Po ogłoszeniu stanu wojennego, po licznych ostrzeżeniach towarzyszy z komitetu, przez ponad dwa lata nie mogli występować na scenie. Mieli oficjalny zakaz, taki czerwony wilczy bilet.
Za Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wszystko stanęło na głowie. Kiedy prawica dochodzi do władzy - są wrednymi komuchami, którzy omal nie planowali stanu wojennego. Są też - jak piszą w listach czy internecie prawdziwi Polacy - "pełnymi nienawiści pier... Żydami", którzy niebawem "zawisną na gałęzi obok Jaruzela". Ba, trafili nawet do PiS-owskiej "Księgi hańby i nienawiści" za słynny wiersz o kaczce dziwaczce, która skończyła na talerzu (kaczka, nie księga), w buraczkach zresztą.
Marek Sobczak ze łzą w oku wspomina też czasy rządów lewicy - SLD z PSL: - Wtedy staliśmy się "wrednymi przechrztami, chodzącymi na pasku prawicy" i, co oczywiste, hierarchii oraz całego kleru.
Twierdzą jednak, że nie reprezentują żadnej barwy politycznej, nie mieli, nie mają i nie będą mieli żadnych partyjnych barw: - Dla nas jedynym wyznacznikiem jest to, żeby władzy patrzeć na ręce, jaka by ona nie była.
Jeżdżą więc po kraju i dowalają tej władzy. Czasami, kiedy szef domu kultury lub menedżer połapie się, że to właśnie ta "Klika" od ciętych felietonów w "Angorze", przestaje być zabawnie.
- Często pytają - opowiada z powagą Szpak - czy będziemy grali tak, jak piszemy w tych felietonach? A na to Marek tłumaczy, że trochę ostrzej, bo te felietony są jakoś zbyt grzeczne.
Bywa, że odwołują też ich koncerty z różnych najdziwniejszych przyczyn. - To nie uległo zmianie do dziś - przekonuje Sobczak. - Szczególnie w mniejszych miejscowościach, w których światły kler potrafi apelować z ambony, by na "Klikę" nie chodzić. Są też wstrząśnięci faktem, że paru dyrektorów domów kultury straciło posadę, bo władzom teksty kilki z "Kliki" wyjątkowo nie leżą.
Wspominają - porównując czasy - jak to za komuny, gdzieś w Kieleckiem, przed ich występem do menedżera kabaretu dotarł pilny telegram z poleceniem:"Nie dopuścić wszelkimi dostępnymi środkami do występu "Kliki"...
Najnowsza historia Polski według Antoniego Szpaka i Marka Sobczaka z bydgoskiego kabaretu "Klika"
W"Domu Wariatów Polska" - jak nazywają nasze prastare gniazdo - dziwactw jest sporo, ale taki scenariusz nie wpadłby im nigdy do głowy, choć satyrą parają się od 35 lat.
Impreza dożynkowa w miasteczku X. Obok sceny - krzyż. Punkt pierwszy - msza i modlitwy, później prezentują się zespoły ludowe, piosenkarze, recytatorzy. Kolej na "Klikę".
Nagle wychodzi konferansjer dławiąc się ze śmiechu i zapowiada występ kabaretu. Ale przedtem ogłasza kwadrans przerwy:
- Bo trzeba wynieść krzyż... - objaśnia publice.
Ale są też oznaki normalności: - Gramy jakąś imprezę w zamkniętej sali. W pierwszym rzędzie siedzą trzy zakonnice i jowialny ksiądz. Wychodzimy na scenę, jedziemy po różnych komisjach majątkowych, normalny program. A ksiądz ryczy ze śmiechu. Zdumione zakonnice patrzyły na ojca z niesmakiem. Wreszcie ostentacyjnie pytają, czy on też wychodzi. Dobrodziej na to, że bawi się świetnie. Po koncercie przyszedł nam pogratulować.
(CDN)
Na Tydzień Humoru "Pomorskiej" przygotowaliśmy dla internautów dwa konkursy z nagrodami. Zapraszamy do przesyłania na internetowy adres "Gazety Pomorskiej" - [email protected] - najlepsze Waszym zdaniem, dowcipy i najkomiczniejsze zdjęcia oraz własne filmy lub linki do śmiesznych filmików znalezionych w internecie. Dla zwycięzców - pakiety najlepszych komedii.
Czytaj e-wydanie »
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
