Okazuje się, że w całym Urzędzie Rady Ministrów fundusz nagród zalał pracowników rządowych. Powiedzmy, że od biedy nagrody należały się znakomitemu ministerstwu spraw zagranicznych (za całokształt i determinację) oraz ludziom Romka Giertycha (za wychowanie wszechpolskie i cudowną akcję promującą szkodliwość prezerwatyw).
Ale omal nie upadłem z wrażenia, kiedym przeczytał, że 1,5 miliona złotych dodatkowych premii dostały dziewczęta i chłopcy z ministerstwa transportu. Tym, którzy nie wiedzą, co robi ten resort - wyjaśniam: ten resort powinien zajmować się budową i remontami naszych kilku kilometrów autostrad oraz tzw. dróg szybkiego (hi, hi) ruchu. A skoro ich nie ma w Polsce (ergo - nie trzeba ich remontować) to jakim cudem minister transportu Polaczek otrzymał 15-tysięczną premię?! Tym bardziej że budowniczowie naszych dróg też wyemigrowali do Wielkiej Brytanii i - jak mawia Ferdek Kiepski - "robić ni ma komu". Ministerstwo bowiem wydało dotąd zaledwie połowę pieniędzy z Krajowego Funduszu Drogowego, planowanych w tym roku na drogi. Więcej się nie dało, bo to - wicie rozumicie - sznurka do snopowiązałek zabrakło.
Teraz będę się czepiał, bo sprawa nie jest warta mszy, co najwyżej felietonu. Oto krajowa prasa doniosła, że kancelaria premiera wyda niebawem kilkadziesiąt tysięcy złotych na "mównicę zdobioną hartowanym szkłem i z pulpitem, który da się regulować stosownie do wzrostu premiera". Właściwie Kancelaria, ogłaszając przetarg na mównicę, zawinszowała sobie dwie mównice - jedną stacjonarną w Urzędzie Rady Ministrów, i drugą tzw. podróżną. W dodatku - składaną w specjalnym kuferku, z rozstawianą z tyłu ścianką na godło lub hasła. Mównica podróżna, jak sama nazwa wskazuje, służyć ma do przemówień w tzw. terenie. Mównica stacjonarna znajdzie się natomiast w sali konferencyjnej URM, w której zrobi się kilka innych jeszcze sztuczek: specjalny podest, ścianki na obrazki IV RP, 37 flag różnych państw (tylko tyle, choć państw jest ponad 200) i elektrycznie sterowaną kurtynę. Będzie na co popatrzeć.
Trochę przypomina mi to opinię jednego z tegorocznych maturzystów, który celnie zauważył, że "Kochanowski w "Odprawie posłów greckich" starał się uderzyć w najczulsze miejsca obywateli szlachty". A z drugiej strony taki "Odyseusz zrzucił z siebie żebraczy strój i stanął w całej swojej okazałości przed przerażonymi zalotnikami".
Kurtyna.