https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na barce żyło się jak w bombonierce

(maw)
Jan Küchler (pierwszy z lewej) w 1930 roku kupił żelazną barkę „Jan”.
Jan Küchler (pierwszy z lewej) w 1930 roku kupił żelazną barkę „Jan”.
Krystyna Plewińska urodziła się na barce w Toruniu. Inaczej być nie mogło, skoro barkarzami byli jej rodzice, dziadkowie, a może nawet pradziadkowie.

- Piękna była ta nasza rodzinna barka. Duża, żelazna o wyporności 48 ton. Mój tata Jan Küchler kupił ją w 1930 roku. Nazwał ją swoim imieniem. W 1940 roku tata ożenił się z Heleną z domu Rydlewską, która także pochodziła z rodziny barkarzy. Potem na świat przyszłam ja i moja siostra Elżbieta - opowiada nasza Czytelniczka.

Ciasno, ale schludnie

Jak się żyło na berlince? - Wspaniale, choć ciasno. Mieliśmy tylko kuchnię i dwa pokoje. W jednym spali rodzice, a w drugim ja z siostrą i ukochanym psem Moruskiem. W naszym mieszkanku było zawsze czyściutko. Wszystkim opowiadam, że żyło się nam jak w bombonierce - słyszymy.

Żywność dla wojska

Jan Küchler uczył się "szyprowskiego" fachu na drewnianej barce swojego ojca Augusta. Potem sam zajął się przewożeniem towarów. Trzeba przyznać, że można było na tym nieźle zarobić.
Co transportował? Przede wszystkim: cukier, zboże, kakao i węgiel. - Ojciec opowiadał mi, że podczas wojny przewoził także żywność dla wojska. Ładował ją na barkę w Toruniu i dowoził do Warszawy - wyjaśnia pani Krystyna.

Hotel w Krakowie

W 1951 roku berlinkę upaństwowiono. Od tej pory nie była już "Janem" tylko "Ż 5003".
Jan Küchler zmarł w 1950 roku. Jego żonę zatrudniono w "Żegludze na Wiśle". Pracowała tam do emerytury. - Z siostrą zeszłyśmy z barki z 1961 roku. Elżbieta wyszła za mąż za kapitana Huberta Schmidta. Ja podjęłam pracę w "Jutrzence". Tu poznałam mojego męża - opowiada Krystyna Plewińska.
Rodzinna barka przez lata służyła jako hotel w Krakowie. Potem ja złomowano.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska