Ukraina sama, drogą wewnętrznego dialogu może rozwiązać swoje problemy - to jest poza sporem. Poza sporem jest jednak także to, że tylko prezydent Aleksander Kwaśniewski mógł stać się mediatorem w pierwszej fazie konfliktu, tylko on mógł zdopingować zarówno polityków Unii Europejskiej, jak i wszystkie strony ukraińskiego konfliktu do tego, by zasiadły przy okrągłym stole i zaczęły szukać wyjścia z krytycznej sytuacji. Na taką pozycję polski prezydent pracował latami, podtrzymując stosunki z prezydentem Kuczmą nawet wówczas, gdy był za to ostro krytykowany.
Można nie zgadzać się politycznie z Kwaśniewskim, można dążyć do obniżenia ciągle jeszcze wysokiej społecznej akceptacji dla jego osoby i sposobu sprawowania przez niego funkcji prezydenta (warto jednak zauważyć, że nadal cieszy się on największym zaufaniem spośród wszystkich polskich polityków), ale nie da się nie zauważyć faktu, że nie ma dziś w Polsce innej politycznej ekipy, która byłaby tak przygotowana do prowadzenia polityki zagranicznej. Opozycja długo jeszcze musi się uczyć, nawiązywać kontakty, wyzbywać się zbytniego radykalizmu i uczyć pragmatyzmu. Występ na wiecu nie jest tym samym, co żmudne negocjacje, do których potrzebna jest znajomość partnerów, wiarygodność w ich oczach i umiejętność przedstawienia propozycji politycznych. W polityce krajowej można odnosić sukcesy dzięki mile brzmiącymi dla wyborcy hasłom, w polityce międzynarodowej trzeba na pozycję pracować latami. Aleksander Kwaśniewski na tę pozycję pracował, jak widać, skutecznie, skoro zarówno Colin Powell jak i Unia Europejska dostrzegli, że tylko on może być skutecznym negocjatorem torującym drogę do jakiegoś porozumienia na Ukrainie.
Nie umniejszając więc zaangażowania przedstawicieli różnych partii politycznych, którzy działali w Parlamencie Europejskim, jeździli na Ukrainę, by wywrzeć presję na przeprowadzenie uczciwych wyborów, czy wprost popierali Wiktora Juszczenkę, któremu zwycięstwo odebrano manipulacjami przy urnach, trzeba podkreślić rolę Aleksandra Kwaśniewskiego, która była nie do przecenienia.
Jeszcze niedawno mówiło się, że ostatni rok prezydentury będzie dla Kwaśniewskiego najtrudniejszy, że nie czeka go już nic innego niż szarpanie przez komisje śledcze (kto wie, ile do końca kadencji ich jeszcze powstanie), które mają pozbawić go zaufania i wiarygodności, tak, aby w przyszłości nie był już politykiem mogącym pomagać w odbudowie lewicy ciągle znajdującej się w kryzysie. Teraz Aleksander Kwaśniewski ma szansę mocnego zaistnienia w polityce europejskiej tu mówi się o konieczności ożywienia Trójkąta Weimarskiego - tak aby Polska wobec wyzwań na Wschodzie nie stawała sama, ale w gronie czołowych państw Unii Europejskiej, byśmy przestali bezsensownie umierać za Niceę, a zaczęli odbudowywać więzi europejskiej współpracy. Jeżeli to by się udało, to następne ekipy rządzące i następny prezydent mieliby już wytyczony szlak i czas na niezbędną naukę.
W polityce krajowej prezydent nie będzie miał spokoju, zbyt wielka gorączka w niej panuje. Jest zresztą kilka spraw, z których prezydent winien się wytłumaczyć, choć nie ma ich aż tylu, jak chciałaby to opozycja. W końcu nawet fakt, że interesował się władzami Orlenu czy miał swoich kandydatów do tych władz nie jest niczym nagannym. Prezydent ma prawo interesować się tym, co dzieje się w największej spółce, mającej wpływ na bezpieczeństwo energetyczne kraju. Opozycja na razie udaje, że tego nie rozumie. Zapewne zrozumie, gdy obejmie władzę, zwłaszcza gdyby przedstawiciel opozycji został następnym prezydentem.
Mediator
Janina Paradowska, "Polityka"