Najpierw był gol, a po meczu ... piwko?
Nie było co świętować! Remis pozostawił w nas niedosyt. Ale było fajnie. Odwiedziła mnie rodzina i po meczu spędziliśmy miło czas.
Przy bramce zachował się pan, nomen omen, jak lisek w kurniku..
W poprzednich meczach mieliśmy problem z wykonywaniem stałych fragmentów. Trenerzy to zauważyli, więc na treningach poświęciliśmy temu elementowi więcej uwagi. Ważne okazało się ustawienie moje i kolegów. Gdy piłka, w wyniku pojedynku Michała Markowskiego i rywala, opadła na murawę znalazłem się w odpowiednim czasie i miejscu.
I uderzył pan... lewą nogą. Instynktownie?
Rzeczywiście, to nie była nominalna noga. Ale w takich sytuacjach nie ma czasu na rozmyślanie, którą z nóg uderzyć. Kopnąłem sytuacyjnie w kierunku bramki; trochę szczęśliwie, bo futbolówka poszybowała między nogami bramkarza. Kto będzie, zresztą, pamiętał takie szczegóły...? Liczy się to, co jest "w sieci".
Wojciech Lisowski odżył sportowo w Chojnicach?
Na pewno czuję się w tym otoczeniu dobrze. Otrzymałem szansę regularnej gry, mam możliwość podnosić swoje umiejętności. Dla piłkarza nie ma nic ważniejszego od gry.
Cały wywiad w środowej "Gazecie Pomorskiej" - wydanie chojnickie. Możesz kupić też e-wydanie.
Czytaj e-wydanie »