- Każdy właściciel spożywczaka jest zmuszony do płacenia podatku dochodowego, od nieruchomości, VAT-u. Musimy dać pensję pracownikom, opłacić im składki na ZUS, zapewnić urlop i chorobowe. Uliczni handlowcy są od tego wszystkiego wolni - _mówi właściciel sklepu spożywczego. - _Nie protestujemy przeciwko sprzedawaniu przez działkowców kilku pęczków rzodkiewki albo bukietów kwiatów. Jeżeli jednak na Sikorskiego (_główna ulica w Chełmży - red.) facet wystawia całe samochody jabłek, pomidorów i ziemniaków to nie jest to już działkowiec. On zatrudnia ludzi "na czarno"- wtóruje mu inny sklepikarz.
Towary leżą na ziemi
Właściciele sklepów w Chełmży twierdzą, że jak do nich przyjdzie Sanepid i zobaczy skrzynkę stojącą na ziemi to od razu wlepia mandat.
- _Tych z ulicy nikt nie sprawdza. Handel odbywa się w warunkach urągających podstawom higieny. Sprzedawcy nie mają książeczek zdrowia, nie wiadomo czy nie cierpią na jakieś zakaźne choroby. Artykuły, które jedzą ludzie leżą po prostu na ziemi. Dlaczego nikt na to nie reaguje?! Byliśmy z tym problemem w Urzędzie Miasta, ale tam stwierdzono, że uliczny handel to jest jeden ze sposób walki z bezrobociem - oburza się handlowiec.
Część to działkowcy
Marek Kuffel, wiceburmistrz Chełmży z którym rozmawiała "Pomorska" mówi, że miasto nie będzie ścigać ludzi, którzy sprzedają małe ilości warzyw z własnych działek.
- Bardzo często taki handel pozwala im po prostu zarobić na chleb. Zamierzamy jednak walczyć z nielegalnym handlem dużymi ilościami towaru. Zgadzam się z argumentami sklepikarzy, że jeżeli ktoś na ulicy sprzedaje po kilka skrzynek pomidorów to nie jest działkowcem. Jeżeli proceder będzie kwitł na terenach należących do miasta, straż miejska zostanie zobowiązana do zrobienia z tym porządku. Niewiele natomiast możemy zrobić w sytuacji, gdy handel odbywa się na prywatnym terenie, jak się to np. często dzieje w bramach prywatnych kamienic. Na właścicieli prywatnych terenów miasto nie ma wpływu - przekonuje Kuffel.
Będą zwalniać?
Sklepikarze mówią, że nie odpuszczą tej sprawy. - Jeżeli problem nie zostanie rozwiązany, będziemy musieli zacząć zwalniać naszych pracowników. Po prostu jako właściciele, nie będziemy mieli z czego im zapłacić, a wtedy i tak wielkie bezrobocie wzrośnie. Nikt z nas nie ma nic przeciwko konkurencji. Chodzi tylko o to, by ona była uczciwa.
Na czarno na ulicy
tekst i fot. Kamil Sakałus - Na ulicy towary są tańsze, bo sprzedawcy nie ponoszą żadnych obciążeń podatkowych - twierdzą właściciele sklepów.

- Na ulicy towary są tańsze, ponieważ uliczni sprzedawcy nie ponoszą żadnych obciążeń podatkowych - twierdzą właściciele sklepów.
Czy uliczni sprzedawcy stanowią nieuczciwą konkurencję w stosunku dla właścicieli sklepów?