Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Most" dla pokoleń

Hanna Sowińska
Jerzy Sulima-Kamiński (po prawej) z Marianem Turwidem, artystą malarzem i pisarzem, twórcą Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy
Jerzy Sulima-Kamiński (po prawej) z Marianem Turwidem, artystą malarzem i pisarzem, twórcą Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy Fot. ze zbiorów Ireny Kamińskiej
Stukał na maszynie, popijając kawę "Marago" ze swojej ulubionej filiżanki. Słuchał wtedy Brahmsa, Chopina.

Gdy pisał, nie tolerował obecności domowników. Z wyjątkiem kota. Tak, kot mógł być.

Z kotem w pokoju, z kawą "Marago" w filiżance i preludiami Chopina w tle rodziły się kolejne tomy "Mostu Królowej Jadwigi".

Chciał tę sagę napisać. Nie - to za mało powiedziane. Musiał! Bo Jerzy Sulima-Kamiński, twórca trzech tomów "Mostu", najbardziej bydgoskiej z bydgoskich książek, urodził się w mieście nad Brdą. Mieszkał tuż przy rzece, w kamienicy przy ul. Królowej Jadwigi 10. Z balkonu mieszkania na trzecim piętrze miał widok na wschodnią stronę miasta.

Wieże kościołów, kopuła synagogi
W pierwszym tomie "Mostu" skreślił taki obraz Bydgoszczy, widzianej oczami dziecka: "cichcem, wycofuję się na balkon. (...) Mam przed sobą prawie całe miasto. Na pierwszym planie czerwony a ponury jak więzienie, masyw garbarni Bucholca z wysokim, żeglującym na tle chmur kominem (...) To jest najbliższa panorama.

Zaczynając od prawej, widzi się z balkonu wieżę ciśnień, usytuowaną na Wzgórzu Dąbrowskiego, pośród gęstej zieleni starego, na poły dzikiego parku. Idąc wzrokiem coraz bardziej w lewo natrafia się na wysmukłe stożki wieżyc kościoła pojezuickiego. Przy nim, też zaszyta w zieleni, stoi niska, przysadzista fara ze śmiesznie nieproporcjonalną wieżyczką. Nieco bliżej, ale jeszcze bardziej w lewo, puczą się szare kopuły synagogi. Wyraziście rysuje się sylweta zboru ewangelickiego przy placu Kościeleckich, fragment poczty głównej, teatr miejski, dom towarowy "Be-De-Te" i zbór ewangelicki przy placu Wolności. Jeszcze bardziej w lewo, już znacznie bliżej naszego domu, bezpośrednio na lewym brzegu Brdy, przytupują sztance fabryki rowerów "Tornedo" i dygocą fundamenty gmachów dyrekcji kolejowej".

Taką Bydgoszcz nosił przez lata pod powiekami i w sercu. Pamiętał ulice, budynki, ludzi. W uszach dźwięczał mu język, którym mówił jego ojciec, matka, dziadkowie, ciocie i wujkowie. Także sąsiedzi z kamienicy.

Bose antki i dobrzy Niemcy
Pamiętał, że na tych z Kongresówki mówiono "antki" lub "bose antki", że na obiad podawano "dukane kartofle" (pureé ziemniaczane). Że ich gościnny pokój i inne salony drobnomieszczańskie pełne były "fizmatentów" czyli bibelotów i ozdób. Pamiętał, że leń był "nygusem", a pędziwiatra, takiego, który nie mógł nigdzie usiedzieć nazywano "lofrem".

Jerzy Sulima-Kamiński pamiętał gwarę bydgoską. I ten oryginalny, ciekawy, odrębny od reszty kraju język zawarł właśnie na kartach tryptyku.

Zapamiętał też, że wśród lokatorów jego kamienicy byli Niemcy. Dobrzy sąsiedzi. Choćby Nitz. W II tomie pomaga matce Jerzusia, gdy chłopak zapada na szkarlatynę, a ojca nie ma w domu, bo pilnuje garbarni Buholca. Wtedy stary Nitz ściąga do domu doktora Dietza. Ten sam Nitz za chwilę wstawi się za ojcem Jurka. Aresztowany przez Niemców, był już naznaczony białym krzyżem. Czyli znakiem śmierci. Miał zostać rozstrzelany za udział w mordowaniu bydgoskich Niemców podczas tzw. krwawej niedzieli. Nitz go wybronił.

Miejsca prawdziwe, ludzie też
- Mąż bardzo chciał tę książkę napisać - wspomina Irena Kamińska, żona twórcy bydgoskiej sagi. - Długo nosił się z takim zamiarem. Niechętnie o tym mówił, ale tak było. Chciał ze swojej pamięci przekazać tamte czasy, znał je z autopsji i opowiadań rodziców. Te wspomnienia miały być poszerzone o tło społeczne Na ile książka jest autobiografią? - W dużym stopniu. Bohaterowie trylogii to autentyczne postaci - rodzice, dziadkowie, ciocia Monisia. Ich przywary, tak barwnie opisane, też są prawdziwe. Wiele miejsc jest autentycznych. Oczywiście, jak to u pisarza bywa - niektóre wątki trochę zostały ubarwione, trochę przekształcone - mówi pani Irena.

Pamięta, jak powstawały kolejne tomy. - Wtedy cykl wydawniczy był znacznie dłuższy. Mąż miał więc czas na wprowadzanie poprawek. Pierwszy i drugi tom pisał bez konspektu, dopiero do trzeciego zrobił sobie nieduży szkic. Po ukazaniu się pierwszej części był niezadowolony. Uważał, że musi niektóre fragmenty poprawić.

Jerzy Sulima-Kamiński nie od razu myślał o stworzeniu sagi. Poprawki poczynione w tomie pierwszym i refleksja, że nie zawiera on niezwykle ważnego dla miasta okresu okupacji niemieckiej i pierwszej powojennej dekady sprawiły, że powstały jeszcze dwie części "Mostu".

W środę, na promocji I tomu "Mostu", który wydała "Pomorska", Zdzisław Pająk z Radia PiK, mówił: - Jurek miał wspaniałą umiejętność znajdowania słów, które działały na wyobraźnię. Napisał to, co zapamiętały oczy i serce.

Jedno jest pewne: od czasu wydania tryptyku nie ukazała się równie dobra książka, opowiadająca o bydgoskim drobnomieszczaństwie, o "soli" - jak Autor pisał - tego miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska