Poprosiliśmy o nie w poniedziałkowym artykule. W redakcji rozdzwoniły się telefony. Jako pierwsza zadzwoniła pracownica grudziądzkiej firmy HMS. - Jestem krawcową. Hala, w której pracujemy z koleżankami, była niegdyś stołówką. Okna są nieszczelne. Jest nawet takie miejsce, gdzie szyba jest wybita. Co prawda w hali jest piec na ropę, ale rzadko kiedy palacz w nim napali. O ciepłych napojach od pracodawcy w ciągu dnia możemy tylko pomarzyć. Choć z koleżankami ubieramy się „na cebulkę” i szyjemy w rękawiczkach, to marzniemy niemiłosiernie przez kilka godzin dziennie. Gdy poskarżyłyśmy się szefowi, usłyszałyśmy, że mamy wziąć się do roboty, to się rozgrzejemy. Za to w pomieszczeniach biurowych zawsze jest nagrzane. W naszej firmie kilka razy już była kontrola z inspekcji pracy. Za każdym razem najpierw inspektorzy zaglądali do biura. W tym czasie wyprowadzano nas z hali i kazano się chować do szatni albo czekać na zewnątrz. Inspektorzy mogli się przekonać, że w takim mrozie w hali nikt nie pracuje - słyszymy.
Poprosiliśmy o wyjaśnienie szefostwo firmy. Niestety, nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytania. Jutro napiszemy o kolejnych firmach, w których pracownicy codziennie marzną.
(maw)
