Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marszałek Piotr Całbecki: - Chyba nie ma miejsca na ziemi, gdzie nie zajrzałby covid-19

Adam Willma
Adam Willma
Piotr Całbecki
Piotr Całbecki Adam Willma
Rozmowa z PIOTREM CAŁBECKIM, marszałkiem województwa kujawsko-pomorskiego.

Jak samopoczucie po covidzie?
Dziękuję. Przeszedłem chorobę stosunkowo lekko, a rodzina jeszcze lżej.

Żadnych powikłań? Zaburzeń pamięci? Mgły mózgowej? Zaburzeń słuchu?
Nie, pozostało tylko uczucie większego zmęczenia, coś w rodzaju przesilenia wiosennego, tylko bardziej intensywne.

Pytam nie bez powodu. Wielu ludzi będzie musiało wrócić do pracy po infekcji, a cały czas zmagają się z konsekwencjami choroby.
Te skutki jeszcze trudno oszacować. Dlatego cieszę się, że to właśnie w naszym województwie, w Szpitalu na Bielanach w Toruniu powstała pierwsza w Polsce poradnia leczenia syndromu pocovidowego. Mam tylko nadzieję, że zostanie ostatecznie uregulowane finansowanie tej niezwykle cennej inicjatywy, bo kolejka, która się tam ustawiła jest ogromna, a potrzeby niestety rosną. Przychodzą ludzie z zaburzeniami neurologicznymi, niewydolnością kardiologiczną, depresją…

Jest pan biologiem z wykształcenia. Co pana zaskoczyło w rozwoju epidemii?
Przede wszystkim zupełna nieprzewidywalność tego wirusa i rozległość spustoszeń, jakie niesie za sobą. To sprawia, że w leczenie tej jednostki chorobowej angażowane są całe szpitale i poradnie wielu specjalizacji. Nic dziwnego, że tak wielka jest skala strachu. Owszem, mieliśmy wcześniej do czynienia z epidemiami, chociażby grypy, i wiemy jakiego rodzaju powikłania ona powoduje. W przypadku covidu leczenie skutków zakażeń jest jednak przedsięwzięciem interdyscyplinarnym i skomplikowanym, a nie wiemy co jeszcze przyniesie jutro. Kiedy tak naprawdę możemy mówić o całkowitym wyleczeniu? Przecież coraz częściej zdarzą się przypadki powikłań pocovidowych, i to u osób, które przeszły chorobę bezobjawowo.
Drugie zaskoczenie jest pozytywne - to niesamowite tempo, w jakim udało się wyprodukować szczepionki. Tego się nie spodziewałem. Szkoda, że nie brano tego wcześniej pod uwagę, bo gdybyśmy posiadali tę wiedzę, inaczej można byłoby zarządzać tym kryzysem na poziomie państwa i regionów. Wówczas wszystko można by podporządkować procesowi szczepień. Za to tym bardziej

zdumiewające jest dla mnie to, że w niektórych szpitalach aż 30 proc. personelu medycznego odmawia poddania się szczepieniu

. Z mojego punktu widzenia jest to sytuacja niedopuszczalna, bo skutkuje dezorganizacją pracy w szpitalach, również na oddziałach niecovidowych. Zawsze będę wdzięczny wszystkim pracownikom służby zdrowia za to co robią, to zupełnie niezwykła praca. Jednak tym bardziej jestem pełen uznania dla tych, którzy rzeczywiście podjęli wyzwanie i wykazali się odpowiedzialnością w leczeniu pacjentów dotkniętych nieznaną wcześniej i zagrażającą ich życiu chorobą.

???
Chyba nie ma miejsca na ziemi, gdzie nie zajrzałby covid-19. Trudno mówić o pozytywach, kiedy doświadcza nas ta choroba tak wielką skalą tragedii. Jednak uczymy się i w tych warunkach. Szybko opanowaliśmy sztukę komunikacji, pracy i nauki przez internet, a przy tym innej organizacji pracy. Mam nadzieję, że w przyszłości te umiejętności wykorzystamy do doskonalenia niektórych obszarów jakości naszego życia i efektywności naszej pracy, np. urzędu, którym kieruję.

Poziom zmęczenia społeczeństwa zbliża się do krytycznego, a światełko w tunelu co jakiś czas zanika. Czy na poziomie województwa mamy zarys scenariuszy na wypadek czwartej, a może i piątej oraz szóstej fali epidemii?
Za wdrażanie tej polityki odpowiedzialny jest oczywiście rząd i wojewoda. My jedynie tę politykę w zakresie naszych kompetencji wdrażamy i staramy się ją uzupełniać. Nie obawiałbym się społecznego buntu przeciw obostrzeniom, bardziej niepokoi mnie postępująca apatia i zniechęcenie. A to zjawiska, które nam grożą, jeśli w nieodległym czasie nie pojawią się znamiona przywracania normalności albo czytelna wizja życia w nowych warunkach. Trzeba jasno powiedzieć właścicielom restauracji, że spróbujemy w sezonie ożywić tę branżę np. poprzez ogródki organizowane na zewnątrz lokali. Albo jasno zakomunikować, że w najbliższym czasie na otwarcie gastronomi nie ma żadnych szans. Stan zawieszenia jest zabójczy. Takich scenariuszy oczekiwałbym od rządu, a my się oczywiście spróbujemy w nie wpisywać. Wiem, że nikt nie jest jasnowidzem, jednak sytuacja w jakiej znaleźli się niektórzy, przecież nie wszyscy, dłużej nie może być utrzymywana.
Za absolutny priorytet należy uznać przywrócenie normalnych zajęć w szkołach. To należy się naszym dzieciom, które, wydaje się, jako pokolenie poniosły największe starty w wyniku pandemii. Szkoły trzeba jak najszybciej przywrócić do normalności.

Jak długo budżety samorządów podźwigną obecną presję?
Zależy to od regionu i sytuacji konkretnych samorządów. Ich charakteru, struktury gospodarczo-społecznej, od której bezpośrednio zależą dochody samorządów. Są branże, które praktycznie zamarły i nie przynoszą żadnych dochodów, a nawet poprzez różnego rodzaju formy wsparcia obciążają budżety dodatkowymi wydatkami, ale są i takie, które w tym czasie odnotowały progres, generując większe wpływy. Potrzeba dłuższego okresu czasu i pogłębionej analizy, aby odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli chodzi o nasz budżet, za ostatni rok nie odnotowaliśmy znaczących spadków w dochodach uzyskanych z tytułu podatku CIT. Wciąż jednak zadajemy sobie pytanie jak długo ten stan się utrzyma, jaki wpływ na to miała pomoc z tarczy, która napłynęła do naszych firm wiosną ubiegłego roku i czy podobna interwencja znów będzie niezbędna. Różnice widzimy natomiast w PIT-ach. To tylko moje przypuszczenie, ale prawdopodobnie wiele osób utraciło źródło dochodu, w takim stopniu, iż zadeklarowany podatek dochodowy od osób fizycznych tak znacząco zmalał. Oznacza to, że wiele firm, tnąc koszty, w pierwszej kolejności czyni to po stronie kosztów osobowych. To wszystko ma oczywiście wpływ na kondycję finansową samorządów. Nasze dochody własne opieramy głównie o podatek CIT, za to gminy o podatek PIT. Dlatego miasta, które stoją na turystyce, mają silnie rozwiniętą gastronomię i usługi hotelowe narażone są podwójnie dotkliwe na skutki pandemii. Takie miasta np. jak Toruń muszą odczuć ten kryzys silniej. Do nich powinna w pierwszej kolejności napłynąć realna i szybka pomoc państwa. To wsparcie winno być realizowanie niezwłocznie, bez czekania na środki unijne, żeby nie dopuścić do ich zapaści finansowej. Jeśli padną samorządy, konsekwencją tego stanu może okazać się, iż zaprzepaszczonych może zostać wiele możliwości na jakie liczymy w kontekście Krajowego Planu Odbudowy. Trudno sobie wyobrazić aktywne włączenie się słabych samorządów w odnowę Polski i realizację inwestycji, które nie przynoszą przecież doraźnych efektów, bo z natury rzeczy ich skutki obliczane są przecież często na bardzo długą perspektywę. Ponieważ instytucją zarządzającą dla tego Planu będzie Komisja Europejska, a rządy państw Wspólnoty instytucjami wdrażającymi, może się okazać, iż głos samorządów będzie zupełnie niesłyszalny. Dlatego jako samorządowcy apelujemy, aby środki z KPO, podobnie jak w polityce spójności, w 40 procentach były redystrybuowane przez urzędy marszałkowskie. Pomysł konkursów, organizowanych dla samorządów z poziomu krajowego, bez uwzględnienia specyfiki i rzeczywistych potrzeb regionów, tak jak to się obecnie odbywa w przypadku Funduszu Inicjatyw Lokalnych, może okazać się bardzo chybionym. Jako współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego w imieniu samorządowców z całej Polski nieustannie apeluję, aby nasz głos był wzięty pod uwagę. Słaba kondycja finansowa samorządów może w dłuższej pespektywie mieć jeszcze jeden negatywny wpływ na możliwości pozyskiwania wsparcia unijnego. Jeśli na poziomie regionów, będziemy zarządzać środkami programu regionalnego w podobny sposób jak w poprzednich perspektywach budżetowych - to znaczy, że dla samorządów, jak dla wszystkich zresztą pozostałych beneficjentów, będzie wymagany tzw. wkład własny w montażu finansowym realizowanych projektów, a ponadto środki na pokrycie tzw. kosztów niekwalifikowanych, które niejednokrotnie bywają bardzo wysokie – to siłą rzeczy samorządy już dziś powinny gromadzić te środki, jeśli mają być skuteczne w pozyskiwaniu wsparcia.
Problemy finansowe gmin mogą sprawić, że te nie pozyskają środków z programu polityki spójności, a przypomnę, że są to środki przeznaczone, o ironio, na wyrównywanie szans rozwojowych najuboższych. Pamiętajmy też, że zarówno w KPO, jak w programie polityki spójności znaczna część środków dostępna będzie w formie instrumentów zwrotnych, tzn. pożyczek, które kiedyś będzie trzeba po prostu spłacić.
Chcielibyśmy, aby nasz regionalny fundusz zwrotny mógł wspierać poprzez pożyczki i gwarancje, jak dotąd, nie tylko przedsiębiorstwa, ale również przedsięwzięcia komunalne. Aby nasz plan mógł się jednak powieść, potrzebna jest pilna interwencja państwa w zakresie wsparcia samorządów, żeby dziś, przy wciąż rosnących kosztach funkcjonowania bieżącego, malejących wpływach budżetowych z powodu pandemii, mogły realnie planować śmiałe strategie odbudowy i rozwoju. To będzie się opłacać wszystkim. Jeśli bowiem samorządy nie będą w stanie skorzystać z pieniędzy pomocowych, w konsekwencji będą zmuszone decydować nie o kierunkach rozwoju, ale o tym z jakich zadań, i to wcale nie inwestycyjnych, a bieżących, rezygnować.

Pandemia powiększa polaryzację. Bogaci staja się bogatsi, biedni biednieją. Tak dzieje się w skali globalnej, ale czy to samo zjawisko nie dotknie nas lokalnie. Zbiednieją biedniejsze regiony i biedniejsze gminy?
Różnice w tempie rozwoju niestety cały czas się pogłębiają. Szybciej rozwijają się ośrodki silne, wolniej – peryferyjne. Nawet po analizie realnej siły nabywczej Polaków, uwzględniającej przychody i koszty życia, różnice w poziomie życia się pogłębiają. To dotyczy również naszego województwa. Rozwijamy się wolniej, a aspiracje mamy podobne do wiodących ośrodków. Owszem, inwestycji np. w dziedzinie ochrony zdrowia czy kultury mogą pozazdrościć nam bogatsze regiony. Niestety nie można tego samego powiedzieć o dochodach własnych i możliwościach konsumpcyjnych naszych mieszkańców. Mamy niższe pensje za tę samą pracę. To prawda, że życie jest u nas tańsze, ale niewiele tańsze. Niestety, istnieje ryzyko, że pandemia będzie ten proces polaryzacji pogłębiała, ponieważ koszty odbudowy po pandemii w bogatych ośrodkach będą proporcjonalnie wyższe w stosunku do regionów uboższych, to może skutkować decyzjami o przekierowaniu do nich większych strumieni środków pomocowych, kosztem takich „średniaków” jak Kujawsko-Pomorskie. Na szczęście na liście średniaków nie jesteśmy sami, więc może do tego nie dojdzie.

Rozziew pomiędzy biednymi i bogatszymi daje o sobie znać również w dostępie do opieki medycznej. Pandemia uwypukliła ten problem. Dziś wyraźnie widać, że niektóre ośrodki radzą sobie względnie dobrze, inne nie. Czy urzędnicy wyciągnęli z tego wnioski?
Szczęśliwie od długiego czasu konsekwentnie inwestowaliśmy w infrastrukturę medyczną, dzięki temu nie było problemu z wygospodarowaniem miejsc covidowych. Ale bolesnym problemem jest brak personelu medycznego. Dlatego, żeby uzupełnić ten deficyt, to znaczy kształcić więcej studentów kierunków medycznych, czas zaprzestać jałowych sporów o to, czy w Toruniu może powstać filia czy nowy wydział lekarski, a spojrzeć realnie na warunki kształcenia jakie dają Uniwersytet Mikołaja Kopernika i zaplecze kliniczne, bez względu na ich lokalizacje. W sytuacji jakiej się dziś znajdujemy należy podjąć pilne starania o utworzenie drugiego wydziału lekarskiego w Bydgoszczy i trzeciego w Toruniu. Deficyt lekarzy oraz pielęgniarek w skali kraju z pewnością skłania i rząd, i inne ośrodki akademickie do myślenia o zwiększeniu potencjału kształcenia kadr lekarskich i pielęgniarskich. Ktoś na pewno ten obszar zagospodaruje. Oby skorzystał na tym nasz region. Jako samorząd województwa, oferujemy swą pomoc w postaci bazy klinicznej, również tej w Toruniu, ale i różne formy zachęt stypendialnych, którymi chcielibyśmy wesprzeć studentów kierunków uznawanych w naszym województwie za deficytowe, w tym medycznych. Za pomocą tych zachęt chcielibyśmy związać przyszłych lekarzy z naszym województwem jako miejscem pracy zawodowej.
Ponadto, kiedy obserwujemy to, co się dzieje w naszych szpitalach, trudności z jakimi przychodzi nam kompletować personel medyczny do pracy na oddziałach covidowych, nasuwa się refleksja, aby dziś, zbierając doświadczenia, jutro, kiedy ustąpi pandemia i wrócimy do normalności, natychmiast opracować nowe procedury zarządzania opieką zdrowotną w warunkach kryzysowych. Pandemia już nauczyła nas jednego – procedury na wypadek „wojny” powinny być, zgodnie ze starą maksymą, opracowane w czasie „pokoju”. Już przy zatrudnianiu personelu medycznego powinniśmy określić warunki postępowania i obowiązki pracownicze na okoliczność sytuacji w jakiej znajdujemy się obecnie. Budowanie odporności na wszelakiego rodzaju sytuacje kryzysowe, kataklizmy itp. powinny powstawać zanim te zagrożenia się pojawią. W przypadku personelu medycznego i organizacji służby zdrowia te zasady powinny być szczególnie czytelne – lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni i pracownicy innych służb to jedyna nadzieja dla pozostałych na przetrwanie i pomoc podczas wszelakich katastrof, w tym pandemii. Zresztą podobne procedury powinny dotyczyć wielu innych branż – również gastronomicznej, hotelarskiej, kościołów itd. To pozwoliłoby w czasie kryzysu efektywnie zarządzać zasobami, jakimi dysponujemy. Niestety, okazuje się, że nikt dotąd o tym nie myślał.

Pandemia spowodowała, że wielu z nas musiało zaciągnąć pasa i sięgnąć po oszczędności, albo nawet wyprzedawać część majątku. Może taka nauka skromności należy się niektórym samorządom, które popadły w inwestycyjne szaleństwo?
Każdy czas na weryfikowanie nadmiernych wydatków jest dobry. Oczywiście, wycofywanie się z pochopnych decyzji jest gorzką pigułką, a czasem jest wręcz niemożliwe z formalnego punktu widzenia. Dlatego każdy projekt, a szczególnie z kategorii wielkich, na etapie planowania powinien być dobrze przedyskutowany i przemyślany. W przypadku inwestycji publicznych te konsultacje są szczególnie ważne, choć niezwykle trudne, bowiem muszą uwzględniać często sprzeczne oczekiwania, a dodatkowo opinie ekspertów. Nie ma jednak innej drogi niż konsultacje społeczne do budowania poparcia dla realizacji przedsięwzięć celu publicznego, a wiemy, że i dla projektów prywatnych istnieje obowiązek takich konsultacji. I wcale nie oznacza to, że pomysłodawca skazany jest na niepowodzenie. Wręcz odwrotnie, taki dialog często prowadzi do wzbogacenia koncepcji i pozyskania nowych pomysłów na jego realizację. A szczególnie jest ważny, kiedy jakiś projekt jest trudny do zrozumienia dla szerokiego kręgu opinii publicznej lub też stwarza wrażenie zagrożenia dla innych przedsięwzięć. Dlatego konsultacje społeczne są najlepszym narzędziem dla władzy na każdym szczeblu. Nie powinniśmy ich unikać.

Tych konsultacji zabrakło w przypadku gigantycznego projektu centrum Camerimage.
Sądzę, że kryzys nie jest wyłączną przyczyną, dla której warto ponownie przyjrzeć się temu projektowi. Samorząd województwa, który jest dla samorządu Torunia nie tylko sąsiadem, ale i uczestnikiem wielu projektów miejskich, chętnie włącza się do takich konsultacji. Rzecz dotyczy inwestycji w wyjątkowej przestrzeni. Jak rozumiem, ogłoszony konkurs architektoniczny i jego rozstrzygnięcie zarysuje nam rzeczywisty obraz tego projektu. Sądzę, że wówczas nie unikniemy dyskusji na temat ostatecznej decyzji o jego realizacji. Wypowiedzą się na ten temat zwykli ludzie, a także eksperci z zakresu kultury, urbanistyki, dziedzictwa kulturowego, organizacji życia miasta… Dopóki nie są wybrani wykonawcy, dopóki nie rozpoczęła się realizacja, zawsze można zrobić krok naprzód, ale też krok wstecz. Toruń nie raz udowodnił, że potrafi realizować swoje aspiracje, więc sądzę że i tym razem im podoła. Pamiętam z jakimi trudnościami rodził się projekt budowy sali koncertowej na Jordankach, jednak ostatecznie się udało, a dziś jest ona powodem do dumy. Sądzę że w przypadku Camerimage Centre będzie podobnie. Jako marszałek jestem gotów i tym razem uczestniczyć i pomagać przy realizacji tego projektu. Stołeczność jest wielkim zobowiązaniem dwustronnym. Miasta i województwa.
Ponieważ Jordanki to wyjątkowo ważna przestrzeń, spodziewam się, już tylko z tego powodu, ożywionej dyskusji. A jeśli powtórzę zasłyszane opinie, w których moim zdaniem niesłusznie, ten projekt dla toruńskiej kultury określa się mianem „black hole”, warto już dziś prowadzić z tym środowiskiem otwarty dialog, aby ostatecznie rozwiać wszelkie wątpliwości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska