Taki prosty poseł to już nie chodzi, lecz kroczy. Nie przyjeżdża, ale przybywa. Nie mówi, tylko przemawia. I przede wszystkim nadyma swoje ego do rozmiarów Pałacu Kultury im. Stalina. Oto parę dni temu poseł Elżbieta Jakubiak zamówiła u dyspozytora sejmowy samochód. Nie jest to zwykła, prosta parlamentarzystka, tylko współpracowniczka prezydenta Lecha Kaczyńskiego i nawet szefowa sejmowej komisji. Jej Ekscelencja Elżbieta III Jakubiak zamówiła zatem samochód służbowy, żeby odebrać sukienkę z centrum handlowego, zapewne też służbową. Dyspozytor Piotr P. zapytał, czy wyjazd jest aby na pewno służbowy...
W tym momencie Jej Wysokość Elżbieta III Jakubiak przestała przemawiać, a zaczęła krzyczeć: że należy się jej auto jak psu micha, że nie ma prawa o to pytać jakiś byle obszczymurek, że nie jest jej spowiednikiem, że - gdyby nie rozmawiali przez telefon - pewnie wycięłaby mu w papę, że to w ogóle inwigilacja i traktowanie jej jako złodziejki, bo przecież samochód służbowy to jej warsztat pracy! A odebranie sukienki to była tylko subtelna... ironia. "Pamiętam - łkała dziennikarzowi SuperExpressu w rękaw - jak do ambasady austriackiej drałowałam na piechotę. A jak ostatnio odbierałam delegację z Bundestagu, to samochód ledwo zipał, a klimatyzacja prawie nie działała"! Litości, i Jej Wielmożność przeżyła te potworne katusze?! No, nie - oczami duszy już widzę rechoczących Austriaków i Niemców na widok drałującej po stołecznych dziurach Elżbiety III we własnej osobie.
To już drugi ideał w historii Polski, który sięgnął bruku.