Rozmowa z Marcinem Dołegą - Zawisza Bydgoszcz - kategoria 105 kg
- Do startu na igrzyskach pozostało już bardzo niewiele czasu. Śni już się panu Londyn po nocach?
- Nie. Zupełnie nie mam snów związanych z Londynem. A szkoda (śmiech). Nie mam nawet czasu pomyśleć, bo ciężko trenuję w Spale. Pozostanę tutaj aż do 3 sierpnia. Potem już igrzyska.
- Dlaczego leci pan do Londynu dopiero na trzy dni przed startem?
- Nie lubię obcych miejsc. Tutaj w Polsce mam spokój. Mogę skupić się na treningach, a w Londynie będzie wielkie zamieszanie. Masa sportowców, kibiców, dziennikarzy. Zawsze na duże imprezy latam na trzy dni przed startem, więc to sprawdzona taktyka.
- W Pekinie zajął pan zawsze feralne dla sportowca, czwarte miejsce. Rozumiem, że do Londynu jedzie pan po medal?
- Oczywiście, innego scenariusza sobie nie wyobrażam. Wciąż mam pamięci start z Pekinu. Nigdy już nie chcę tego przeżywać. Bardzo solidnie pracowałem przez te cztery lata. Pierwszy raz od bardzo dawna nie narzekam też na żadne problemy zdrowotnego, więc sukces musi być. Muszę przywieźć medal z igrzysk!
- Jaki wynik powinien dać medal na igrzyskach?
- Każde zawody są inne. Naprawdę trudno powiedzieć, ale realnie patrząc 425 kg powinno wystarczyć. I na taki wynik jestem przygotowany. Najważniejsze żeby nie dotknęła mnie żadna kontuzja.