Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Myslovitz: Nie fruwamy w obłokach

Monika Wieczorkowska
Fot. Jarosław Pruss
Rozmowa z PRZEMKIEM MYSZOREM, klawiszowcem oraz współautorem muzyki i tekstów w zespole Myslovitz

Złota Setka-Koncert Myslovitz

Myslovitz: Nie fruwamy w obłokach
Fot. Jarosław Pruss

(fot. Fot. Jarosław Pruss)

- Czytaliście monografię waszego zespołu: "Życie to surfing"?
- Szczerze mówiąc czytałem ją na etapie przygotowań. Jak dostałem wydrukowany egzemplarz, to raczej sobie obejrzałem zdjęcia.

- To biografia bibliofilska, encyklopedyczna i boleśnie szczera. Jakie to uczucie, czytać o sobie za życia?
- Gdzieś tam nas mile łechce, że książka o nas powstała, aczkolwiek kiedy inni ją przeczytali stwierdzili, że zrobiliśmy chyba wszystko, żeby zepsuć wszystkim dobre samopoczucie. Można byłoby pomyśleć, że książka o zespole, który wyjeżdża na Zachód i tam daje koncerty, to będzie marsz po sukcesach, a myśmy siebie tam nie oszczędzali. To żywa historia, z krwi i kości. Oczywiście jest przez nas nie tyle ocenzurowana, ile są rzeczy, które zostawiliśmy dla siebie. Ludzie zazwyczaj odczytują, że byliśmy strasznie skłóceni, że to smutna książka. Nie ukrywaliśmy pewnych rzeczy dotyczących naszych konfliktów. Natomiast żaden z nas nie odbiera tego, jako zamknięcia jakiegoś rozdziału lub zasłużonej nagrody. Faktycznie, pomyślałem sobie, że czuję się trochę nieswojo. Ale myśmy mieli już w swoim życiu różne dziwne wypadki. Prezydent miasta chciał nam kiedyś budować pomnik i trzeba było się sporo namęczyć, żeby mu ten pomysł wybić z głowy.

- Kiedy ogłosiliście zawieszenie koncertów na rok zastanawiałam się, czy to oznaka końca zespołu czy tylko przerwa techniczna, wynikająca ze zmęczenia materiału ludzkiego.
- To nie była przerwa, wynikająca z naszych rozmów. Na pewno była potrzebna Arturowi (Rojkowi - przyp.red.), przynajmniej on tak twierdzi. Nie będę ukrywał, że mnie ta przerwa pozwoliła trochę odsapnąć, złapać dystans, jakąś swoistą równowagę. Wróciliśmy dwa lata temu, jeśli dobrze liczę, teraz będzie miała premierę nowa płyta. Każdy z nas, chcąc nie chcąc, dystansu wobec tego wszystkiego, co się w zespole działo, nabrał. Chyba nam ta przerwa na swój sposób pomogła. Natomiast nie wiem, co by było, gdyby jej nie było - możliwe, że i tak osiągnęlibyśmy ten sam stan, może on nie jest związany z przerwą. Ona się zdarzyła, trudno tak naprawdę wyrokować. Mnie było dobrze w czasie tej przerwy. Powiem szczerze - nie za bardzo mi się chciało wracać, gdy pomyślałem, że znowu zaczniemy grać i jeździć z całym tym cyrkiem.

- Myśleliście o tym, co będzie kiedyś po Mysloviz?
- Fakt, że gramy w zespole Myslovitz, który ma już status instytucji - to niełatwa praca. Cały czas się jeździ. Natomiast mamy też dość dużo wolnego czasu, więc możemy go w rozsądny sposób wykorzystywać. Możemy pracować i robić różne inne projekty, możemy robić nawet kilka projektów na raz. Na razie wydaje mi się, że nie ma takiej opcji, że zespołu Myslovitz kiedyś nie będzie.

Myslovitz: Nie fruwamy w obłokach
Fot. Jarosław Pruss

(fot. Fot. Jarosław Pruss)

- Muzycy żyją z dnia na dzień, bez planu awaryjnego? Istnieje w ogóle ktoś taki, jak muzyk na emeryturze?
- Schodzić ze sceny, to schodzić z niej na własne życzenie. W pewnym momencie cała grupa muzyków w Polsce jak Andrzej Rybiński czy Krzysztof Krawczyk, trafiła na taki dziwny moment, że skończył się komunizm. Trafili na te przemiany i się w tym wszystkim nie odnaleźli - odrzucano automatycznie wszystko, co pochodziło z tamtego okresu. Jednak Maryla Rodowicz, która była przecież ikoną tamtych czasów, w dalszym ciągu świetnie sobie radzi. Krawczyk powrócił z niebytu i to od razu na sam szczyt. Alicja Majewska cały czas śpiewa. Jerzy Połomski słyszałem - nagrywa nowa płytę. Irena Santor nagrała płytę! Myślę, że nareszcie dotarło do nich, że mogą to robić i nikt im tego nie może zabronić, ale musza się postarać w trochę inny sposób niż dawniej, bo radia są opanowane przez zupełnie inna muzykę i rządzą się innymi prawami.

-Wasza nowa płyta "Nieważne jak wysoko jesteśmy" ukaże się lada dzień. Ciekawa jestem czym zaskoczycie?
- Nasz styl jest jak najbardziej myslovitzki, to cały czas są kompozycje mniej lub bardziej nasiąknięte melancholią, wydaje mi się, że dość melodyjne, a przynajmniej staramy się, żeby takie były. Nowa płyta jest pierwszą częścią całości, której druga część wyjdzie w przyszłym roku. Myśmy nagrali 18 piosenek. Trudno było wybrać. Płyta na pewno jest inna, choć nie w tę stronę, w którą wszyscy mogliby się spodziewać, i to mnie strasznie rajcuje.

- Jak bardzo autonomiczni jesteście pracując nad materiałem? Podlegacie naciskom zewnętrznym: wytwórni, producenta?
- Nigdy nie miała na nas wpływu wytwórnia. Nawet, kiedy byliśmy w Sony, mieliśmy podpisany jeden z tych "krwawych" kontraktów, które wszyscy w branży podpisywali na początku lat 90., i z których nie mogli się potem wyplątać. Zawsze mieliśmy szczęście, że nas traktowali na zasadzie "jacyś tam chłopcy z Mysłowicz" (jakoś tak wtedy mówili o naszym zespole) i, szczerze mówiąc, zwyczajnie olewali. Na początku dawało nam to możliwość robienia, czego chcemy i nikt się nie wtrącał, ponieważ firma Sony była wtedy zainteresowana zespołem O.N.A, zespołem Wilki, wszystkimi, tylko nie nami. Bo myśmy się nigdy ani specjalnie nie pchali do Warszawy, ani się nie fraternizowali z branżą. Myślę, że nie do końca wszyscy rozumieli to, co robimy i chyba nawet nikt specjalnie nie wierzył w sukces płyty "Miłość w czasach popkultury". Sukces zaskoczył wszystkich, nas też, przyznam szczerze

- Przerósł ówczesnego wydawcę?
- Zdarzyły się takie rzeczy, które są zresztą opisane w książce, że wiedzieliśmy, że nie podpiszemy już żadnego kontraktu z nikim, na takich zasadach, by ktokolwiek robił cokolwiek, bez naszej zgody. Na odwrót - proszę bardzo, ale nigdy tak, że my coś tworzymy, a ktoś inny ma decydować o tym, jak to wygląda po, zaś my na dodatek mamy brać za to odpowiedzialność jeszcze - nie ma szans.

- Bolesna nauczka dla artysty - zetknięcie z surową rzeczywistością wolnego rynku i wolną amerykanką szołbiznesu?
- Bywają boleśniejsze, dla nas nie była to superbolesna nauczka. Po trzeciej płycie mieliśmy moment kryzysu, załamania wiary w sens tego, co robimy. Mieliśmy długi, które na szczęście po sukcesie tej płyty szybko się spłaciły. A poza tym, to były długi spowodowane tym, że ze sprzedaży płyty zarabialiśmy 7 procent i z tych 7 procent musieliśmy oddać wytwórni dużą kwotę. Takie to były śmieszne sytuacje, że firma już dawno była najedzona, obkupiona, a my byliśmy cały czas na minusie. Superbolesne nie było, aczkolwiek nauczyło nas wiele.

- Mieszkacie cały czas w Mysłowicach, branża skupia się w Warszawie. Co daje wam ten dystans od epicentrum wszystkiego, co decyzyjne i "na fali"?
- Cały czas zachowujemy pion i jakąś normę. Oczywiście ma też dużo minusów: gdybyśmy byli w Warszawie, to - odnosząc taki sukces, jaki udało nam się odnieść - inaczej potrafilibyśmy go wykorzystać. Ale ja osobiście nie żałuję tego, jak wykorzystaliśmy to, co nam się zdarzyło. Myślę, że wszystko jeszcze jest przed nami.

- Kiedy Myslovitz zaczynało w latach 90., wtedy jeszcze jako zespół The Freshmen, na młodej mysłowickiej scenie był ferment twórczy, powstawały zespoły i osobowości dobrze znane w Polsce południowej. Jaka ta scena jest dzisiaj?
- Ferment jest cały czas, bo jak jest jeden czy dwa zespoły i trochę ludzi, którzy się wokół tego kręcą i widzą, jak to działa, że można cos zrobić - to próbują. Jest dość dużo młodych zespołów, my się śmiejemy, że aż - jak na takie małe Mysłowice. To niemałe miasto, ale też żadne centrum kulturalne. Co chwila jednak ktoś w nim wypływa, coś robi, staje się mniej lub bardziej znany.

- Jako doświadczeni i znani koledzy pomagacie, gdy potrzeba?
- Jeśli trzeba. Jeśli chcą. Nie zawsze chcą, bo bywa tak, że część ludzi szuka pomocy, kontaktu, próbuje nas w jakiś sposób wykorzystać prosząc, byśmy im w tym czy innym pomogli, a część na odwrót - robi coś na zasadzie kontestowania nas.

- "Nieważne jak wysoko jesteśmy" przypomina, że z wysoka upada się z większym impetem?
- Nam to nie grozi, bo nie fruwamy za bardzo w obłokach. Nie istniejemy w galaktyce, jesteśmy wolnymi elektronami. I całkiem fajnie nam z tym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska