https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Marek Włodarczyk - idealny tata Brzyduli

Rozmawiał Kuba Zajkowski
Marek Włodarczyk i Julia Kamińska na planie "Brzyduli"
Marek Włodarczyk i Julia Kamińska na planie "Brzyduli" Fot. Oko Cyklopa
Twardy komisarz Zawada wcieli się w rolę kochającego ojca Brzyduli. Rozmowa z Markiem Włodarczykiem.

Widzowie znają Marka Włodarczyka jako komisarza Adama Zawadę z "Kryminalnych", twardziela, na widok którego drżeli wszyscy przestępcy. Wkrótce aktor pokaże swoje drugie oblicze. Zagra ciepłego, kochającego ojca Uli, głównej bohaterki serialu "Brzydula".

- Wyjeżdża pan do Niemiec?
- Tak, dzisiaj. Na tydzień.

- Podobno gdy zapadła decyzja o końcu zdjęć do "Kryminalnych", zamierzał pan wrócić tam na stałe.
- Ten problem wymyślili dziennikarze. Od dawna żyję między Polską a Niemcami. Mieszkamy w Europie, odległość nie jest już żadną przeszkodą. Żeby pojechać pociągiem z Warszawy do Wrocławia, potrzebuję więcej czasu niż na lot do Hamburga. Chciałem sobie tylko zrobić dłuższą przerwę w pracy. Zamierzałem zobaczyć Kubę za panowania Fidela Castro. To miał być czterotygodniowy wyjazd. Pojawiła się jednak propozycja z "Brzyduli", więc musiałem odłożyć te plany na później.

- Kogo pan gra w "Brzyduli"?
- To zupełnie inna rola niż komisarz Adam Zawada. Koniec z macho, przyszedł czas na łagodnego, ciepłego ojca Uli (Julia Kamińska) - głównej bohaterki "Brzyduli". Nie muszę biegać i ścigać przestępców, bo postać, którą gram, emocjonuje się tylko życiem córki. Mój bohater przeżywa jej każdą porażkę, niepowodzenie czy sukces i robi, co może, by ją wspierać. Głaszcze, pomaga, opiekuję się, radzi. Wychowuje także 7-letnią Beatkę (Kalina Janusiak) i 17-letniego Jaśka (Alek Sosiński). Prawie się to zgadza z moim życiem, z tą różnicą, że mam trzech synów. Zawsze marzyłem, żeby mieć córkę i w końcu te pragnienia się ziszczą.

- Jak ma na imię pana bohater?
- Miał się nazywać Józef, ale się temu sprzeciwiłem, bo nie pamiętam, żeby ktokolwiek z mojego pokolenia miał tak na imię. Zaproponowałem Romana. Na razie producenci się zastanawiają, ale wygląda na to, że zaakceptują mój pomysł.

- Jakim jest pan ojcem w życiu prywatnym?
- Rozmawiam z synami codziennie. To wszystko odbywa się jednak na odległość. Patryk mieszka w Wiedniu, a Vincent i Simon w Hamburgu. Staram się być dobrym ojcem, ale mam do siebie pretensje, bo brak kontaktu fizycznego utrudnia relacje z dziećmi. Ale są gorsze przypadki, więc cieszę się z tego, co mam. Trzeba dawać sobie radę w każdej sytuacji.

- Roman z "Brzyduli" jest przeciwieństwem komisarza Zawady. Który jest bliższy pana sercu?
- Przywiązałem się do Zawady, bo grałem go cztery lata. Nie oznacza to jednak, że interesuje mnie tylko taki kierunek. Dostałem rolę Romana w "Brzyduli", a w Niemczech będę grał dwóch Rosjan. W filmie reżysera, a w serialu - gangstera. Ze względu na mój akcent celuję w kierunku wschodnim (śmiech). W teatrze, gdzie mam dużo czasu na przygotowanie roli, jestem w stanie zagrać po niemiecku tak, że nikt nie zorientuje się, że jestem Polakiem. Niemcy, widząc mnie na scenie, zastanawiają się, z jakiego regionu ich kraju pochodzę. Ci z północy myślą, że z południa, a mieszkający na południu, że z północy. Natomiast jeśli chodzi o film, gdzie pracuje się o wiele szybciej, nie jestem w stanie ukryć akcentu. Za późno pojechałem do Niemiec.

- Kiedy pan będzie pracował w Niemczech? Przecież ma pan zdjęcia do "Brzyduli"!
- W lipcu i sierpniu. Przypomina mi to okres, gdy w połowie 2004 roku pracowałem na planie "Kryminalnych" i w serialu kostiumowym dla dzieci "Magna aura". To koprodukcja niemiecko-polsko-bułgarska, którą prawdopodobnie jesienią pokaże telewizja publiczna. Leciałem samolotem z Gdańska, gdzie kręciliśmy "Kryminalnych", do Warszawy, potem przesiadałem się do samolotu do Warny, a na lotnisku w Bułgarii odbierał mnie kierowca, z którym jechałem 280 kilometrów do nadmorskiej miejscowości, bo właśnie tam powstawała "Magna aura". Następnego dnia rano wracałem na lotnisko i przebywałem tę samą drogę. Spędzałem w Polsce dwa dni i leciałem do Sofii.

- Teraz plan też będzie tak napięty?
- Nie powinno być takiego zamieszania. Zdjęcia do "Brzyduli" powstają w Warszawie, do filmu w Berlinie, a w serialu nad morzem w Neustadt. To zdecydowanie bliżej niż Bułgaria. I o wiele bezpieczniej. Wyprawy na Bałkany, a zwłaszcza przejażdżki samochodem, były dość stresujące. Kilka razy myślałem, że nie dojedziemy do celu. Tam kierowcy nigdy nie są zmęczeni. Zapytałem jednego z nich, ile spał. Odpowiedział, że dzisiaj w ogóle, ale wczoraj dwie godziny... A drogi mają takie, że w najbliższym czasie żadnych mistrzostw świata raczej tam nie będzie.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska