Tylko z poczucia obowiązku spędziłem pół dnia w towarzystwie Donalda Tuska i sejmowych śledczych. Człowiek sercem jest w lesie, gdzie wysypały właśnie grzyby (nazbierałem pół siatki opieniek!), a tu usnąć można przed monitorem na seansie politycznego wrestlingu. Ani intencją komisji nie jest odnalezienie prawdy, ani intencją przesłuchiwanego - pomoc w zbliżeniu się do niej. Ot spektakl na tanie gagi - kto kogo ośmieszy, kto da się zapamiętać w wieczornych migawkach telewizyjnych.
Jeszcze większego niesmaku nabrać można czytając komentarze. Trochę jak z jazdą figurową na lodzie - ponieważ kryteria nie są jasne, zawsze można powiedzieć, że nasz chłopak - choć złamał nogę - wychodzi w walki jako moralny zwycięzca.
Gdy posłowie ślęczą nad losem Falenty, zastanawiam się gdzie są te harde prokuratury, gdzie zreformowane sądy, które jak burza miały przetrząsnąć aferę Amber Gold? Na razie burzę widać jedynie w Sądzie Najwyższym, gdzie z powodu przejścia sędziów w stan spoczynku, mnóstwo spraw spadło z wokandy.
Po wyborach samorządowych w kręgach opozycji zapanował entuzjazm, że PiS - choć ugrał sejmiki - to jednak zaczyna się kruszyć. Być może. Kto wie, może nawet zjednoczonemu antyPiS-owi uda się przejąć władzę (wszak “wszystko lepsze niż PiS”). Niezależnie jednak od konfiguracji, kolejne wybory nie załatają potężnego polskiego pęknięcia. Młócka polskich plemion pozostanie elementem krajobrazu. Zmienią się komisje i obwinieni, ale nie zmieni się klimat, przez których odechciewa się ludziom cieszyć ze wspólnego państwa.
W miastach trwają już przygotowania do uroczystych obchodów. Ma być podniośle i radośnie. Pofruną nadziewane patosem orły z czekolady. A może dziś, jak nigdy wcześniej, warto przypominać, jak krótka była ta wyświęcona wolność i jak szybko zakończyła się obozem koncentracyjnym dla politycznych przeciwników?