- Jesteś równie widoczny, jak w ubiegłorocznej edycji Giro, ale jakby trochę mniej spektakularny.
- Tak się jakoś układa. W ubiegłym sezonie byłem w gorszej formie, ale osiągnąłem jednak więcej niż teraz. Po 9 etapach wciąż mam więcej nadziei na sukces niż przed rokiem. Być może za bardzo koncentrowałem się na przyjeżdżaniu na metę poszczególnych etapów z najlepszymi kolarzami. W takiej grupie nie jest łatwo wygrać etap.
- Na 9 etapie wreszcie udało ci się zabrać w ucieczce.
- Ten odjazd był idealny, jeśli chodzi o skład grupy. Kto by jednak pomyślał, że Rosjanin atakujący 100 kilometrów przed metą dojedzie samotnie do końca.
- Mam wrażenie, że w tegorocznym Giro, przy kapryśnej pogodzie, wyjątkowo potrzebne jest szczęście.
- Zawsze tak jest. W tak dużym wyścigu musi zagrać wiele czynników, żeby pojawiła się szansa na wygranie etapu. Dlatego tylko sprinterzy potrafią wygrywać seryjnie. Akcja Biełkowa z punktu widzenia taktycznego nie miała sensu, a jednak z powodu splotu okoliczności udała się całkowicie. To efekt także tego, że pierwszy tydzień Giro był w tym roku wyjątkowo ciężki i dał się we znaki nawet największym faworytom.
- Masz jakieś upatrzone etapy?
- Przed startem wybrałem sobie wstępnie trzy etapy, na których można spodziewać się akcji ofensywnych. Dwunasty etap będzie dla Marka Cavendisha, więc podczas jedenastego będziemy zapewne odpoczywać i zbierać siły, żeby dzień później mu pomóc. W najwyższych górach będą walczyć faworyci, ale jest jeszcze kilka odcinków w średnich górach i tam postaram się powalczyć.