Stanisław Paprocki z Borówna (gm. Dobrcz) należy do grona nielicznych, którzy zdecydowali się na złożenie wniosków o unijną pomoc w ramach programu „Tworzenie i rozwój mikroprzedsiębiorstw”.
Ma gospodarstwo agroturystyczne i firmę usługową. Za dotację zamierza kupić ładowarkę teleskopową, koparko-ładowarkę i pług obrotowy. Zatrudni w firmie 5 osób, które będą pracowały na nowych maszynach, świadcząc usługi w gospodarstwach innych rolników. Plany ma ambitne, ale nie łatwo jest je zrealizować.
- Program „Tworzenie i rozwój mikroprzedsiębiorstw” jest skomplikowany i bardzo czasochłonny - uważa Stanisław Paprocki. - Dużo uwagi zajęło mi wypełnianie tabelek z wynikami ekonomicznymi i założeniami dotyczącymi działalności przedsiębiorstwa.
Przyjmowanie wniosków trwało od 5 maja, a zakończyło się w poniedziałek. Niektóre zostały wysłane pocztą i jeszcze nie dotarły do agencji, ale już dziś wiadomo, że limit pieniędzy przewidziany na tę pomoc nie został wyczerpany.
W kujawsko-pomorskim chętnych na rozwój i tworzenie firm na wsi jest niewielu. Do poniedziałku w toruńskim oddziale Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa złożono tylko 163 wnioski. Dzień później listonosze przynieśli jeszcze 34.
Wyniki mamy dobre
Dyrektor oddziału agencji w Toruniu, Andrzej Gross jest dobrej myśli: - Nie ma rewelacji, ale nie jest też źle. Wyniki plasują kujawsko-pomorskie na 7-8 miejscu w całym kraju i daje to ponad 40 proc. wykorzystania puli pieniędzy przeznaczonej na to województwo. Świadczą o tym, że nasi mieszkańcy wsi podejmują ryzyko.
Limit pieniędzy, o które mogli ubiegać się biznesmeni, to 70 mln zł. W całym kraju przeznaczono na tę pomoc 1,25 mld zł.
- Jestem bardzo negatywnie zaskoczony tak małym zainteresowaniem tymi dotacjami, zwłaszcza że warunki są dość atrakcyjne - mówi dr Wojciech Knieć, socjolog wsi z UMK. Uważa, że za taką sytuację, można winić nikłe rozpropagowanie pomocy. - Zabrakło zorganizowanej informacji a przedsiębiorcy działający na wsi są szczególnie od nich „odcięci”. Nie było punktów informacyjnych, które powinny znaleźć się w każdej gminie. I drobni biznesmeni nawet nie wiedzą, że mogą starać się o wsparcie.
Zdaniem socjologa, przypomina to sytuację z czasów gdy ruszał program SAPARD. - Wówczas rolnicy też nie wiedzieli, gdzie i jak mogą starać się o dotacje. Dziś radzą sobie doskonale. I teraz tego samego musimy nauczyć drobnych biznesmenów.
Dyrektor ARiMR odpiera te zarzuty: - Nikt nie zmusi przedsiębiorców do sięgania po pomoc. My możemy jedynie informować, zachęcać. I to robiliśmy, natomiast decyzję podejmuje potencjalny przedsiębiorca.
Dobrego złe początki
Ubieganie się o pomoc utrudniło także to, że było sporo zamieszania związanego z tymi dotacjami. - Przesuwano terminy rozpoczęcia naboru, zmieniano kryteria. Początkowo był wymóg, by przedsiębiorca zatrudniał pracowników przez minimum 5 lat - dodaje Wojciech Knieć.
Stanęło na tym, że musi utrzymać miejsca pracy przez dwa lata. A to z pewnością też nie jest łatwe. Musi więc dobrze skalkulować czy firma przyniesie wystarczające dochody. Także to, że nie otrzyma zaliczki jest utrudnieniem. Poza tym, spora liczba takich przedsiębiorców skorzystała z dotacji z urzędu pracy, które można otrzymać w prostszy sposób.
- Jestem jednak dobrej myśli i sądzę, że to są złe początki czegoś dobrego - mówi socjolog.
Przedsiębiorcy najczęściej chcą rozpocząć lub kontynuować działalność handlową i gastronomiczną. Złożyli też wnioski o wsparcie do produkcji mebli biurowych, o prowadzenie salonu kosmetycznego, zakładu kowalstwa artystycznego. Jeśli te projekty zostaną zrealizowanie, powstanie ok. 400 miejsc pracy w województwie.
Dla tych, którzy nie zdążyli w tym terminie jest jeszcze szansa. Zgodnie z rozporządzeniem ministra rolnictwa, kolejny nabór zostanie ogłoszony pod koniec czerwca.
