, że ma raka!
Zapewnia, że w "drastycznych przypadkach" kobiety zostały poinformowane, a te placówki, które najbardziej podpadły już w tym roku nie robią mammografii. - Przyjęliśmy europejskie standardy i kryteria badań z "najwyższej półki". I robimy wszystko, by im sprostać. Od ubiegłorocznego audytu wiele się zmieniło na lepsze. Przeszkoliliśmy ponad 600 techników i 300 lekarzy radiologów. Chcemy, żeby było idealnie. Powtórzyliśmy kontrolę. Niedługo poznamy wyniki. Jeśli okaże się, że nic się w danym ośrodku nie zmieniło, zwrócimy się do NFZ, aby rozwiązał umowę.
Listy inkryminowanych placówek dr Giermek nie ujawni. - Dotyczy to najczęściej małych ośrodków. Czyli tych, gdzie wykonuje się mało badań.
Pragnąc uspokoić kobiety, które zrobiły profilaktyczne badania, mówi: - Nie wszystkie dostrzeżone przez komisję niedociągnięcia dotyczyły jakości klisz. Chodziło np. o niepełne dane pacjentek.
W Kujawsko-Pomorskiem w programie wczesnego wykrywania raka piersi uczestniczy kilkanaście jednostek. Ogłaszając konkurs, NFZ stawia warunki przyszłym realizatorom świadczeń profilaktycznych.
- Musi być odpowiedni sprzęt, pomieszczenie, kadra. Wymagamy też informacji o liczbie już wykonanych badań. W przypadku nowych ośrodków, które nie mają dorobku, robimy kontrolę - mówi Barbara Nawrocka, rzeczniczka prasowa bydgoskiego funduszu.