
MIEJSCE 6: "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" (reż. Maria Sadowska)
W „Sztuce kochania. Historii Michaliny Wisłockiej” Magdalena Boczarska zagrała rolę życia, w efekcie czego otrzymaliśmy bardzo dobry film, będący od początku do końca przemyślaną i dopracowaną produkcją. Doskonale się to ogląda, a ekipa Watchout Productions powoli staje się gwarancją jakości. Co prawda w 2012 popełnili słabe „Big Love”, ale koprodukcją krótkometrażowego „Mazurka”, a następnie produkcją „Bogów” i teraz „Sztuki kochania” udowodnili, że doskonale wiedzą, jak powinno działać kino. I nie patrzcie na Michalinę Wisłocką wyłącznie jak na kobietę, która uczyła masturbacji i uświadamiała czym jest orgazm, ale jak na człowieka, który po prostu walczył o swoje racje. Czy wygrała? To już ocenicie sami.
"Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" [RECENZJA]

MIEJSCE 5: "Człowiek z magicznym pudełkiem" (reż. Bodo Kox)
„Człowiek z magicznym pudełkiem” to pełna uroku historia miłosna, pozwalająca nam wierzyć, że uczucie jak z filmu oraz szczęśliwe zakończenia naprawdę są możliwe. Scena postapokaliptycznego seksu to jedna z najlepszych scen, jakie w ostatnim czasie widziałem, a przeslanie jakie z niej płynie jest jasne i klarowne: kochajmy się, nawet jeżeli dookoła wali się świat. Lepsze jutro było wczoraj? Nie byłbym tego taki pewien. Piękne kino.
"Człowiek z magicznym pudełkiem" [RECENZJA]

MIEJSCE 4: "Twój Vincent" (reż. Dorota Kobiela, Hugh Welchman)
„Twój Vincent” budzi podziw i wprawia w zdumienie. To nie jedynie wyjątkowe widowisko filmowe, lecz kinematograficzne przeżycie, oddające czym jest magia kina. Oscar? Złoty Glob? Mocno kibicuję.
"Twój Vincent" [RECENZJA]

MIEJSCE 3: "Królewicz Olch" (reż. Kuba Czekaj)
„Królewicz Olch” jest świetnie nakręcony oraz zagrany. Kuba Czekaj w pełni zrealizował swoją wizję i dopieścił film stylistycznie oraz muzycznie. Widać, że w tę produkcję włożono więcej pracy niż w „Baby Bump”, gdyż jest dojrzalej, bardziej spójnie i wyraziście. Całość jest czytelniejsza i bardziej przystępna dla widza, a do tego ogromnie fascynuje i nie daje o sobie zapomnieć po projekcji. Jeżeli teraz publiczność nie „kupi” tego dzieła, to coś mi podpowiada, że za kilka lat będziemy mówić, iż „Królewicz Olch” wyprzedził swoją epokę.
"Królewicz Olch" [RECENZJA]