
Porażka 2:3 ze Szwecją odarła ze złudzeń największych optymistów. Odpadamy z Euro 2020 i to zasłużenie. Nie ma co marzyć o sukcesie na wielkiej imprezie, jeśli popełnia się tyle błędów i liczy, że wszystko załatwi za resztę Robert Lewandowski. Ten ostatni przynajmniej nie musi się wstydzić swojego występu, za to koledzy i selekcjoner... Tu już mamy wątpliwości.
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo gestem na ekranie, albo naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE

Wniosek nr 1. Znów głupio tracimy bramki
Drugi mecz w Sankt Petersburgu i znów to samo, a bez solidnej obrony nie ma co marzyć o sukcesach na takiej imprezie jak mistrzostwa Europy. Pięć lat temu we Francji co poniektórzy zarzucali Adamowi Nawałce zbyt zachowawczą taktykę, ale takie granie doprowadziło nas do ćwierćfinału. W środę za to nasza defensywa wyrabiała, przy pierwszych dwóch straconych bramkach, rzeczy wołające o pomstę do nieba. Najpierw koledzy Glika (z Jóźwiakiem na czele - znów on) założyli najwyraźniej, że skasowanie Isaka przez stopera Benevento załatwi sprawę, zupełnie jakby zapomnieli, że piłka nożna nie jest sportem indywidualnym. Potem Kulusevski jechał sobie spokojnie z piłką po skrzydle jak nie przymierzając towarowy z węglem. Przymierzył, wyłożył koledze. I retoryczne pytanie - dlaczego nikt nie pilnował Forsberga??? (podpowiedź na zdjęciu) Trzeciej bramki dla Szwedów komentować nie będziemy, żeby nie kopać leżących...

2. Lewandowski zrobił swoje, ale co z tego...
Ile to już razy mówiło się (najwięcej po mundialu w Rosji), że nasz kapitan zawodzi na wielkich imprezach. Tym razem nie zawiódł, nie licząc falstartu ze Słowacją. Oczywiście szkoda tej sytuacji z pierwszej połowy, kiedy po rzucie rożnym Lewandowski dwukrotnie obił poprzeczkę. Mamy graniczące z pewnością przeczucie, że w koszulce Bayernu trafiłby do siatki, jeśli nie za pierwszym razem to za drugim już na pewno. Swoje jednak w końcu zrobił, przedłużając nasze nadzieje. Niestety... [patrz: głupie bramki i stałe fragmenty]

3. Milik - wracaj!
Lewandowski zrobił (mimo wszystko) swoje i można tylko żałować, że kontuzja zabrała mu w ostatniej chwili najlepszego możliwego partnera w ataku. Milik, w przeciwieństwie do Zielińskiego, na pewno nie bałby się próbować w końcówce strzałów z dystansu. (jak na swoje możliwości piłkarz Napoli stanowczo za rzadko próbował to robić). Nie raz ratował nam przecież w takich sytuacjach skórę i punkty. W polu karnym też pewnie byłoby z niego więcej pożytku, niż (z całym dla nich szacunkiem) ze Świerczoka czy Świderskiego. A gdyby jeszcze mógł zagrać Piątek...