Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młody chłopak kończący podstawówkę w Świeciu wymarzył sobie Liceum Lotnicze w Dęblinie

Roman Laudański
Roman Laudański
Płk. dypl. pilot Robert Weissgerber, dowódca 22. Ośrodka Dowodzenia i Naprowadzania pod Bydgoszczą.
Płk. dypl. pilot Robert Weissgerber, dowódca 22. Ośrodka Dowodzenia i Naprowadzania pod Bydgoszczą. nadesłane
Rozmowa z płk. dypl. pilotem Robertem Weissgerberem, dowódcą 22. Ośrodka Dowodzenia i Naprowadzania pod Bydgoszczą.

- Nimb tajemniczości otacza waszą jednostkę: obiekty pilnie strzeżone przez warty. Czym zajmuje się kadra 22. Ośrodka Dowodzenia i Naprowadzania, która kultywuje tradycje lotniczej Bydgoszczy?
- Mówiąc najprościej ochroną granic powietrznych kraju. Obejmuje to dowodzenie misjami obrony powietrznej kraju, zbieraniem i opracowywaniem informacji na temat sytuacji powietrznej. Pewnie czytelnicy pamiętają sceny z filmów o II wojnie światowej, kiedy to panie w mundurach przesuwały na wielkim stole sylwetki obcych i swoich samolotów, jak to było np. podczas bitwy o Anglię. Dziś robimy to samo, choć wszystko zastąpiła elektronika. Opracowane informacje przekazujemy dalej, ponieważ jesteśmy elementem systemu obrony powietrznej NATO.

- Obserwujecie północno – wschodni kwadrat Polski?
- Dziś mamy już tak skonfigurowany system, że możemy dowodzić w każdym kierunku w zależności od przyjętej konfiguracji. System jest bardzo elastyczny. Widzimy i możemy dowodzić ultralekkim samolotem lecącym nad Bieszczadami, samolotem nad Suwałkami lub w okolicach Żagania.

- W sąsiedztwie waszej jednostki próżno szukać potężnych radarów, skąd czerpiecie informacje?
- Możemy włączyć dowolny radar, który jest nam potrzebny w danej chwili. Obojętnie, czy znajduje się on nad Bałtykiem, czy w górach. System, jak mówiłem, jest elastyczny.

- A kiedy trzeba, to za wschodnią granicę również spojrzycie?
- Nie jest to żadną tajemnicą. Nasza praca polega na tym, żeby nie tylko widzieć, ale widzieć jak najdalej.

- W czym zapewne pomagają samoloty dalekiego rozpoznania radiolokacyjnego AWACS z potężnymi radarami umieszczonymi na kadłubach.
- Oczywiście z nich korzystamy. One „widzą” na odległość nawet kilkuset kilometrów. Na ich pokładzie odbywa się również dowodzenie, czyli dokładnie to, co i my robimy na ziemi.

- W czasie wojny w Ukrainie z pewnością macie więcej zadań.
- I to dużo więcej, bez wchodzenia w szczegóły. Wiadomo, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Trwa otwarta wojna.

- W czwartek zorganizowaliście konferencję poświęconą m.in. promocji książki waszego niezwykłego patrona, płk pilota Tadeusza H. Rolskiego, dowódcy 306. dywizjonu „Toruńskiego”.
- Za każdym razem, kiedy sięgam po książki pułkownika Rolskiego, patrzę na niego z coraz większym podziwem. Powiedzieć, że był to doskonały pilot myśliwski, dowódca, to za mało. Przede wszystkim był mądrym człowiekiem. Tą samą ręką prowadził do boju eskadry i skrzydła, jak i - przepiękną polszczyzną - spisywał dzieje swoje oraz towarzyszy broni. Podczas II wojny światowej było wielu lotników – asów, ale nie napisali zbyt wiele książek. Wartością dodaną obecnego wydania książki płk. pil. Tadeusza H. Rolskiego pt. „Atom Leader – wspomnienia dowódcy 306. dywizjonu „Toruńskiego” są rozdziały, które w 1959 roku nie mogły zostać wydrukowane. Uzyskaliśmy zgodę na pełne wydanie z fragmentami opisującymi powojenne losy polskich lotników, o czym ze względu na cenzurę nie można było pisać w latach 40. i 50. ubiegłego wieku. Obecnie światło dzienne ujrzało pełne świadectwo naszego patrona, tym większa moja radość z tej okazji. Dla pasjonatów historii będzie to z pewnością ważna publikacja.

- Niezwykły życiorys ma również matka chrzestna waszego sztandaru, pani Leokadia Teresa Majewicz.
- Bardzo cieszyliśmy się z jej obecności podczas naszej konferencji. To dzieje osoby zesłanej na Syberię, która przez Afrykę, Anglię trafiła do wolnej Polski.

- Jak zostaje się pilotem? Skąd u pana pasja latania?
- Jako młody chłopak kończący podstawówkę w Świeciu wymarzyłem sobie Liceum Lotnicze w Dęblinie. Miejscowe „ogólniaki” nie były konkurencją dla dęblińskiej szkoły, która mnie pociągała. Niby masz tylko szesnaście lat, ale już możesz skakać ze spadochronem, latać na szybowcach. Przyznam, że wybierając szkołę tak do końca nie wiedziałem, co mnie czeka. Tylko że ta oferta była dla mnie po prostu ciekawsza. Liceum Lotnicze niosło w sobie namiastkę przygody.

- Na czym uczyliście się latać?
- Szybowce „Bocian”, najstarsze spadochrony SDW, aeroklubowe samolociki „Zlin”. Byliśmy wysyłani w ramach Lotniczego Przysposobienia Wojskowego do aeroklubów. Trafiłem do Gdańska, gdzie czekały mnie pierwsze, lotnicze kroki szybownika. Skoki spadochronowe odbywały się w Dęblinie. To był początek, który wciągnął mnie na całe życie.

- Pierwsze samoloty odrzutowe to były polskie „Iskry”?
- Jak najbardziej, stacjonowały w Radomiu. Później latałem na MiG-ach – 21 w Gdyni i Malborku. Miałem też okazję posmakować MiG-ów – 29, ale kłopoty zdrowotne uniemożliwiły dłuższe latanie na myśliwcach. Grupa zdrowotna umożliwiała mi później latanie w charakterze instruktora w różnych aeroklubach. W 2010 roku rozpocząłem służbę w Niemczech w ramach NATO. Tam nie było ani możliwości, ani czasu, by kontynuować tę pasję. Może teraz uda się poodnawiać licencje i wrócić do latania? Zobaczymy.

- Bydgoszcz stałą się miastem, w którym kiedyś było dużo lotnictwa wojskowego, a teraz spotkać można tylko emerytowanych lotników. Pozostaje pan chyba jedynym pilotem w służbie czynnej.
- Tak niestety bywa. Akcenty przesuwają się na wschód, a pamiętajmy też o tym, że dużo jednostek zostało rozwiązanych. Żałuję, że w Bydgoszczy nie ma już Bazy Lotniczej, ale niestety, takie były decyzje. Zostały Wojskowe Zakłady Lotnicze, choć to firma cywilno – wojskowa. Z jednostek typowo lotniczych pozostaliśmy my, choć mamy jeszcze Polowe Warsztaty Lotnicze.

- Pewnie każdy pilot chciał latać amerykańskim F-16, które przed laty trafiły do Polski.
- Wiadomo, że każdy lotnik chce latać najnowszym samolotem, ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Ja „spróbowałem” wschodniego odpowiednika F-16, czyli MiG-a – 29. Rozpocząłem przeszkolenie. Dziś to stara konstrukcja z lat 80. ubiegłego wieku, ale w tamtych latach był odpowiednikiem F-16. Dziś już nie jest.

- Skoro miał pan pułkownik kontakt z aeroklubami, to zapytam, czy w młodych dalej jest chęć smakowania lotnictwa?
- Jestem przekonany, że tak. Na naszych oczach dokonała się zmiana dziejowa. Kiedyś przestrzeń powietrzna należała do wojska, a teraz jesteśmy krajem, który potrafił dostrzec, że to dobro narodowe. Agencja Żeglugi Powietrznej, wojsko, mądrze dzielą tę przestrzeń pomiędzy tych, którzy wykonują zadania państwowe, jak my, oraz przewoźników płacących podatki i składających się do budżetu budując dobro narodowe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska