https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na maksa

Jolanta Zielazna
Drewniany plac zabaw w Sępólnie to pomysł  miejscowego Klubu Młodych Twórców.
Drewniany plac zabaw w Sępólnie to pomysł miejscowego Klubu Młodych Twórców. Jolanta Zielazna
W Kruszynie chłopaki marzyły: żeby tak mieć siłownię. W Sępólnie skateów przeganiała policja, więc myśleli: żeby tak był skate park. No i mają. Nie tylko to, nawet więcej. Sami spełnili swoje marzenia.

     Ze skate parkiem w Sępólnie było tak: - Ludzie się skarżyli, że na deskach jeździmy po chodnikach. Policja przeganiała, bo przeszkadzamy i zagrażamy przechodniom - opowiada Łukasz Oczkowski. - Nie pojedziemy do Bydgoszczy do Myślęcinka, bo nie ma kasy ani czasu. Pomyśleli, że chcieliby mieć u siebie takie miejsce, gdzie nikomu nie będą przeszkadzać, a będą mogli poszaleć. Zebrali grupkę i napisali projekt. Z programu "Make a Connection" (czyli: "Przyłącz się") dostali 6 tysięcy złotych!
     Dyrektor liceum zgodził się przeznaczyć dla nich jedno ze szkolnych boisk. Na asfaltowym placu są schody, zjazdy - to, co potrzebne do wyczyniania rozmaitych ewolucji. - Jeszcze rampa będzie - wyjaśnia Łukasz.
     Chłopaki panują
     
Albo Kruszyn - mała wioska niedaleko Bydgoszczy. - Moje koleżanki dziwią się, ile u nas się dzieje! - opowiada Emilia Kolerska (IV kl, X LO w Bydgoszczy). - Nie wiem, czy myślą, że na wsi to tylko po polu z ziemniakami chodzimy?! Ania Niemczewska (II rok bibliotekoznawstwa, Akademia Bydgoska) : - Tu na maksa wszyscy działają!
     I chyba z tego "działania na maksa" wzięła się też siłownia. To "męska młodzież" wymyśliła, że fajnie byłoby coś takiego mieć. Z pomysłem poszli do Andrzeja Wojnowskiego, wuefisty. - Pan Andrzej znalazł pieniądze - śmieją się z tego "znalazł". Szkoła dała im miejsce - składzik rzeczy niepotrzebnych. Remek Kolerski, Łukasz Szewczykowski, jego brat Daniel i jeszcze kilku ich kolegów wynosili, sprzątali, malowali. Każda ściana jest co prawda inna: zielona, różowa, beżowa, z żółtymi obramowaniami okien, ale nikomu to nie przeszkadza. Takie farby mieli. Sprzęt jest, kto chce może ćwiczyć, ile się podoba. Chłopaki same nad tym panują i jakoś nikt niczego nie niszczy.
     Nakło na dużym ekranie
     
W Nakle dzieci nakręciły reportaż o swoim mieście. Chciały pokazać, jak ono wygląda, co o nim myślą mieszkańcy. Chodziły z mikrofonem po ulicach i pytały: Za co lubi pani Nakło? Odpowiedzi słyszały różne. - Nie lubię Nakła! - zirytowała się jedna pani. Kamerzysta wszystko filmował.
     Powiesiły w rynku dwie płachty papieru. Na jednej napisały "Lubię Nakło za...". Na drugiej "Nie lubię Nakła za...". Najpierw same zaczęły wpisywać. Przechodnie początkowo się przyglądali, później chwytali za mazaki. I dopytywali się: - Przekażecie to gdzieś wyżej?
     Film powstał podczas półkolonii, które dla dzieci zorganizowała młodzież, grupka, która poznała się kiedyś przy okazji wolontariatu. Są grupą nieformalną i taka nazwa do nich przylgnęła: "Grupa Nieformalna". 13 osób, wśród nich Sylwia Knioła (II rok biotechnologii przemysłowej, Akademia Techniczno-Rolnicza w Bydgoszczy), Michał Łopatin (IV klasa, I LO w Nakle,) teraz lider grupy, bo ktoś taką funkcję musi pełnić, Tomek Sobol (I rok filozofii, Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu), Przemek Wieczorek (II rok biologii, UAM).
     Pomysł z filmem chyba się w Nakle spodobał. Podobno jedna z podstawówek przygotowuje teraz folder o mieście.
     Przyłączają się
     
W Nakle, Kruszynie, Sępólnie, w Barcinie, Świeciu, Aleksandrowie - ile jest jeszcze takich miast, miasteczek i wsi, w których młodzież ma pomysły i nauczyła się, gdzie znaleźć pieniądze na ich zrealizowanie. Tworzą świetlice dla młodszych, zajęcia po południu albo podczas ferii, spotkania z astronomią i kto wie, co tam jeszcze wymyślą.
     Buszują w internecie i szukają fundacji, które na takie cele przeznaczają niemałe kwoty. "Obstukaną" mają Polską Fundację Dzieci i Młodzieży, która razem z "Nokią" już trzeci raz przyznawała pieniądze w ramach programu "Make a Connection", szukają w Fundacji Batorego i gdzie tylko się uda.
     Emilia Zagórska, która w Nokii odpowiada za program "Make a Connection" chwali Sępólno: - Są niesamowicie aktywni! Od trzech lat, od początku programu ich projekty przechodzą! Pół miasteczka się zmieniło dzięki programowi.
     Pół to przesada, ale fakt, Sępólno jakby się uparło, żeby u nich działo się najwięcej. I to właśnie za sprawą młodzieży, która ma pomysły. Nie na żadne wielkie zbawianie świata, raczej na poprawianie tego małego wokół siebie. Na przykład placu zabaw.
     Na placu były stare metalowe, połamane sprzęty. Ubiegłoroczna wichura jeszcze bardziej wszystko zniszczyła i rzeczywiście, dzieciaki nie miały gdzie się bawić. Rodzice narzekali, że niebezpiecznie, że może zdarzyć się wypadek.**Trzeba było coś z tym zrobić.
     No to Klub Młodych Twórców napisał projekt. Dostali 6 tysięcy złotych, właśnie z "Make...". To jeszcze było dużo za mało, ale jak młodzież zrobiła dobry początek, to resztę dołożyła gminna komisja rozwiązywania problemów alkoholowych. Miasto przygotowało plac, ekipa stawiała zamówiony zestaw drewnianych urządzeń. - My tylko kawę dowoziliśmy - dowcipkują młodzi. Opowiadają o placu w taki sposób, jakby dobry żart komuś zrobili. Jak tylko ekipa skończyła pracę, dzieci, które na to czekały, od razu wskoczyły wypróbować bujany most, drabinki, wspinały się po siatce. - My też próbowaliśmy - śmieją się dziewczyny.
     W Sępólnie były jeszcze zajęcia pod żaglami, trening szybkiego uczenia, warsztaty garncarskie, grupa chłopaków ćwiczy break-dance. Łukasz Oczkowski: - Trzy razy podchodziliśmy: pisać na to projekt czy nie? Napisaliśmy własnymi słowami, co chcemy i okazało się, że dobrze. Dostali pieniądze na wynajęcie sali, opłacenie instruktora.
     Tyle tych projektów już było, że nawet trudno spamiętać, co z którego programu im się udało! A teraz tworzą Młodzieżowe Centrum Wolontariatu.
     
Można dać innym
     W Kruszynie to "działanie na maksa" chyba mają we krwi, bo tu też ciągle ktoś coś organizuje. Dzieje się tu tyle, że dni i czasu nie starcza. Sala gimnastyczna jest ciągle zajęta. Bo jak panie nie ćwiczą aerobiku, to panowie grają w piłkę albo odbywają się jakieś zawody. Młodzież prowadziła zajęcia teatralne dla dzieci. Nawet z Bydgoszczy przez cały rok szkolny przyjeżdżali uczniowie ze szkoły poligraficznej, żeby najmłodszym poprowadzić zajęcia fotograficzne! Tu znaleźli właściwy klimat, a dzieciaki później zdobywały nagrody na konkursach!
     Chyba nie bez kozery dwie na całe województwo kujawsko-pomorskie organizacje partnerskie dla Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży są właśnie w Kruszynie i w Sępólnie. To dorośli partnerzy młodzieży. Wspierają, podpowiadają, pomagają.
     Zwykle ci dorośli wywodzą się ze świetlic socjoterapeutycznych (jaka to mądra nazwa!), spośród nauczycieli, którzy nie mogą spokojnie patrzeć, jak młodzież nie ma co robić, obija się, jak wiele pomysłów upada z powodu braku pieniędzy, wygodnictwa, niechęci.
     Więc ci dorośli organizują jakiś obóz zimowy albo letni dla dzieci wymagających pomocy i jako wolontariuszy-pomocników zabierają młodzież. Tak to się najczęściej zaczyna.
     Dorota Jendrzejek z Sępólna (niewysoka, śmiała czarnula w szarej bluzce, I rok pedagogiki Akademii Bydgoskiej) tak właśnie zaczynała, jako wolontariuszka na obozie socjoterapeutycznym w Funce.**
- Wiedziałam, że jadę na obóz, ale nie wiedziałam, co będę robiła, za co odpowiadała.
     Sylwia Knioła z Nakła, ta z Grupy Nieformalnej, wpadła w wolontariat przez przypadek, jak sama mówi. - Koleżanka powiedziała, że następnego dnia jest wyjazd na szkolenie.
I została, już prawie trzy lata. - Spodobało mi się to, że wiele mogę dać innym.
     Dagmarę Kozłowską (szkoła policealna, rozpięta koszula w kratkę, nastroszone żelem krótkie włosy) poprosiła grupa z Sępólna, która pisała projekt zajęć podczas ferii zimowych dla dzieci. Musiało być co najmniej osiem osób. Dołączyła do nich i nie żałuje.**- Nie wiem, co bym robiła, gdyby czegoś takiego nie było.
     Sceptycznie do wolontariatu podchodził początkowo Przemek Wieczorek z nakielskiej grupki. - Myślałem, że się nie sprawdzę, nie dam rady i sprawię zawód. Gdy kończyły się półkolonie i rozstawali się z dzieciakami, był zaskoczony, że tak się do nich przywiązał.
     Łukasz Szewczykowski (V klasa Technikum Drzewne w Bydgoszcz) sprowadził się do Kruszyna półtora roku temu. - Aż się zdziwiłem, że tyle osób tu działa i tyle kółek jest. Koledzy szybko mnie wciągnęli.
     
Centrum burzy mózgów
     No i musi być jeszcze takie miejsce, gdzie można się spotkać. Przyjść, pogadać, zrobić burzę mózgów. Ktoś rzuci pomysł niewyraźny jeszcze, ale innemu w głowie zapala się światełko i już zaczynają o tym mówić.
     W Kruszynie takim centrum jest szkoła podstawowa. Wolontariusze to jej absolwenci. Teraz uczą się w technikach, liceach, studiują, ale to ciągle ich szkoła. W pokoju nauczycielskim czują się jak u siebie. Parzą sobie herbatę, dyskutują, do nauczycieli mówią: pani Danko, pani Małgosiu.
     Pani Małgosia Wojnowska jest dyrektorem, drzwi do jej gabinetu są vis-á-vis drzwi do pokoju nauczycielskiego i wszystko otwarte na przestrzał. No chyba, że akurat przyjmuje gości. Pani Gosia wcale nie wygląda na dyrektorkę i radną powiatową. Drobna, z gatunku tych, które spokojnie nie usiedzą, wszędzie ich pełno. Komórka albo telefon ciągle dzwoni, ona popala, ale najpierw upewnia się, że uczniowie nie widzą.
     W Sępólnie mają Klub Młodych Twórców. Pomieszczenia dostali od policji, remontowali i urządzali sami. W Nakle, niestety, takiego miejsca bardzo brakuje.
     
Cmoki i Zozole
     Żeby dostać pieniądze, trzeba się nad projektem dobrze napracować. Nie ma co ukrywać: to niejednego na początku może zniechęcić. Nie wystarczy napisać, co się chce zrobić i ile to może kosztować. Wszystko trzeba szczegółowo opisać: ile osób, w jakim wieku, komu to może przynieść pożytek, jakich efektów się spodziewają i tak dalej. Czasami siedzi się nad tym kilka nocy, do czwartej nad ranem. Projekt trzeba szczegółowo zaplanować, wycenić każdą rzecz. Szczególnie trudny jest budżet.
     Pierwszy młodzieżowy sępoleński projekt to były zimowe ferie dla dzieci ze świetlicy terapeutycznej. (Jaka ta świetlica przytulna!) Nie mogli po prostu napisać, że potrzebne będą 3 pisaki, 10 pędzli, kredki, krepa, farbki. Wszystko trzeba było dokładnie opisać, z ceną. Biegali po sklepach i spisywali ceny bloków, kredek, pędzli, wszystkiego. Jeśli chcieli lizaki, to nie jakieś tam lizaki, ale konkretne. Wpisali: lizaki "Cmok" x 294. Akurat 294, bo: - No, liczba dzieci razy liczba dni, razy liczba konkursów. Jak cukierki, to też trzeba było dokładnie wpisać, że "Zozole" i ile. I tak ze wszystkim.
     Na początku gładko nie było. - _Owszem, były fale, góry i doły**
- mówi Karolina Adamczak (I rok farmacji na bydgoskiej Akademii Medycznej). Ale jaka była radość, gdy okazało się, że projekt przeszedł! Pierwszy i od razu trafiony!
     Biedziło się nad budżetem Sępólno, biedziła się Grupa Nieformalna z Nakła, mozolił się Kruszyn. Ania Niemczewska z Kruszyna:
- Skąd mieliśmy wiedzieć, ile przez 10 miesięcy zajęć będziemy potrzebowali plasteliny, nożyczek, bloków? A jeszcze trzeba wpisać koszty osobowe, nieosobowe. Dla młodzieży to trudne. Ania mówi wprost:**- To dla nas było mało istotne!
     Na szczęście są specjalne szkolenia, na których można się tego nauczyć.
     
Bez kasy
     **Czasami, kiedy tak się ekscytują pomysłami, dyskutują, ich koledzy pytają:
- Jaką masz z tego kasę? _I śmieją się, gdy słyszą, że nic. Tyle się namęczyć za darmo, dla innych?!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska