Według mogileńskiej prokuratury nie ma interesu społecznego, w tym by prowadzić sprawę publikacji w "Głosie Mogilna".
Przypomnijmy, że Leszek Duszyński uznał, że w bezpłatnym pisemku zniesławiono go i podano nieprawdę. Nie może jednak wysłać do redakcji sprostowania, bo nie podano w piśmie stopki redakcyjnej.
Dla ścisłości dodajmy, że "Głos" formalnie nie jest gazetą. Trudno też uznać, że jest ulotką wyborczą, bo pod treścią nie podpisał się żaden komitet wyborczy. Ponieważ wydawca i autorzy zamieszczonych tam tekstów pozostają anonimowi, burmistrz chciał, aby to śledczy ustalili, kto podaje te informacje. Sprawą zajęli się mogileńscy policjanci, którzy próbowali ustalić kim są osoby, stojące za wydaniem "Głosu". To się jednak nie udało. Prokuratorzy ostatecznie odmówili wszczęcia śledztwa, nie dopatrując się w sprawie interesu społecznego.
Czy "afera" na tym się zakończy zależy jedynie od obecnego włodarza Mogilna. Leszkowi Duszyńskiemu pozostaje bowiem jeszcze prywatne dochodzenie swoich racji. Czy to zrobi?
Pytany przez nas burmistrz odpowiada, że nie zastanawiał się nad tym, bo nie ma na to czasu.
- Jako urzędujący burmistrz pracuję od rana do wieczora, więc nie mam czasu się tym zajmować - mówi Leszek Duszyński.
Przypomnijmy, że od początku sugerowano, iż za wydaniem "Głosu" stoją politycy PSL. Tomasz Barczak z tego ugrupowania jest rywalem Duszyńskiego w walce o fotel burmistrza. Starosta Barczak kategorycznie zaprzecza, że ma związek z wydaniem pisemka. Przyznaje, że na zlecenie powiatu wydano jedynie "Biuletyny Informacyjne". Miały one taką samą szatę graficzną, gdyż wykonywała je ta sama firma, która podjęła się złożenia do druku "Głosu Mogilna". Leszek Duszyński w rozmowie z nami podkreślił, że nie wierzy w zapewnienia "niektórych polityków", że nie mają nic wspólnego wydaniem szkalującego go pisemka.