Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Felsmann z Chełmna ma ponad 50 lat i... nadmiar propozycji pracy

Tekst i Fot. Roman Laudański
Doktor Mariusz Felsmann na tle chełmińskiej fary: - Wiek nie ma dla mnie wartości metrykalnej. To raczej stan ducha.
Doktor Mariusz Felsmann na tle chełmińskiej fary: - Wiek nie ma dla mnie wartości metrykalnej. To raczej stan ducha.
- Przeżywam nadmiar propozycji pracy, dlatego nie śpię po nocach - mówi Mariusz Felsmann z Chełmna. Kolega ze studiów powiedział mu: - To się ciesz. Wielu w naszym wieku nie dostaje żadnej propozycji.

Kiedy zadzwoniłem do Mariusza Felsmanna z prośbą o udział w akcji „Dojrzałość procentuje”, to pomyślał, że to chyba jeszcze go nie dotyczy? Policzył... - I poczułem się staro! - uśmiecha się sympatycznie. - Wiek nie ma dla mnie wartości metrykalnej, to raczej stan ducha. A duchem jestem coraz bliższy najstarszemu wnukowi. Jak skończy 25 lat, to może będziemy równi wiekiem!

Trudno usiedzieć przy biurku

Doktor Felsmann jest państwowym powiatowym inspektorem sanitarnym w Chełmnie oraz wojskowym emerytem. - Mam 25-letnie doświadczenie weterynaryjne nabyte w różnych instytucjach i miejscach - opowiada. - Kiedy zostałem powiatowym inspektorem musiałem uzupełnić wiedzę z dziedziny higieny dzieci i młodzieży, to była jedyna nowość.

Rozmawiam - oczywiście - o najgorętszym temacie - świńskiej grypie. - Największą krzywdą jest sztuczny podział na: sezonową i świńską - tłumaczy. - To ta sama grypa typu „A” występująca u ludzi i zwierząt. Wirus, jak każdy inny, może się zmutować, bo jest zmienny. Powstał szum medialny, ludzie zaczęli się bać. Może dzięki temu inaczej spojrzymy na kwestię przestrzegania zasad higieny? A pracodawcy zauważą, że pracownik z podwyższoną ciepłotą ciała nie powinien przychodzić do pracy. I nie będą kręcili nosem na zwolnienia.

Choć pracę ma bardzo „urzędniczą”, to - jako osobie bardzo aktywnej - z trudem przychodzi mu siedzenie za biurkiem. Woli zajrzeć do wiejskich sklepów, spotkać się w szkole i przedszkolu, by uczulać np. na glistnice u dzieci.

Jest zakorzeniony w Chełmnie (od trzech pokoleń po tacie, a po mamie - od sześciu), choć miał przerwę na Bydgoszcz, z której chętnie wrócił do Chełmna. Do wojska trafił po studiach weterynaryjnych. Był m.in. komendantem Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej w Bydgoszczy. Co robił weterynarz w wojsku, w którym konie robocze zastąpiły konie mechaniczne?

- Kiedy zaczynałem pracę wojsko hodowało jeszcze trzodę chlewną, króliki, drób, owce czy kaczki. Było także dużo psów służbowych. Natomiast przed i po likwidacji hodowli mieliśmy również nadzór nad żywnością.


Problem spłynął Wisłą

Przyznaje się też do „wywołania” ptasiej grypy w regionie. - Kilka lat temu prowadziłem odprawę i na mapie województwa wskazałem niezamarznięte akweny, na których mogły się pojawić chore łabędzie. Pokazałem Toruń, Bydgoszcz i Grudziądz. Potwierdziło się, a w Chełmnie nie było takich przypadków tylko dlatego, że jak tylko ktoś znalazł martwego łabędzia, to pewnie zepchnął go do wody, problem spłynął!

W wojsku proponował wprowadzanie zmian, tworzenie laboratoriów na kółkach lub modułowych, polskie firmy robią to np. dla Szwajcarów, ale decydenci ze służby zdrowia postawili mur, o który rozbijały się wszystkie postulaty. Zdjął mundur i został cywilem.

Zaangażował się w pracę naukową w olsztyńskim Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, organizował w Chełmnie konferencje, np. „Dawna medycyna i weterynaria”, no i musiał zdecydować, czy będzie dalej angażować się w pracę naukową, zrobi habilitację czy też zajmie się czymś innym?

A pasji - jak sam mówi - Bóg dał mu zbyt wiele. Chciałby skończyć pisanie dwóch książek, nawet gdyby tylko trafiły do szuflady. Jedna z nich dotyczy myślistwa. Na polowaniach sam już nie strzela. Teraz woli trafiać do tarczy i kura w Bractwie Kurkowym. - Kiedyś polowałem - wspomina. - Myślałem, że jestem w kole z etycznymi myśliwymi, dla których strzał nie jest najważniejszy. Najpierw zobaczyłem, jak ktoś zamordował błotniaka stawowego, bo „po cholerę ma latać?”. A niedługo po tym, jeden z gości zamordował lecącego żurawia, bo nie postrzelał sobie na polowaniu. I jeszcze wszyscy uznali, że to ja nic nie widziałem.

Tłumaczy, że rozumie i akceptuje łowiectwo jako gospodarkę, ale nie jako „sport”.

Głowa wolna od trosk

Na co brakuje mu czasu? Na robienie zdjęć i malowanie. - Kiedyś malowałem więcej, a teraz brakuje mi głowy wolnej od trosk i myśli, by koncentrować się na sztuce.

Gra w siatkówkę, bo lubi, a w piłkę nożną, bo lubi i potrafi. A po meczu człowiek od razu czuje się młodziej.

- Nie czuję się emerytem i długo jeszcze nie będę się czuł - podkreśla. - Jeszcze dużo pomysłów przede mną. Do końca życia nie zdążę zrobić wszystkiego, co sobie założyłem. Na przykład kiedyś robił modele wszystkich samolotów, na których latali Polacy. - Musiałbym żyć dwieście lat tylko po to. Sprzedałem zbiory, ku radości kolegów.

Uwielbia spotkania z ludźmi i rozmowy na tematy egzystencjalne. - Swoje przemyślenia konfrontuję z innymi.

Dodaje, że nie boi się śmierci, ale stanu niemocy, niepełnosprawności fizycznej, która uniemożliwiłaby mu korzystanie z talentów otrzymanych od Stwórcy.

"Artykuł współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego". Projekt "Dojrzałość procentuje" Poddziałanie 7.2.1 Aktywizacja zawodowa i społeczna osób zagrożonych wykluczeniem społecznym.

 

Także szefowie "Od Nowy" udowodnili, że po pięćdziesiątce warto wziąć pracę w swoje ręce!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska