W ramach Teatru Repertuarowego obejrzeliśmy spektakl "Ćma. Panna Monroe", który przywiozła do Chojnic Magdalena Płaneta, aktorka Teatru Polskiego w Poznaniu.
>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<
- Jak byłem studentem, to biegaliśmy do Polskiego tylko po to, żeby popatrzeć na Magdalenę Płanetę - wyznawał Grzegorz Szlanga.
- Ale to było dawno - śmiała się aktorka.
Pewnie jednak była to tylko kokieteria, bo jak mogli się o tym przekonać chojniczanie, Magdalena Płaneta nie tylko urodą przekonuje widzów. W monodramie oglądamy ją w roli Marilyn Monroe, którą pokazuje nam z zupełnie innej strony, niż to wynika z potocznego kojarzenia tej gwiazdy kina. Owszem, gwiazda, owszem symbol seksu, owszem, ideał kobiecości, przynajmniej tak ją lansowano, ale przy tym wszystkim najważniejsze - człowiek. Zredukowany przez filmowy przemysł i hollywodzką fabrykę snów do roli rzeczy. Ma ładnie wyglądać, prężyć "dupę i cycki", potrząsać platynowymi lokami, uśmiechać się...W żadnym razie nie myśleć o tym, że mogłaby zagrać na przykład Lady Makbet.
Płaneta pokazuje, że Marilyn nauczyła się tego, czego od niej wymagano. Schowała głęboko swoje ambicje, zadowolona z faktu, że już nikt nigdy nie odda jej do sierocińca - a to swoją drogą jeden z najbardziej poruszających fragmentów sztuki, kiedy aktorka "wychodzi z roli" i na moment przestaje "grać". Co najwyżej może wylądować w psychiatryku, by wyleczyć kolejne załamanie nerwowe. Piękna Marilyn jest jak zaszczute zwierzę. Mężczyźni traktują ją jak łatwą zdobycz, ona sama jest zmęczona uśmiechaniem się prawie na rozkaz...
Monodram feministyczny? Pewnie tak, jeśli wziąć pod uwagę opresję, jaka wciąż jest udziałem bohaterki sztuki. I nie tylko jej...
Pogoda na dzień (04.01.2018) | KUJAWSKO-POMORSKIE
Źródło: TVN Meteo/x-news