Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszczuchy i wieśniaki - różnic między nimi coraz mniej, ale czy to dobrze?

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected]
- Możemy już zapomnieć o prostym podziale na ludzi ze wsi i miasta - uważa profesor Andrzej Kowalski
- Możemy już zapomnieć o prostym podziale na ludzi ze wsi i miasta - uważa profesor Andrzej Kowalski fot. archiwum
Każdego roku rośnie liczba mieszkańców wsi. W ciągu ostatnich 10 lat na wieś przeniosło się prawie 400 tys. mieszczuchów.

- Niby w ciągu w dwudziestu lat wieś całkiem się zmieniła, ale epitet "wieśniak" pozostał w obiegu. Nadal jest, obraża.

- To cały czas pokłosie kultury szlacheckiej, która kształtowała polskie postrzeganie świata. Patrzymy trochę z góry na wszystkich, a ludzie przybywający ze wsi do miasta w poszukiwaniu pracy są dla okazywania tej wyższości dobrym obiektem. Ironia polega na tym, że w ostatnich latach tendencja nam się odwróciła. Liczba mieszkańców wsi się zwiększa. Miasto wyprowadza się na wieś.

Przeczytaj także:Dzieci wykonują nawet niebezpieczne i ciężkie prace w gospodarstwie. Dorośli są z nich dumni

- I ją zmienia.

- Ta wieś już jest inna! Przede wszystkim w coraz mniejszym stopniu rolnicza.

- Kim są nowi mieszkańcy wsi?

- To oczywiście w dużej mierze zamożni ludzie pracujący w mieście, którzy chcą mieszkać w bardziej przyjaznych warunkach. Drugą grupą są osoby, których nie stać na zakup średniej wielkości mieszkania w dużej aglomeracji. Tymczasem kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów dalej zamiast kawalerki w mieście mogą kupić mały domek z ogrodem. Pojawiła się też grupa ludzi nie mających do tej pory nic wspólnego z rolnictwem, którzy próbują gospodarować z różnym skutkiem. Coraz częściej stykam się też z młodymi, wykształconymi ludźmi, którzy znaleźli pracę w mieście, ale mimo to wolą mieszkać w swojej rodzinnej wsi. W każdym przypadku ci nowi osadnicy są dla wsi pozytywnym zjawiskiem, bo tworzą nowe miejsca pracy.

- Jeszcze dwadzieścia lat temu mieszkańca wsi przyjeżdżającego do miasta można było rozpoznać. Dziś już nie sposób.

- Kluczem jest dostęp do mediów. Dwadzieścia lat temu nie wszędzie docierał sygnał telewizji, a telefon był rzadkością. Dziś nawet na niezbyt zamożnych domach jest antena satelitarna, telefon zagościł w prawie każdym gospodarstwie domowym, a coraz częściej normą jest internet. Wzorce zachowania, kultury, norm społecznych czy mody są wszędzie takie same. Media kształtują też język dzieci wychowywanych na wsi, dlatego znikają regionalizmy, coraz trudniej wyczuć lokalny akcent. Czy to zatarcie różnic jest pozytywnym zjawiskiem - to już osobna kwestia.

- Ale nie wszędzie wieś się zmieniła.

- Ciągle mówimy o tych "szlachetnie urodzonych" wsiach i regionachtych, które na starcie dysponowały zasobami surowców, dobrymi rynkami zbytu itp. Ale to nie do końca prawda - jeśli przyjrzeć się rankingom najlepiej radzących sobie gmin, znajdziemy w czołówce tych urodzonych szczęściarzy, ale też i takie gminy, które obiektywnie nie wyróżniają się niczym. Są w Polsce gminy położone "daleko od szosy", w których nie ma ani surowców, dobrych ziem, a radzą sobie całkiem nieźle.
- Podział na Polskę A i Polskę B w przypadku wsi nie istnieje?

- Jest zupełnie nieprawdziwy. Weźmy tzw. ścianę wschodnią - obszar na północ od Siedlec, który stał się dziś wizytówką polskiego mleczarstwa. Już nie Wielkopolska, ale właśnie Podlasie wyznacza standardy w tej dziedzinie. Z kolei południe ściany wschodniej to przykład zmarnowanej szansy. Poza Lublinem tego postępu na wsi specjalnie nie widać.

- Od czego to zależało?

- Dziś widać wyraźnie, że ważniejszy od warunków naturalnych był pomysł. Zwyciężyły te ośrodki, w których zaistniały dwa czynniki - silne osobowości i mniejsze oddziaływanie haseł populistycznych - że coś da się załatwić w Warszawie. Na Podlasiu zasada była prosta - mleka o kiepskich parametrach nie kupimy, za to za mleko o dobrych parametrach zapłacimy ci więcej. Dziś niektórzy się śmieją, że to krowy przyniosły cywilizację na Podlasie. W Lubelskiem, tu nadal w dużej części panuje na wsi marazm, czkawką odbiła się postawa roszczeniowa.

- Miałem okazję niedawno przejechać Polskę na ukos. I tu zaskoczenie - zaniedbana wieś mazowiecka kontrastowała z Podkarpaciem, gdzie widać rękę gospodarza. To wbrew statystyce, a jednak.

- Bo w statystyce nie wszystko da się uchwycić. Wylicza się produkt wytworzony na miejscu, ale umykają pieniądze przywiezione z saksów. A przecież nie ma na Podkarpaniu rodziny, w której ktoś nie zarabiałby na Zachodzie. Z drugiej strony Podkarpacie wie już, że musi zawalczyć o turystę, który nie przyjedzie, jeśli nie zapewni mu się odpowiedniego standardu.

- Mieszkaniec wsi nadal jest jednak znacznie biedniejszy od mieszczucha.

- To nie ulega wątpliwości. Ale rolnicy na wiejskiej liście płac bynajmniej nie zajmują najniższych pozycji. Kiedyś struktura zawodowa była dość prosta, bo oprócz rolników był ksiądz, nauczyciel i weterynarz. Dziś bardzo się to zmieniło. Byli pracownicy gospodarstw pracują w różnych zawodach, pojawiła się też znacząca grupa bezrobotnych. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że emerytura z KRUS to zwykle około 700 zł, mamy rzeszę bardzo ubogiej ludności.

Sytuacja rolników jest zróżnicowana. Ciągle ich dochody są średnio o kilkanaście procent niższe niż średnia krajowa. Ale jeśli porównamy przeciętne dochody w rolnictwie i dochody osób o niższych kwalifikacjach, pracujących fizycznie w miastach, sytuacja wygląda już nieco inaczej - rolnicy zarabiają więcej. Chociaż i tutaj należy być ostrożnym wobec statystyk - obok większych gospodarstw towarowych mamy gospodarstwa małe, pozwalające tylko na wegetację. Ale z drugiej strony jeszcze na początku naszego wieku 7 procent rolników zaliczano do grupy zagrożonej skrajną biedą, dziś ten odsetek nieznacznie przekracza 2 procent. Rozpiętość dochodów pomiędzy rolnikami rośnie, ale też średni poziom dochodów wzrasta.
- W Polsce od kiedy istnieją statystyki, wykazywały one zjawisko polaryzacji. Rosła liczba gospodarstw dużych i małych, a "wypłukiwany" był środek. Tłumaczy się to w ten sposób, że średnie gospodarstwo nie zapewniało odpowiedniego poziomu życia, a z kolei było za duże, żeby łączyć pracę na gospodarce i poza nią. W ostatnich latach zmniejsza się liczba małych gospodarstw. Ludzie sprzedają ziemię zostawiają sobie co najwyżej hektar na własne potrzeby (albo "na KRUS" - przyp. red.). Następuje profesjonalizacja zawodu rolnika, więc ludzie zajmujący się jedynie rolnictwem dokupują ziemię, aby być bardziej konkurencyjni.

- Młodzi ludzie powinni wziąć pod uwagę rolnictwo jako wariant zawodowej kariery?

- Nie wszyscy, ale część z nich na pewno tak. Tym bardziej że mieszkanie na wsi standardami coraz bardziej upodabnia się do miasta. W branży rolniczej, podobnie jak w innych gałęziach, w coraz większym stopniu liczy się pomysł. Jeśli jest dobry, wystarczy czasem 2-5-hektarowe gospodarstwo, żeby dobrze żyć z rolnictwa. Po prostu - na świecie wzrasta nie tylko liczba ludności, ale też liczba ludzi zamożnych, którzy oczekują produktów zdrowych oraz nowych produktów żywnościowych. Światowe fundusze przez dziesięciolecia starannie omijały sektor żywnościowy, ale ostatnio się to zmienia - zauważyły, że na rolnictwie można robić dobre interesy.

- Jesteśmy szóstym producentem żywności w Unii. W najbliższych latach urośniemy jeszcze bardziej?

- Urośniemy, ale na pewno już nie w takim tempie jak dotychczas. Dlatego bardzo ważne jest szukanie nowych rynków zbytu poza Unią, bo tam rośnie popyt. Bardzo perspektywiczne dla nas są rynki arabskie, ale wymagają przystosowania produkcji chociażby do wymogów religijnych tych państw i ich barier administracyjnych. Jeśli państwo polskie może w czymś rolnictwu pomóc, to najlepiej właśnie w tym.

- Kłopoty finansowe Unii Europejskiej mogą postawić pod znakiem zapytania dotychczasowy system dopłat. Sielanka się skończy?

- Gdyby dopłaty zostały wycofane w całej Unii, sytuacja Polski byłaby całkiem korzystna. Natomiast czarnym scenariuszem jest renacjonalizacja dopłat - powrót do finansowania rolnictwa z budżetów krajowych. Polscy negocjatorzy powinni zrobić wszystko, aby do tego nie doszło. Na szczęście te pomysły, które niedawno powróciły, wydają się mało realne.
Chcą wyjechać na wieś

Każdego roku rośnie liczba mieszkańców wsi. W ciągu ostatnich 10 lat na wieś przeniosło się prawie 400 tys. mieszczuchów. Uciekają od miejskiego ścisku (1082 oso-by na kilometr kw) do wymarzonej sielanki (51 osób). Nadal jednak większość Polaków mieszka w miastach (61 proc.), zupełnie inaczej niż przed wojną, kiedy to proporcje były odwrotne - aż 70 proc. ludności Polski żyło na wsi.

Sielskie i anielskie

Wieś wsi nie równa. Są wsie, które mogłyby aspirować do miana ambasady polskiego piekiełka, ale i takie, w których mieszkańcy nie wyobrażają sobie życia gdzie indziej. Wyprowadziłeś się na wieś? Nie wyobrażasz sobie przeprowadzki do miasta? Podziel się z nami swoją historią - pisz do autora: Adam Willma, 87-100 Toruń, ul. Św. Jakuba 13 albo adam.willma@ mediaregionalne.pl.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska