
Maria Andrejczyk wicemistrzynią olimpijską w Tokio. "Jestem dziewczyną z Podlasia" mów o sobie jedna z najpiękniejszych polskich lekkoatletek. W drodze na olimpijskie podium pokonała groźną kontuzję, nowotwór i zdobyła wielką miłość. Taka jest Maria Andrejczyk prywatnie!
Aby przejść do galerii, przesuń zdjęcie gestem lub naciśnij strzałkę w prawo.

Głośno o Marii Andrejczyk zrobiło się pięć lat temu w czasie Igrzysk Olimpijskich w Rio. Polka w eliminacjach cisnęła oszczep na odległość 67,11 m, najdalej z wszystkich zawodniczek. To był nowy rekord Polski, ale w finale Andrejczyk już tak daleko nie zdołała rzucić i ze łzami w oczach kończyła konkurs na 4. miejscu.
Aby przejść do galerii, przesuń zdjęcie gestem lub naciśnij strzałkę w prawo.

Do Tokio jechała już jako jedna z faworytem do mistrzostwa olimpijskiego. Wcale tak nie musiało być. Po igrzyskach w Rio zaczęły się poważne problemy ze zdrowiem. Najpierw kontuzja barku, rzecz szalenie niebezpieczna dla oszczepniczki. Operacja i długa rehabilitacja wykluczyły na całe miesiące Andrejczyk ze sportu.
- Był ból, strach, chwile zwątpienia, ale byli też wspaniali ludzi. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie w Tokio - przyznała oszczepniczka po olimpijskim konkursie w Tokio.
Aby przejść do galerii, przesuń zdjęcie gestem lub naciśnij strzałkę w prawo.

Potem było jeszcze groźniej. Pojawiły się uciążliwe bóle głowy, a badania wykazały narośl ma kości w zatokach. Diagnoza: nowotwór, ale na szczęście nie okazał się złośliwy.
- Zadziałał mój narzeczony Marcin, profesjonalista w każdym centymetrze, od lat związany ze sportem. On ma taki charakter, że pcha bardzo do przodu, motywuje. I teraz też tak było. "Musisz sprawdzić", mówił. Bo ja jestem w tych sprawach raczej pasywna, z reguły czekam, aż samo przejdzie. Marcin nalegał, więc poszłam na prześwietlenie i okazało się, że jest narośl w kości - opowiadała w jednym z wywiadów Maria.
Aby przejść do galerii, przesuń zdjęcie gestem lub naciśnij strzałkę w prawo.