Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcom toruńskich Wrzosów natura zafundowała niesamowity spektakl i sporo nerwów

(wixad)
- Córka podeszła do niego na kilka metrów, nie uciekał, był jednak bardzo zdenerwowany, co można było rozpoznać po listku, który przykleił mu się do nozdrzy – cały drżał - wspomina pan Tomek .
- Córka podeszła do niego na kilka metrów, nie uciekał, był jednak bardzo zdenerwowany, co można było rozpoznać po listku, który przykleił mu się do nozdrzy – cały drżał - wspomina pan Tomek . Nadesłane
Rodzina pana Tomasza mieszka na skraju toruńskich Wrzosów, tuż przy lesie, więc widok łosia, bażanta czy dzika nie jest dla niego niezwykły: - Ostatnio któryś z sąsiadów opowiadał, że widział przemykającego wilka. Ale taka historia zdarzyła mi się po raz pierwszy.

Poród przy śniadaniu

A wszystko dosłownie na wyciągnięcie ręki: - Rano, przy śniadaniu, zobaczyliśmy nagle sarnę, która podniosła się w krzakach odległych zaledwie o jakieś 15 metrów - relacjonuje pan Tomasz. - Odeszła kawałek i zobaczyliśmy jak nieporadnie próbuje stanąć obok niej mały.

Córka pana Tomasza była z początku przekonana, że zwierzęta nocowały w sąsiedztwie domu, ale gdy obok stanął drugi koźlak, wszyscy zrozumieli, że właśnie doszło do porodu. Było dokładnie jak na filmach przyrodniczych – małe rozprostowywały nogi, z trudem jeszcze łapały równowagę – zataczały się, upadały i znowu podnosiły.

Koźlak drżał ze strachu
Okazało się jednak, że to nie koniec pięknej historii. - Następnego dnia z krzaków cały czas dochodziły do nas dziwne piski, bardzo specyficzny odgłos, słyszałem go po raz pierwszy w życiu i nie kojarzyłem go z sarną - mówi pan Tomasz. - Pracowałem tego dnia trochę w ogrodzie, ale ten pisk nie ustawał. Przyjrzałem się dokładnie i okazało się, że to jeden z małych koźlaków wydaje te dźwięki. Ewidentnie zostawiła go matka. Zastanawialiśmy się co robić. Córka podeszła do niego na kilka metrów, nie uciekał, był jednak bardzo zdenerwowany, co można było rozpoznać po listku, który przykleił mu się do nozdrzy – cały drżał. Zadzwoniłem do teścia, który ma doświadczenie z leśnymi zwierzętami. Polecił nam przede wszystkim nie dotykać koźlaka, bo to grozi odrzuceniem przez matkę.

Rodzina skontaktowała się ze strażnikami miejskimi. Na miejscu nie było funkcjonariuszy Ekopatrolu, ale okazało się, że strażnicy są dobrze przeszkoleni.

- Wypytwywali o wszystkie szczegóły, interesowało ich czy nie dotykaliśmy zwierzęcia i czy w okolicy nie wałęsają się bezpańskie psy. Wyjaśnili nam, że w tej sytuacji nie ma niczego niepokojącego. Po prostu sarna zabrała ze sobą jedno młode, a drugie pozostawiła. Nie znaczy to jednak, że je pozostawiła, pisk koźlaka to sposób porozumiewania się. Dokładnie tak się stało – następnego dnia o świcie nie było już słychać pisku, a koźlak zniknął.

Rzadka sytuacja

- Takie sytuacje zdarzają nam się rzadko - przyznaje Henryk Olkiewicz, zastępca naczelnika wydziału dzielnicowych w toruńskiej Straży Miejskiej. - W tym roku był to pierwszy raz. Nasz patrol był na miejscu następnego dnia i zastał tam już tylko trochę sierści, która należała prawdopodobnie do matki. Na wszelki wypadek poprosiliśmy osoby wyprowadzające w pobliżu psy, żeby oddaliły się od tego miejsca. Również w kolejnych dniach nie było śladu po sarnach, stąd przypuszczamy, że matka zabrała ze soba oba młode i wszystko dobrze się skończyło.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska