Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na początek kupił wyspę od kacyka. Za: tużurek, cylinder i skrzynki rumu

Roman Laudański
Zatoka Ambas - miejsce 30-hektarowej plantacji na wybrzeżu, obecnie miasto Limbe, dawniej Victoria w Kamerunie.
Zatoka Ambas - miejsce 30-hektarowej plantacji na wybrzeżu, obecnie miasto Limbe, dawniej Victoria w Kamerunie. Agata Kosmalska
Przez chwilę mogliśmy poczuć namiastkę kolonialnej potęgi. 130 lat temu Stefan Szolc-Rogoziński założył polską plantację w Afryce. Po latach odkryto tam złoża ropy naftowej. Gdyby historia potoczyła się inaczej...
miejsce zatonięcia Łucji Małgorzaty
miejsce zatonięcia Łucji Małgorzaty

miejsce zatonięcia Łucji Małgorzaty

Do dalekich podróży może zainspirować przypadek, napis okryty na przydrożnej kapliczce. Maciej Kłósak, kierownik wyprawy do Kamerunu mieszka w Ostrowie Wielkopolskim. Przed jego domem stoi kapliczka. Podczas prowadzonych prac odnalazł dedykację rodziny Ostrowskich, która ufundowała ją niejakiemu Ostrowskiemu po szczęśliwym powrocie z wyprawy do Afryki.

Kiedy w archiwach zaczął szukać śladów tej rodziny - natrafił na zapiski o wyprawie Rogozińskiego z 1882 roku! Kaliszanin, Stefan Szolc - Rogoziński chciał odkryć białe plamy na mapie Afryki. Zaplanował podróż na terytoria dzisiejszego Kamerunu.

W tym czasie Agata Kosmalska, bydgoszczanka, podróżniczka i redaktor naczelna "Dookoła Świata" przemierzała peruwiańskie Andy. Maciej Kłósak zaproponował jej wspólny wyjazd do Afryki. - Wcale nie byłam przekonana do wyprawy śladami Rogozińskiego - opowiada Agata Kosmalska. - Materiałów źródłowych było niewiele. I to niekoniecznie prawdziwych. Rogoziński w dziennikach mieszał fakty z marzeniami. Na dodatek w tych rejonach Afryki łatwo o malarię i AIDS.

Przeczytaj także: Grudziądzanin pokazał nam "swoją" Afrykę [zdjęcia]

Agata przeanalizowała dostępne źródła. Szukała ich m.in. w Muzeum Etnograficznym w Warszawie. Dariusz Skonieczko, pracownik muzeum i afrykanista zgodził się wyruszyć z nimi w podróż. Do grupy dołączył operator kamery Julian Kernbach. Im bardziej analizowali dokumenty, tym mniej zgadzały się fakty. Ustalili, że podróż zajmie im trzy tygodnie.

Najprawdopodobniej Stefan Rogoziński zaraził się podróżowaniem w czasie służby w carskiej marynarce. Opłynął żaglowcem Afrykę. Może wtedy zdecydował, że zostanie żeglarzem, odkrywcą, podróżnikiem i badaczem? Statek "Łucja Małgorzata" kupił we Francji. Do Afryki wypłynął z Hawru.

W 1882 roku wyprawa Rogozińskiego dotarła do Fernando Po (obecnie wyspa Bioko). Dziś należy do Gwinei Równikowej, oddalona jest kilkadziesiąt kilometrów od Zatoki Gwinejskiej. Wtedy tereny dzisiejszego Kamerunu nie miały przynależności państwowej. Zamieszkało je ok. 250 plemion. Następnie wyprawa Rogozińskiego dopłynęła do wysepki o stromych zboczach - Mondoleh. Dokładnie tak opisywał ją Rogoziński. Zachował się nawet murowany fundament, który mógł służyć do cumowania statku. Czy przybiła tam "Łucja Małgorzata" Rogozińskiego? Agata Kosmalska z uśmiechem przypomina, że była to "polska" wyspa, którą Rogoziński kupił od kacyka za drobiazgi m.in. tużurek, cylinder i skrzynki rumu.

Na Mondoleh Rogoziński zbudował polską stację badawczą (na wyprawę zabrał instrumenty geologiczne i meteorologiczne). Wyprawiając się przez Kamerun nadawał szczytom polskie nazwy, co przysługiwało mu, jako odkrywcy. Mount Rogoziński nazywa się dziś Mount Kamerun i jest najwyższym szczytem Afryki Środkowej i Zachodniej. Były wulkan Góra Bogów ma ponad cztery tysiące metrów, prowadzi na nią bardzo strome podejście.

Wyruszyli w Sylwestra 2013 roku. W Kamerunie przekonali się, że nawet w XXI wieku przemierzanie Afryki niewiele zmieniło się od czasów Rogozińskiego. Rzeki wiły się przez busz zamieszkały m.in. przez czarną mambę, której jad zabija bardzo szybko. A na śmigłowiec z surowicą liczyć nie mogli. Nie było od kogo pożyczyć łodzi. Opcja noclegów we wsiach była problematyczna. O wynajęciu rowerów lub samochodu, żeby zwiedzić okolicę mogli pomarzyć. Dziko było, jak to w Afryce.

Na miejscu okazało się, że docieranie do wiosek, które przed laty odkrywał Rogoziński, nie jest wcale takie proste. Lepsze drogi łączą tylko główne miasta Kamerunu. Mieszkańcy wsi nie pamiętają niczego, co wydarzyło się wcześniej niż przed kilkoma dniami, a oni szukali śladów sprzed 130 lat, kiedy te tereny odkrywał Rogoziński. Na dodatek w tamtym klimacie nie przetrwały nawet domy kolonialne z tamtych czasów.

Nie wiadomo, czy Rogoziński marzył o założeniu polskiej kolonii w Afryce. Uczestnicy wyprawy mówią, że nie zachowały się materiały, które by o tym świadczyły. - Nie mógł też powiedzieć tego wprost - wyjaśnia Agata Kosmalska. - W czasach zaborów nie było Polski na mapie. Gdyby zaborcy dowiedzieli się, że ma taki pomysł, to groziłaby mu nawet śmierć. Jego ojciec był Niemcem. Studiował w rosyjskiej szkole, ponieważ Kalisz był wówczas w zaborze rosyjskim. Prosił nawet Rosjan o pieniądze na wyprawę. Jak zareagowaliby zaborcy na hasło: dajcie pieniądze na wyprawę, dzięki której założę polska kolonię w Afryce?!

Prędzej umożliwiliby mu zwiedzanie Syberii!

W Afryce Rogoziński odkrył również dwa jeziora. Jedno z nich nazywał imieniem Benedykta - na cześć Benedykta Tyszkiewicza, który ugościł członków wyprawy na Maderze i pomógł im w remoncie statku.
Nazwy: góra Rogozińskiego i jezioro Benedykta nie przetrwały. Może miejscowi zmienili je, ponieważ ani Rogoziński, ani Benedykt nie było im łatwo wymawiać?

Rogoziński najpierw założył trzydziestohektarową plantację, żeby zaopatrywać naukowców ze stacji badawczej. W tym czasie kolonizacją tej części Afryki zainteresowali się Niemcy i Brytyjczycy.

Agata Kosmalska: - Niemcy wydali wyrok śmierci na Rogozińskiego. Najpierw chcieli go stamtąd przegonić, ale on się nie dał. No to postanowili go zabić. Zginąłby, gdyby Niemcy nie pomylili go ze wspólnikiem Janikowskim. Aresztowali Janikowskiego, a gdy zauważyli pomyłkę, uwolnili go.

Następną plantację o powierzchni pół tysiąca hektarów Rogoziński założył w sąsiedztwie dzisiejszej stolicy Gwinei Równikowej. W tamtych czasach była to, o czym w Polsce pamięta niewielu - trzecia co do wielkości plantacja w Afryce!

Niestety, Rogoziński, miał ciągłe problemy z pracownikami plantacji. Podróżniczka dodaje, że tamtejsi mieszkańcy nie należą do zbyt pracowitych. W Gabonie sami nie zerwą banana z drzewa, ale kupią od Kameruńczyka na granicy. Pieniędzy mają tyle, by nie cierpieć głodu. Na nasze, europejskie, oko wyglądają biednie, ale coś jest w ich kulturze, co sprawia, że nie przepracowują się. Kobiety ubrane są niezwykle elegancko. Umalowane, z ułożonymi włosami.

Może dlatego Rogoziński nie mógł się uporać z pracownikami?Kiedy Niemcy i Brytyjczycy zaczęli rywalizować o ten kawałek Afryki Rogoziński najprawdopodobniej przekazał plantację pod protektorat władz brytyjskich, ale oni niestety oddali plantację Niemcom. W księgach brytyjskich przetrwały potwierdzające to dokumenty. Także korespondencja między Rogozińskim a państwowymi archiwami brytyjskich ogrodów botanicznych Kew Garden. Rogoziński pisał o miejscowych roślinach, nasionach. Pytał o herbatę, kakao. Tomczek, trzeci Polak uczestniczący w wyprawie Rogozińskiego odkrył, że rośnie tam kauczuk i pokazał miejscowym jego najróżniejsze zastosowania. To było ogromne odkrycie.

Agata Kosmalska przypuszcza, że początkowo Brytyjczycy zobowiązali się do zwrotu obu plantacji Rogozińskiego po wyzwoleniu Polski. - Czy gdyby te ziemie należały wtedy do nas, to jako państwo kolonialne mielibyśmy większy majestat na świecie? zastanawia się Agata Kosmalska. Przypuszczam też, że Brytyjczycy powinni wypłacić nam w tej sytuacji odszkodowanie. W innym wariancie czy nie powinni tego zrobić Niemcy?

A może nic jeszcze nie zostało definitywnie rozstrzygnięte? I wystarczy wynająć renomowaną kancelarię, by osiągnąć efekt?

Po latach, na terenie byłych plantacji Rogozińskiego zostały odkryte złoża ropy naftowej. Gdyby przetrwały one do dzisiaj, to Polska miałaby więcej pieniędzy z tytułu wydobycia ropy naftowej?

Rogoziński dopływał na wyspę Fernando Po w dwie-trzy godziny. Wypijał ze znajomymi kawę, rozmawiali pewnie o uprawach lub polityce i wracał do domu na Mondoleh. - My straciliśmy na dotarcie na tę wyspę trzy dni i jeszcze korzystaliśmy z samolotu, ponieważ po zatoce nie pływają żadne statki pasażerskie, istnieje również niebezpieczeństwo ze strony dzikich flot. - opowiada Agata Kosmalska. - Nadłożyliśmy drogi, jadąc zgnieceni i sponiewierani autobusikami przez Gabon, łącznie ponad 1000 km. Z wyprawy jesteśmy zadowoleni, choć zabrakło nam jeszcze dwóch tygodni, żeby rozwiązania nurtujących nas dwóch punktów, a mianowicie katarakt na rzece Mungo i wodospadów na rzece Wouri . Nie odnaleźliśmy 30-metrowych wodospadów, o których napisał Rogoziński. Może miejscowi przewodnicy chcieli nas wyprowadzić w pole, a raczej w busz i zmęczyć? Po kolejnej godzinie błądzenia zagroziliśmy, że jeśli nie doprowadzą nas do samochodu, to nic im nie zapłacimy. Poskutkowało.

Drugi raz próbował ich oszukać taksówkarz, który doładował na pakę taksówki stertę bananów. Przeciążeni, bez zapasowego koła i wulkanizacji próbowali przejechać kilkaset kilometrów. Zamiast siedmiu godzin zajęło im to czternaście.

Zdjęcie zrobione w zatoce, z prawej strony w oddali widać wyspę Mondoleh.
Zdjęcie zrobione w zatoce, z prawej strony w oddali widać wyspę Mondoleh. nadesłane

Zdjęcie zrobione w zatoce, z prawej strony w oddali widać wyspę Mondoleh.
(fot. nadesłane)

Żaglowiec "Łucja Małgorzata", którym Rogoziński dopłynął do Afryki, został sprzedany. Kiedy nowy właściciel zaczął go holować, rozbił się na skałach i zatonął nieopodal jego wyspy. Jeśli nie przemieściły go podwodne prądy wrak spoczywa na dnie do dziś.

- Gdybyśmy dostali pozwolenie na podwodne poszukiwania, a to jest realne, moglibyśmy go odszukać snuje dalsze plany Agata Kosmalska. Przecież mogły na nim przetrwać jakieś polskie pamiątki? Honorowa konsul Polski, pochodząca z Ostrowa Wielkopolskiego, jest żoną doradcy prezydenta. Dlatego moglibyśmy liczyć na dobre przyjęcie.

Faktoria, na terenie której znajdowały się 30 ha plantacji Rogozińskiego, po wojnie okazały się najpiękniejszymi plażami Kamerunu. Tam stanęły najpiękniejsze hotele, przyjeżdżali dyplomaci, do czasu odkrycia złóż ropy naftowej, przez co krajobraz zmienił się diametralnie. Gdyby historia potoczyła się inaczej, moglibyśmy najpierw plażować w Zatoce Gwinejskiej, a później zarabiać na wydobyciu ropy naftowej.
Ot, takie kolonialne marzenia.

Z Gabonu przywiozła maski, które dostała od braci z misji katolickiej w Ntoum. Robią je plemiona praktykujące dawne wierzenia, które pozostają tematem tabu, jak kastrowanie kobiet, odbieranie życia zwierzętom, a nawet ludziom podczas inicjacji. Przyjęcie chrześcijaństwa w tej sytuacji może zapobiegać kultywowaniu dawnych wierzeń. Miejscowi mają fetysze i maski dobre: na wyzdrowienie, urodzenie dziecka, a także złe. Jeśli komuś żyje się lepiej, to można go bezkarnie otruć. Zakochana dziewczyna nie może ujawnić, kogo kocha, bo zazdrość koleżanek może również zagrażać życiu.

Agata Kosmalska, podróżuje, wydaje czasopismo "Dookoła świata", pisze artykuły, prowadzi prelekcje i organizuje wyprawy. Pracuje nad zbiorem reportaży z Gabonu, Gwinei i Kamerunu (owoc wyprawy śladami Rogozińskiego). Stowarzyszenie "W drodze", którego jest prezesem właśnie zakończyło IV Edycję Festiwalu "Podóżnicy" w Bydgoszczy i organizacją największego spływu kajakowego w województwie.

Podróżuje od zawsze. Uśmiecha się, że wystarczy wyruszyć w świat pierwszy raz, by zarazić się na zawsze. Skosztowanie innej kultury wciąga. Zawsze już chcesz więcej i więcej. Dowiadujesz się o kolejnych ciekawych miejscach i jedziesz. Kupujesz bilet i wyruszasz. Nie musisz się męczyć ekstremalnie, targać ciężkiego plecaka, bo możliwości są różne. Są droższe i tańsze hotele i zimne piwo po całodziennym zwiedzaniu. Poznaje się innych ludzi, fantastycznych i interesujących. - Do życia, do podróżowania podchodzę optymistycznie zapewnia Agata. Ludzie są dobrzy, a złych jest niewielu. Do ludzi trzeba się uśmiechać, dzielić się z nimi dobrymi emocjami, wtedy żyje się nam lepiej. Do nowej wyprawy wystarczyłby jeden telefon: brakuje nam czwartej osoby na wyprawę do Sudanu. Jedziesz? Jeśli są pieniądze, mogę uczestniczyć - jadę. Znajomi szykują się do wyprawy po Europie. Zapytali, czy pokaże im kilka miejsc. A czemu nie? Mam ochotę na każdy wyjazd.
Planuje (m.in. z torunianką Agnieszką Siejką) przepłynięcie najgłębszego kanionu świata. 120 kilometrów pontonem. Silny nurt. Wysokie ściany. Wodospady.

Można mieć i takie marzenia.

Zapewnia, że nie ma nic fajniejszego od powrotów z wyprawy. A kiedy podczas podróży musisz zmagać się ze zmęczeniem, ledwo idziesz, to myśli sobie, a czy ja domu nie mam? Co ja tu robię? Ale po miesiącu już zaczyna się dłużyć. Szczególnie, kiedy u nas jest zimno, a strony, w które za chwile wyruszysz, oferują słońce.
PS. Stefan Rogoziński zginął w wypadku pod kołami konnego omnibusu w Paryżu. Miał 35 lat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska