Wszystko zaczęło się... od pralki. A raczej jej prototypu. Włocławianka Ania Szarecka, studentka Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, wraz z przyjaciółką Anią Szpot z Węgorzewa, również studentką SGH, postanowiły wziąć udział w prestiżowym konkursie firmy Henkel. Miały wymyślić innowacyjny projekt, związany z branżą, w której działa Henkel.
Szukały, aż znalazły
Dwie Anki jako grupa "Persilans" wymyśliły koncepcję pokrowca zastępującego pralkę, za pomocą którego można w ekologiczny sposób w ciągu dwudziestu minut nadać nienaganną czystość każdej zabrudzonej tkaninie. Skąd pomysł? - Pranie w warunkach studenckich, w akademiku czy na stancji, to zawsze kłopot - mówi Anna Szarecka. - Szukałyśmy więc rozwiązania, aż znalazłyśmy!
Przeczytaj także:Bilety na loty z Bydgoszczy do Krakowa już w sprzedaży. Od 99 złotych!
Po tym, jak wygrały krajowy etap konkursu, stawka się podniosła. W Berlinie, gdzie je zaproszono, startowały zespoły studentów z 14 krajów Europy oraz cztery grupy z Azji i Dalekiego Wschodu. - O zwycięstwie naprawdę nie myślałyśmy - mówi włocławianka. A jednak wygrały! Były łzy radości i niedowierzanie, że to im przypadła główna nagroda - podróż dookoła świata! Ruszyły w nią ponad miesiąc temu.
Przedsmak przygody
- Szczerze powiedziawszy na kilka dni przed wyjazdem byłam lekko przerażona - przyznaje Ania Szarecka. - Myślałam sobie: Co ja najlepszego robię? Jadę w świat tylko z przyjaciółką. Dwie bezbronne dziewczyny! Co nas czeka?!
Przeczytaj także:Skuś tutaj turystów zdjęciem, a polecisz do Barcelony!
Anka przyznaje, że noc przed wylotem nie była łatwa. - W końcu myśli przestały jednak fruwać w mojej głowie. Nie czułam strachu, bardziej nerwowe podniecenie. Oto przedsmak przygody !
Jeśli nie pralka, to... walizka
- Nie, pralki nie wzięłyśmy z sobą, bo to tylko prototyp - śmieje się Ania. Ale o poranku w dniu wylotu wcale nie było jej do śmiechu. - Okazało się, że moja walizka się zepsuła. Tymczasem w domu nie było żadnej tak dużej torby! - opowiada globtroterka. - Trzeba było w superekspresowym tempie wymienić ją na nową. Ufff...
A potem ostatnie chwile na lotnisku, pożegnanie z rodziną i wylot...wylot w świat! Wchodząc na pokład samolotu miały poczucie, że oto spełniają się marzenia.
Od czego by tu zacząć?
Dziewczyny ustalały trasę razem z biurem podróży, które sugerowało nam różne opcje. - Nie miałyśmy kontaktu z żadną osobą doświadczoną w tego typu wojażach, dlatego posiłkowałyśmy się pojedynczymi doświadczeniami naszych znajomych oraz oczywiście stronami internetowymi globtroterów - przyznaje Ania. - Z Warszawy poleciałyśmy do Frankfurtu, gdzie miałyśmy przesiadkę do Dubaju - naszego pierwszego postoju. W dalszej kolejności odwiedziłyśmy Bangkok, Sydney, Fidżi, Auckland, Limę, Cancun oraz Nowy Jork. Piękna trasa, prawda?
Tyle piękna
Podczas półtoramiesięcznej podróży przekonałyśmy się, że świat jest mały i ma tyle piękna do zaoferowania - mówi włocławianka. - To było największe zaskoczenie.
A fascynacje? Obie zgodnie twierdzą, że Machu Picchu w Peru - jeden z cudów świata i naprawdę zapiera dech w piersiach! - Nie byłam nigdy w tak magicznym miejscu z dala od ludzkiej cywilizacji - zapewnia Anna Szarecka.
Szokiem było dla nich przeniesienie się z luksusowego, nowoczesnego Dubaju do Bangkoku, gdzie ludzie tak naprawdę śpią, żyją i jedzą na ulicy. Kontrast był ogromny. - Dubaj to wizytówka Zjednoczonych Emiratów Arabskich, miasto gdzie wszystko jest największe, najbogatsze i najbardziej nowoczesne - opowiada Ania. - Bangkok to z kolei miejska dżungla, w której nowoczesne budynki mieszają się z ubogimi dzielnicami, gdzie z jednej strony widać ogromną biedę, a z drugiej ociekającą złotem i kolorami świątynię.
Niebiańskie plaże
Serce Ani skradła... Tajlandia. - To kraj tak inny od naszego, z inną kulturą, pyszną kuchnią, wspaniałym klimatem i niebiańskimi plażami - rozmarza się włocławianka. - Przyznaje, że podczas podróży dookoła świata spełniła swoje marzenie - nurkowała z butlą pośród przepięknej rafy, ławicy kolorowych ryb oraz innych morskich stworzeń. To było na Fidżi i w Meksyku.
Przygody kulinarne... One były solą i pieprzem tej podróży! Ania Szarecka zakochała się w tajskiej kuchni. Wspomina potrawy, które powstawały na jej oczach w kilka minut, głównie z owocami morza. Pycha! Jej faworytem wśród owoców stał się kokos. Pod każdą postacią.
Ludzie bardzo sympatycznie reagowali słysząc, że dwie młode dziewczyny, debiutantki na tak długiej trasie, nieźle sobie radzą. - Szczególnie miłe były chwile, gdy mówiłyśmy, z jakiej okazji przyszło nam podróżować po świecie - mówi Anna Szarecka. - Czułyśmy, że napotykani ludzie byli pod wrażeniem naszej trasy, dalszych planów i zawsze okazywali się gotowi do pomocy lub pozostania w kontakcie z ciekawości, jak udała się cała wyprawa.
Praktyczne dziewczęta
- Pod ręką - w plecaku czy w torbie zawsze miałyśmy nasze dokumenty, trochę pieniędzy, telefony, żel antybakteryjny oraz oczywiście aparat fotograficzny - wylicza Ania. - W każdym miejscu szybko znajdowałyśmy punkty informacji turystycznej, skąd brałyśmy mapy i słuchałyśmy cennych rad, jak zwiedzać dane miejsce.
Nie wzięły z sobą laptopa, ze względu na to, że jest łatwą przynętą dla złodzieja, ponadto chciały mieć jak najlżejszy bagaż podręczny. Ale przyznają, że nie rozstawały się w aparatem fotograficznym - dlatego ich podróż można było śledzić na ich koncie na facebooku. Wszędzie tam, gdzie był dostęp do internetu, uzupełniały kolekcję pięknych zdjęć. A to na tle opery w Sydnej, pustyni w Dubaju, Statui Wolności w Nowym Jorku.
Apteczka, którą zabrały w podróż, nadzwyczaj dużych rozmiarów pozostawała zwykle w hotelach i hostelach, gdzie się zatrzymywały. Na szczęście, dzięki wcześniejszym szczepieniom oraz uważnemu zachowaniu, udało się im uniknąć zdrowotnych perturbacji.
Wracamy!
- Zabawne - naszym najtrudniejszym dniem okazał się dzień ostatni, a więc powrót do Polski - mówi Anna. - Plan był następujący: lot z Nowego Jorku do Rejkiaviku, z Rejkiaviku do Frankfurtu, a stąd prosto do Warszawy.
Tymczasem podczas zdawania bagażu na nowojorskim lotnisku JFK zostały poinformowane, że we Frankfurcie muszą odebrać bagaż i nadać go ponownie ze względu na brak porozumienia między liniami lotniczymi, którymi leciały. - We Frankfurcie okazało się jednak, że nasz bagaż został automatycznie przetransportowany do samolotu, którym miałyśmy lecieć do Warszawy. Na przesiadkę miałyśmy tylko półtorej godziny - wspomina włocławianka.
Niestety, czekanie na bagaż, który się nie pojawił, wyjaśnianie całej sytuacji z liniami lotniczymi, szybkie przeniesienie się na odpowiedni terminal, kosztowało je wiele nerwów.
- To był chyba najszybszy w moim życiu bieg do bramki po dwudziestu godzinach podróży - przyznaje Anna Szarecka. - W ostatniej chwili weszłyśmy na pokład samolotu, który szczęśliwie zabrał nas do domu. To jest jedna z częściej opowiadanych przez nas historii. Dziś się z tego śmiejemy, wtedy byłyśmy na skraju załamania.
I po podróży!
- Chwilami nie wierzę - naprawdę udało nam się okrążyć ziemski glob? - mówi o sobie i przyjaciółce włocławianka. - Tak się stało! Nasze loty zostały tak zaplanowane, że fizycznie obleciałyśmy Ziemię!
Oczywiście pozostaje jeszcze wiele miejsc, których nie zwiedziły, a ta wycieczka tylko podsyciła ich apetyt na zwiedzanie świata. Połknęły bakcyla.